Bixente Lizarazu, mistrz świata z Francją na mundialu w 1998 r., po zawieszeniu butów na kołku w 2004 r. obrał nietypową ścieżkę kariery zawodowej. Zamiast podjęcia się pracy trenera, Lizarazu skupił się na... jiu-jitsu, zdobywając w 2009 r. mistrzostwo Europy.
Jak pisze "Daily Star", Lizarazu, który w poniedziałek (9.12) obchodzi swoje 54. urodziny, otwarcie też mówi o swojej walce z... bigoreksją (obsesją na punkcie umięśnionego ciała).
- Jestem chory. Mam 54 lata, ale wciąż muszę żyć jak zawodowy sportowiec. Ćwiczenia fizyczne to moja pasja i robią mi bardzo dobrze - przyznał w rozmowie z francuskimi mediami.
ZOBACZ WIDEO: Absurdalna sytuacja w amatorskiej lidze. Najbardziej groteskowe pudło roku
Były piłkarz m.in. Bayernu Monachium, z którym zdobył sześć tytułów mistrza Bundesligi i wygrał Ligę Mistrzów, podkreśla że ćwiczenia pomagają mu znaleźć równowagę w życiu.
- To mój kompas przez całe życie. Ćwiczę w nadmiarze. Każdy, kto przestaje trenować z dnia na dzień, ryzykuje depresję. Muszę ciężko pracować, by uwolnić całą masę energii, którą mam w sobie. Ta choroba jest lepsza niż inne uzależnienia. Muszę tylko umieć ją kontrolować - dodał.
Lizarazu nie ogranicza się tylko do treningów jiu-jitsu. Jest również zapalonym surferem i rowerzystą (w przeszłości reprezentował Kraj Basków w kolarstwie).