Mógł być wielką gwiazdą filmu. Wybrał piłkę i... Cracovię

Getty Images / Jakub Porzycki/NurPhoto / Na zdjęciu: David Kristjan Olafsson
Getty Images / Jakub Porzycki/NurPhoto / Na zdjęciu: David Kristjan Olafsson

Zdobywca najbardziej zaskakującego hat-tricka w tym sezonie Ekstraklasy to człowiek wielu talentów. Trenował gimnastykę oraz stawiał pierwsze kroki jako aktor. Ostatecznie zamiast hali czy sceny wybrał boisko. W Polsce już robi furorę.

W tym artykule dowiesz się o:

Zabrakło wiele, aby zamiast piłkarzem został pan osobowością telewizyjną?

David Kristjan Olafsson, piłkarz Cracovii: Bliskim znajomym mojej rodziny jest człowiek zaangażowany w niemal wszystko, co związane z aktorstwem na Islandii. Dostawałem propozycje wielu ról. Przez pewien czas łączyłem futbol z grą aktorską. Rzadko bywałem w szkole: poświęcałem czas na treningi i mecze, a na dodatek pozwalano mi na przerwy od nauki, żebym mógł zajmować się aktorstwem. Zrobiło się tego trochę za dużo. Miałem 14 czy 15 lat, gdy przyszedł moment dokonania wyboru. Moim głównym celem była piłka. Odrzuciłem jedną z ról, potem już się ze mną nie kontaktowano. Nie mam przekonania, że stałbym się gwiazdą telewizji, natomiast na pewno mogłem pójść tą drogą i zostać aktorem.

Jak do tego doszło, że trafił pan do serialu dla dzieci?

Duży wpływ miała moja siostra, siedmiokrotna mistrzyni Islandii w gimnastyce, która jednocześnie grywała w serialach. Od słowa do słowa wyszło, że ma młodszego brata, który również uprawia gimnastykę. Robiłem salta i inne akrobacje, a tego wymagano do tej roli. Byłem wysportowanym dzieckiem, potrafiłem robić rzeczy, które dla większości rówieśników stanowiłyby ogromny problem. To było kluczowe na początku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Bramkarz był bezradny. Kapitalny gol w Hiszpanii

Serial cieszył się na Islandii dużą popularnością?

To islandzka produkcja, bardzo znana w moim kraju. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że również w innych państwach "Leniuchowo” było tak popularne. Będąc już starszy, niekiedy dostawałem wiadomości od zaskoczonych osób, które zobaczyły mnie w serialu. Bardzo mnie to bawiło.

Nie czuł pan tremy przed kamerami?

W dzieciństwie raczej się o tym nie myśli. Przychodziłem na nagranie, robiłem swoje i wracałem do domu. Prawdopodobnie dzisiaj byłbym znacznie bardziej zdenerwowany.
Talent gimnastyczny miał pan porównywalny do siostry?

Przejawiałem spore zdolności. Brałem udział w zawodach, lecz nigdy nie zbliżyłem się do poziomu siostry, która dzięki gimnastyce zwiedziła cały świat. Dość szybko skończyłem trenować. Gdybym kontynuował, zapewne byłbym w stanie poradzić sobie w tej dyscyplinie.
Umiejętności gimnastyczne są bardzo przydatne na boisku.

Zwłaszcza na starcie z nich korzystałem. Kiedy zaczynałem grać w piłkę, miałem bardzo silne ciało. Na Islandii to dość popularne, że młodzież łączy futbol lub piłkę ręczną z trenowaniem gimnastyki. Wzmacnia się wtedy między innymi kręgosłup, to dobra mieszanka.

Eidur Gudjohnsen to piłkarski idol dla całego pańskiego pokolenia?

Zacząłem trenować piłkę nożną stosunkowo późno, bo w wieku 12-13 lat. Gudjohnsen był wówczas świetnym zawodnikiem; wszyscy wiedzieliśmy, kim jest, wielu się na nim wzorowało. Jako Islandczycy podziwialiśmy przede wszystkim jego oraz Gylfiego Sigurdssona. Moim idolem był również Johann Berg Gudmundsson - obecnie występuje w Arabii Saudyjskiej, ale przez wiele sezonów grał w Premier League i Championship jako zawodnik Burnley.

Odczuwa pan pewną odpowiedzialność, będąc pierwszym Islandczykiem w historii Cracovii?

Postrzegam to jako bardzo pozytywny fakt. Przyjemnie jest trafić do ligi, w której dotychczas nie występowało wielu zawodników z mojego kraju, otworzyć furtkę, być może uczynić Ekstraklasę popularniejszą. To świetne rozgrywki, z wieloma kibicami, którzy przejawiają mnóstwo pasji. Każdemu na Islandii bez wahania polecam polską ligę.

Które z zagranicznych rozgrywek wzbudzają największe zainteresowanie w pana ojczyźnie?

Oprócz Premier League kibice śledzą te ligi, w których uczestniczą islandzcy zawodnicy. Na popularności zyskuje Serie A, ze względu na Alberta Gudmundssona z Fiorentiny. W Ajaksie ciekawie rozwija się Kristian Hlynsson, więc zainteresowaniem cieszy się także Eredivisie.

Co islandzki piłkarz wie na temat Ekstraklasy?

Parę lat temu w Jagiellonii Białystok występował obrońca Bodvar Bodvarsson. Islandia to niewielki kraj, więc tak się składa, że to mój dobry kolega. Z Danielem Leo Gretarssonem grałem w jednym klubie w Norwegii; kiedy był zawodnikiem Śląska Wrocław, dzwoniłem do niego, opowiadał o lidze. Znam się również z Aronem Johannssonem, który przez krótki czas występował w Lechu Poznań. Dzięki nim wiedziałem co nieco o Ekstraklasie, oglądałem nawet kilka spotkań z ich udziałem.

Polska liga jest bardziej wymagająca niż zmagania w Norwegii oraz Szwecji?

Trudno jest porównywać rozgrywki w różnych krajach, każda liga ma charakterystyczne cechy, które odczuwa się szczególnie, będąc na murawie. Ekstraklasę wyróżnia intensywność, jest dużo pojedynków, zawodnicy są silni i szybcy. Każda drużyna ma dobrze wypracowane stałe fragmenty gry. Nie ocenię, czy liga jest lepsza, czy gorsza, mogę natomiast podkreślić, że Ekstraklasa ma sporo jakości. Byłem wręcz zaskoczony, jak wiele klasowych indywidualności występuje na polskich boiskach.

Skandynawia to główny kierunek dla Islandczyków wyjeżdżających za granicę?

To zależy od wieku. Jeżeli zawodnik ma 15 czy 16 lat i wyróżnia się na Islandii, może dostać oferty z Anglii bądź Holandii. W przypadku nieco starszych graczy problem w ich postrzeganiu za granicą stanowi jakość ligi. Rozgrywki nie stoją na odpowiednio wysokim poziomie, w związku z czym przedstawiciele najsilniejszych piłkarsko krajów raczej nie zwracają uwagi na islandzkich graczy w wieku 18-20. Jednocześnie zawodnicy z mojej ojczyzny są niedrodzy, z czego korzystają skandynawskie kluby. Dają szansę wypromowania się, licząc, że sprzedadzą takiego piłkarza za kilkukrotnie wyższą kwotę. Wielu graczy z Islandii wyjeżdża do Danii, Norwegii i Szwecji, część z nich pracuje tam na transfer do lepszej ligi.

Cracovia bez wątpienia zostałaby mistrzem w lidze islandzkiej?

Rozgrywki w tak małym kraju jak Islandia są specyficzne. Vikingur Reykjavik reprezentuje rodzimy futbol w Lidze Konferencji, poza nim są dwa, trzy kluby rywalizujące o coś na krajowym podwórku. Różnica między czołowymi drużynami a tymi z dołu tabeli jest znacząca. Tak, sądzę, że Cracovia wygrałaby ligę islandzką.

Uważa się pan za typowego wahadłowego? W takiej właśnie roli dołączył pan do Pasów.

W Norwegii dość często pełniłem funkcję wahadłowego, z kolei w lidze szwedzkiej występowałem na lewej stronie w systemie z czwórką defensorów. Przychodząc do Cracovii, miałem więc doświadczenie w obu rolach, jednak po dwóch latach gry jako klasyczny boczny obrońca w Kalmar FF potrzebowałem chwili na przestawienie się, zmianę sposobu myślenia. Aktualna pozycja bardzo mi się podoba. Liczę na to, że w Krakowie jeszcze rozwinę się jako wahadłowy.

W tej roli wzrasta liczba sytuacji strzeleckich. Pod tym względem bieżący sezon już jest najlepszy w pana karierze.

Bardzo pomógł w tym hat-trick przeciwko Motorowi. Sztab szkoleniowy daje mi wiele swobody, jeśli chodzi o wbieganie w pole karne rywali. Trenerzy mają do tego tematu różne podejście: niektórzy nakazują wahadłowym trzymać się bliżej swojej połowy, inni wolą bardziej bezpośrednią grę. Obecnie w Cracovii preferowane jest drugie rozwiązanie. Jedno z moich zadań to szukanie pozycji w okolicy szesnastki i próbowanie strzałów, gdy nadarzy się okazja.

Jakie określenie przychodzi panu na myśl, wspominając mecz z Motorem?

Radość. To było niezwykle udane spotkanie, przede wszystkim z uwagi na efektowne zwycięstwo. Miałem swój dzień, piłka odnajdywała mnie w sytuacjach podbramkowych, a zarazem dopisywało mi szczęście. Nie czułem się niezwyciężony, nie jestem tego typu osobą, jednak to był ten moment, kiedy pojawia się przekonanie, że co uderzysz, to wpadnie do siatki. W przerwie koledzy ze mnie żartowali, że może pokuszę się o hat-tricka. Zrobiłem to i po końcowym gwizdku śmiechu było jeszcze więcej. Takie mecze nie zdarzają się co tydzień, więc cieszyłem się tym bardziej. Zapamiętam tamto popołudnie na całe życie.

Kiedykolwiek wcześniej zdarzyło się panu skompletować hat-tricka?

Może podczas treningu. W meczu nigdy nie zdobyłem trzech bramek, nawet na szczeblu juniorskim.

Wyjątkowe osiągnięcie celebrowane było w szczególny sposób?

Wyszedłem coś zjeść z paroma chłopakami z drużyny, następnie zadzwoniłem do rodziny, aby podzielić się radością. Chociaż był to znakomity dzień, nie robiłem niczego szalonego.

Czy pozycja Cracovii w tabeli również dla pana stanowi zaskoczenie?

Kiedy w lutym przyjechałem do Krakowa, klub znajdował się w znacznie gorszym położeniu niż obecnie. Jednak od pierwszego meczu czułem, że mamy potencjał, by osiągać dobre wyniki. Nie nazwałbym aktualnej pozycji zaskoczeniem. Kiedy wygrasz kilka kolejnych spotkań, nabierasz pewności, a drużyna pewna siebie jest zdolna do dużych rzeczy.

Na przykład zajęcia miejsca w czwórce na mecie rozgrywek?

Nie stawiamy przed sobą konkretnego celu na sezon, myślimy raczej o systematycznym rozwoju jako kolektyw. Dlatego nie chcę mówić, że - na przykład -- walczymy o mistrzostwo. Możemy zbudować coś pozytywnego, jesteśmy na właściwej ścieżce, by w dłuższej perspektywie należeć do czołówki Ekstraklasy. W tej chwili pracujemy nad tym, aby stać się zespołem nieco stabilniejszym, spójniejszym, tracić mniej bramek.

Jak po dziewięciu miesiącach ocenia pan życie w Polsce?

Kraków okazał się niesamowitym miejscem, jest piękny, na każdym kroku czuć historię. W Norwegii oraz Szwecji nie mieszkałem w tak dużych miastach. Dla mnie to fantastyczne przeżycie, jestem bardzo zadowolony, że tu trafiłem. Od pierwszych dni czuję się komfortowo, zaaklimatyzowałem się błyskawicznie. Chyba mogę powiedzieć, że przez całą karierę nie byłem tak szczęśliwy jak obecnie.

Jest coś, czego zupełnie nie spodziewał się pan nad Wisłą?

Kiedy nadeszła oferta z Cracovii, wszystko działo się szybko. Nie miałem dużo czasu na podjęcie decyzji, a tym bardziej na zgłębianie wiedzy o Polsce. Znałem oczywiście główne miasta, słyszałem nieco o kraju. Zdawałem sobie sprawę, że Kraków odwiedza mnóstwo turystów. Natomiast kilka kwestii pozytywnie mnie zaskoczyło. Najbardziej to, jak wiele jest tu możliwości, jak różne są sposoby spędzania czasu.

Komentarze (0)