Można było się zastanawiać, jak stołeczny zespół zareaguje na przegraną w Poznaniu w ostatniej kolejce. Wyszło dobrze, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Cracovia nieźle radzi sobie na wyjazdach (przed tym meczem 18 punktów na 21 możliwych na wyjazdach).
Jednak Legia sama skomplikowała sobie życie w końcówce i musiała drżeć o zwycięstwo. Marc Gual nieodpowiedzialnie stracił piłkę we własnym polu karnym i Mikkel Maigaard strzelił gola na 3:2. Nieoczekiwanie mieliśmy emocje w ostatnich minutach, a niewiele na to wskazywało. Druga połowa toczyła się pod dyktando Legii, Cracovia raczej sporadycznie zagrażała gospodarzom, ale trochę z niczego dostała nowe życie.
Tyle tylko, że w końcówce nie była w stanie stworzyć realnego zagrożenia pod bramką Legii. Drużyna Goncalo Feio grała na czas i robiła wszystko, by wybijać z rytmu przeciwnika. Ostatecznie Legia zgarnęła pełną pulę, dzięki czemu udało się doskoczyć do ścisłej czołówki.
Cracovia obudziła się zbyt późno. Pierwszą połowę totalnie przespała. Nie dość, że obrona przeciekała (gol na 3:1 to jakieś kuriozum), to jeszcze z przodu nie udało się pokazać niczego szczególnego. Bo tak jak drugi gol padł po fatalnej stracie Guala, tak pierwszy był efektem beznadziejnego wyjścia Kobylaka na przedpole. Poza tym? Jakieś pojedyncze zrywy, parę strzałów z dystansu. I to wszystko.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Ależ to był strzał! Można oglądać i oglądać
Legia miała znacznie większy wachlarz możliwości. Akcje środkiem? Proszę bardzo. Lewą stroną? Ruben Vinagre pokazał to choćby w 26. minucie, gdy przeprowadził fenomenalny rajd, zagrał na głowę Guala, a ten uderzył nie do obrony z pięciu metrów. A co do uderzeń z pięciu metrów i kuriozum, o którym wspomnieliśmy, to trudno wytłumaczyć bramkę Wojciecha Urbańskiego. Ruszył w pole karne, Paweł Wszołek zagrał idealnie, ale obok 19-latka nie było żadnego rywala. Zawodnicy Cracovii kompletnie o nim zapomnieli. To była formalność.
Zresztą, zachowanie Andreasa Skovgaarda w 15. minucie też pozostawiało sporo do życzenia. Rzucił się do bloku przy strzale Bartosza Kapustki. Zapomniał jednak, że rękami bronić może bramkarz, a nie obrońca. Sędzia Piotr Lasyk nie wahał się ani chwili i wskazał na 11. metr, skąd nie pomylił się Bartosz Kapustka, choć starał się go rozproszyć Henrich Ravas.
Druga połowa była już mniej ciekawa. Legia niby miała przewagę, ale też trudno przypomnieć sobie jakieś spektakularne interwencje Ravasa. No, może w doliczonym czasie, gdy goście już mocno się odkryli i Luquinhas miał sam na sam z bramkarzem (strzelił beznadziejnie). Cracovia oprócz gola stworzyła sobie jeszcze jedną dogodną szansę, gdy Kallman strzelił prosto w Kobylaka.
Legia dzięki zwycięstwu traci już tylko 3 punkty do podium.
Legia Warszawa - Cracovia 3:2 (3:1)
1:0 Bartosz Kapustka (k.) 17'
2:0 Marc Gual 26'
2:1 Benjamin Kallman 34'
3:1 Wojciech Urbański 39'
3:2 Mikkel Maigaard 79'
Składy:
Legia: Gabriel Kobylak - Paweł Wszołek, Radovan Pankov (58' Jan Ziółkowski), Steve Kapuadi, Ruben Vinagre (90+1' Artur Jędrzejczyk) - Bartosz Kapustka (74' Tomas Pekhart), Rafał Augustyniak, Wojciech Urbański (58' Luquinhas) - Kacper Chodyna (73' Migouel Alfarela), Marc Gual, Ryoya Morishita.
Cracovia: Henrich Ravas - Patryk Janasik (68' Bartosz Biedrzycki), Jakub Jugas, Arttu Hoskonen (72' Amir Al-Ammari), Andreas Skovgaard, David Kristjan Olafsson (90+1' Fabian Bzdyl) - Ajdin Hasić, Patryk Sokołowski, Mikkel Maigaard, Filip Rózga (68' Mateusz Bochnak) - Benjamin Kallman.
Żółte kartki: Pankov, Morishita, Kobylak (Legia).
Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom).