W końcowym rozrachunku Widzew Łódź okazał się o jeden strzał lepszy niż Lechia Zielona Góra. Zdecydował on o zwycięstwie w konkursie rzutów karnych po 120 minutach grania, po których na stadionie trzecioligowca było 3:3. Widzew nie utrzymał prowadzenia ani w drugiej połowie, ani w dogrywce, przez co stresował się serią jedenastek.
- Najważniejszy był awans. Można żałować niepotrzebnych 30 minut na boisku, nerwówki i bramek straconych w sposób, któremu można było zapobiec. Trzeba jednak docenić zachowanie Lechii. Przeciwnik gra odważnie i zgodnie z powtarzalnym modelem. Lechia wykorzystała jeden moment nieuwagi i naszego nieoptymalnego ustawienia - mówi Daniel Myśliwiec przed kamerą klubowej telewizji.
W ostatnim czasie Widzewowi wiedzie się trochę lepiej na wyjazdach niż w Łodzi. Drużyna Daniela Myśliwca została po raz ostatni pokonana na wyjeździe 1 września. Stało się to na stadionie Jagiellonii Białystok.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!
- Byłem zadowolony po meczu z Motorem, w którym popełniliśmy sporo błędów, a jednak wygraliśmy. Tym razem waga była nawet większa niż w PKO Ekstraklasie, bo przegrywając w Lublinie nie odpadlibyśmy z rozgrywek, a w razie porażki w Zielonej Górze, to tak by się stało - opowiada Myśliwiec.
Kluczowym piłkarzem meczu z Lechią był Said Hamulic, który strzelił jednego gola, a przy dwóch asystował. Napastnik wykazał się dużą determinacją, ponieważ drugą ze swoich asyst zanotował, mimo kontuzji. Utrudniała ona poruszanie się po boisku.
- Znów wygraliśmy coś więcej niż tylko awans do kolejnej rundy. Cieszy mnie postawa Saida Hamulicia, który wypracował dwa gole i miał kluczowy udział przy trzecim, chociaż praktycznie nie mógł biegać. Na moją propozycję opuszczenia boiska powiedział, że nie zejdzie, ponieważ przyda się drużynie. Chcę to docenić - podkreśla Daniel Myśliwiec.