FC Barcelona od połowy listopada boryka się z kryzysem, który zaczął się od niespodziewanej porażki na wyjeździe z Realem Sociedad (0:1). Dwa tygodnie później Katalończycy mieli na widelcu Celtę Vigo, ale roztrwonili dwubramkowe prowadzenie w końcówce i niespodziewanie stracili punkty po raz trzeci w sezonie. Mecz zakończył się remisem 2:2.
Gdy Blaugrana pokonała w Lidze Mistrzów Stade Brestois 29 3:0 wydawało się, że wszystko wraca na właściwe tory. Cztery dni później drużyna Hansiego Flicka jednak sensacyjnie przegrała u siebie z UD Las Palmas 1:2, a kibice Dumy Katalonii zaczęli się niepokoić i zastanawiać, czy niemoc nie potrwa dłużej.
Mecz 19. kolejki z RCD Mallorca również dawał do myślenia. Po 45 minutach "Barca" nie wyglądała najlepiej i schodziła do szatni remisując 1:1. W podstawowym składzie zabrakło Roberta Lewandowskiego, na którego spadła lawina krytyki za nieudany występ z Las Palmas i Wojciecha Szczęsnego.
Drugą połowę 27-krotni mistrzowie Hiszpanii zagrali natomiast koncertowo, a mecz zakończył się ich zwycięstwem 5:1. Między innymi o tym spotkaniu rozmawiamy z legendarnym napastnikiem reprezentacji Polski i byłym piłkarzem Atletico Madryt Romanem Koseckim.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: FC Barcelona do niedawna grała jak z nut i nikt nie spodziewał się, że złapie zadyszkę. To tylko wypadek przy pracy?
Roman Kosecki, były napastnik Atletico Madryt, 69-krotny reprezentant Polski: Katalończycy faktycznie mieli w ostatnim czasie drobne problemy. Pierwsza połowa z RCD Mallorcą też nie była w ich wykonaniu idealna, a zespół sprawiał wrażenie takiego, który ma w pamięci ostatnie niepowodzenie z UD Las Palmas. Drużyna jest przede wszystkim młoda, co widać na boisku. Dlatego wahania formy nie są niczym dziwnym.
Może być tak, że kryzys powoli mija, a przynajmniej na to wygląda. Zwycięstwo było Katalończykom bardzo potrzebne. Potęgi jak Real Madryt czy FC Barcelona to nie są maszyny. Im również zdarzają się gorsze dni czy nawet tygodnie. Takimi zespołami trzeba umieć zarządzać w taki sposób, by prezentowały się dobrze na przekroju całego sezonu.
W Katalonii marzą o potrójnej koronie. Uważa pan taki cel za realny?
Dopóki FC Barcelona liczy się we wszystkich rozgrywkach i z żadnych nie odpadła, potrójna korona jest realna. Gra toczy się o pełną pulę. Niepowodzenie na jakimkolwiek froncie może wywołać kłopoty mentalne, na co należy uważać. Nie możemy zapominać, że główny rywal Bluagrany, Real Madryt, również ma wszystko w swoich rękach. Rywalizacja zapowiada się ciekawie. Być może będziemy się zastanawiali do samego końca, kto sięgnie po mistrzostwo Hiszpanii. Oba kluby mają szanse zajść daleko w Lidze Mistrzów.
W spotkaniu z RCD Mallorcą zabrakło Roberta Lewandowskiego (według medialnych doniesień była to "kara" od trenera Flicka, więcej TUTAJ). Polscy kibice mają powody, by obawiać się o jego rolę w zespole?
Szkoda, że nie zagrał, ale on też musi czasami odpocząć. Flick wie, co robi. Jeśli wpuści go wygłodniałego na następny mecz, myślę, że nasz napastnik coś jeszcze ukłuje. Do takiego piłkarza trzeba podchodzić trochę inaczej. To wciąż bardzo ważne ogniwo FC Barcelony. Zawodnik 36-letni nie może być wykorzystywany w każdym meczu i zasuwać od dechy do dechy. Robert nie jest maszyną. Za chwilę Puchar Króla, Superpuchar. Trzeba takim piłkarzem umiejętnie zarządzać i myślę, że o to chodziło Flickowi.
Lewandowski już dwa razy był blisko zdobycia Złotej Piłki. Raz na przeszkodzie stanął odwołany plebiscyt, później Lionel Messi. Polak ma szansę dopiąć swego za rok?
To wszystko jest skomplikowane. Robert wypowiadał się o "France Football" dość krytycznie. Francuzi noszą głowę wysoko, raczej mu tego nie zapomnieli. Faktycznie o nagrodę będzie trudno. Kiedyś na nią zasłużył, ostatecznie padła łupem Messiego. Argentyńczyk zresztą sam później powiedział, że Polakowi to wyróżnienie się należało, dziwne, że mu go nie oddał.
W filmach Oscary dają za całokształt. Jeśli kierować się takim kryterium, Robert ewidentnie zasługuje na swojego Oscara, czyli Złotą Piłkę. Niemniej wszystko jest w jego rękach. Triumfy w Lidze Mistrzów, La Liga i Pucharze Króla, zwieńczone tytułami króla strzelców rozgrywek sprawią, że nagroda dla najlepszego piłkarza świata powędruje w jego ręce. Robert to killer w polu karnym. Wszystko jest sprawą otwartą.
Pewnie w październiku wszyscy byliśmy pewni, że w grudniu Szczęsny będzie miał debiut już za sobą.
Tak myśleliśmy, ale widziałem z nim wywiad w telewizji. Był uśmiechnięty i zadowolony. Mówił, że zdaje sobie sprawę z tego, że na razie pomaga chłopakom i ma bardzo dobry kontakt z bramkarzami oraz trenerem. Widać, że każdy w klubie zna swoje zadania, a Flick wie, że ma w odwodzie golkipera światowej klasy, jakim niewątpliwie jest Wojciech Szczęsny.
Prędzej czy później na pewno doczekamy się jego debiutu. Najważniejsze, że atmosfera w drużynie jest dobra i nie ma żadnych kwasów. Widać, że Wojtek też podchodzi do wszystkiego spokojnie i zdaje sobie sprawę, że jego szansa wkrótce nadejdzie.
Hiszpańska prasa pisała różnie o Szczęsnym. Pojawiały się też doniesienia kwestionujące zadowolenie polskiego bramkarza z roli, którą odgrywa w drużynie.
Są media, które sprzyjają Realowi Madryt albo innym klubom konkurencyjnym wobec FC Barcelony. Takie portale mogą specjalnie wywoływać chaos, chcąc skłócić szatnię katalońskiej drużyny. Dla zespołu ze stolicy bałagan w otoczeniu konkurencji to korzyść. Zresztą to działa w obie strony.
Myślę, że w FC Barcelonie nie ma żadnych nerwowych ruchów ani animozji między piłkarzami. Trzeba pamiętać, że gdy zespół przygotowywał się do sezonu, Wojtek nie ćwiczył z taką samą intensywnością, co reszta drużyny. Miał wtedy wolne. Później potrzebował czasu, żeby wrócić do rytmu treningowego. Skoro trener mówi, że jest w dobrej formie, znaczy, że jego debiut zbliża się wielkimi krokami i zapewne nastąpi w najbliższym czasie.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Real Betis - FC Barcelona w sobotę (7.12. o godz. 16:15). Relacja NA ŻYWO w serwisie WP SportoweFakty.[b]
[/b]