Remigiusz Półtorak z Paryża
Najpierw jednak oddajmy cesarzowi, co cesarskie. Już w ubiegłym roku Rodri był wymieniany wśród zawodników, którzy mogą znaleźć się w ścisłej czołówce plebiscytu organizowanego przez "France Football". Zasłużył na to świetną grą przez cały sezon w Manchesterze City, ale nade wszystko golem, który zdecydował o zwycięstwie w Lidze Mistrzów. Konkurencja po mundialu była jednak tak duża, że realnie na tryumf nie miał co liczyć.
Teraz, po tym jak poprowadził Hiszpanię do zwycięstwa w Euro, nadeszła oczekiwana rekompensata. Mimo że faworytem był Vinicius jr., mimo że Jude Bellingham też deptał po piętach, Rodri dopiął swego i wyjeżdża z Paryża jak nowy laureat Złotej Piłki.
Jak doszło do bojkotu Realu?
Bomba wybuchła w poniedziałek tuż po południu. Komunikat, który nieoficjalnie przekazały "Marce" źródła z Realu, może wydawać się szokujący. "Złota Piłka przestaje dla nas istnieć" - miał powiedzieć jeden z działaczy, na którego powołał się madrycki dziennik.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego
Wszystko było już przygotowane. Zaplanowany pięciogodzinny program w klubowej telewizji, wszelkie honory dla Viniciusa po powrocie z gali w centrum treningowym w Valdebebas, a nade wszystko na stadionie Santiago Bernabeu. Do Paryża miała się wybrać 50- (słownie: pięćdziesięcioosobowa!) delegacja z prezesem Florentino Perezem na czele. Co więcej, specjalną oprawę dla Viniciusa miał przygotować sponsor w swoim sklepie na Gran Via w Madrycie.
Kiedy jednak zaczęły docierać do klubu nieoficjalne informacje, że to jednak nie gracz Realu sięgnie po najważniejsze trofeum, w poniedziałek w południe podjęto decyzję, że delegacja nie poleci do Paryża.
- Zdecydował o tym osobiście Florentino Perez - mówi nam Jose Felix Diaz, dziennikarz "Marki", który ujawnił tę informację. - Zawodnicy prawdopodobnie chcieli jechać, ale prezes stwierdził, że nikt nie pojedzie. Dlatego na gali w Paryżu nie znalazł się żaden przedstawiciel Realu.
Jeszcze do soboty wszyscy w Madrycie byli przekonani, że nagrodę dostanie Vinicius. Takie rzekomo miały docierać informacje do klubu. Na jakiej podstawie - trudno powiedzieć. Faktem jest bowiem - jak pisaliśmy wcześniej - że jeszcze w poniedziałek rano tylko dwie osoby wiedziały o ostatecznych wynikach głosowania. A zwycięzca, po raz pierwszy w najnowszej historii plebiscytu, od kiedy jest to wydarzenie przyciągające uwagę całego świata, miał poznać wyniki dopiero na scenie teatru Chatelet.
Lewandowski zachował się zupełnie inaczej
Czy klub z Madrytu potraktował to jako kolejne możliwe upokorzenie, na które właśnie w tym momencie nie mógł sobie pozwolić po wysokiej porażce u siebie w El Clasico z Barceloną (0:4)? Być może wszystko się na siebie nałożyło, choć Jose Felix Diaz przekonuje, że to nie miało decydującego znaczenia. - Nie sądzę, żeby akurat spotkanie z Barceloną zaważyło na tej decyzji - mówi.
Tak czy inaczej, pozostaje kwestia klasy. Albo, jak dało się słyszeć w kuluarach teatru Chatelet, jej braku. To pierwszy raz w historii takiej imprezy, żeby wielki klub w tak ostentacyjny sposób ją zbojkotował. Co więcej, w sytuacji, gdy nagrodę otrzymał inny Hiszpan, pierwszy raz od 1960 roku i Luisa Suareza!
W ostatnich latach zupełnie inaczej zachował się choćby Robert Lewandowski, mimo że w 2021 roku, kiedy był jednym z głównych faworytów, wiedział wcześniej, że nie wygra z Messim. Na gali robił dobrą minę do złej gry, ale uszanował ówczesne wyniki. Tak samo, jak na innej ceremonii Messi też był obecny, gdy nagrodę FIFA odbierał Polak.
Bo w sporcie ważne jest też to, czy potrafi się uszanować zwycięzcę. Władze "Królewskich" ostentacyjnie podeptały tę umiejętność. Paradoksalnie, biorąc za zakładników trenera Ancelottiego i Kyliana Mbappe, którzy nie mogli odebrać swoich wyróżnień dla najlepszego trenera i najlepszego strzelca sezonu (wespół z Harrym Kanem).
Zwycięstwo piłki reprezentacyjnej nad piłką klubową
Działacze Realu, największego klubu na świecie, uznali najwyraźniej, że są jeszcze więksi, ponad wszystkim. Że nie będą obserwować, jak kto inny odbiera nagrodę w blasku fleszy.
I tu być może tkwi sedno całego zamieszania. Bo zachowanie "Królewskich" można interpretować jako najlepszy dowód, jak bardzo zmienił się futbol i jaką władzę mają - albo chcą mieć - czołowe kluby. Najbardziej jaskrawym przykładem chęci wpływu jest oczywiście Superliga. Mechanizm jest tu zadziwiająco podobny – tak jakby Real chciał powiedzieć: chcemy mieć jeszcze więcej i decydować, jaki kawałek tortu i komu ma przypaść, i dlaczego dla nas zawsze ma być największy. A jeśli coś nie dzieje się po naszej myśli, nie będziemy w tym uczestniczyć.
Dość symboliczne jest w tym kontekście to, co stało się podczas ostatniej przerwy na mecze reprezentacji. Znowu z Realem w roli głównej. Kylian Mbappe, nowa gwiazda klubu, ale też kapitan francuskiej reprezentacji, nie przyjechał na zgrupowanie kadry, rzekomo w porozumieniu z selekcjonerem, który tłumaczył to koniecznością odpoczynku i pełnej regeneracji. Ale nie przeszkodziło to zawodnikowi, aby zagrać w pierwszym składzie Realu w kolejnym meczu ligowym. Ku zdumieniu wszystkich.
Trudno było interpretować to inaczej niż kolejny pokaz siły klubu. Teraz, podczas gali Złotej Piłki, manifestacja okazała się jeszcze bardziej wyraźna. - To może wpłynąć na wizerunek, bo zachowanie nie jest normalnie. Nawet jeśli nie wiemy jeszcze dokładnie, co zaszło i jakie rozmowy były prowadzone z organizatorami - mówi Jose Felix Diaz.
Walka o władzę. Kto jest najważniejszy?
Plebiscyt "France Football" od lat wzbudza kontrowersje. Czasem ogromne, jak w przypadku Roberta Lewandowskiego i braku nagrody, na którą niewątpliwie zasłużył. Taka jest zresztą jego natura, bo pretendentów jest wielu, a zwycięzca może być tylko jeden.
Jest jednak w tym szaleństwie jakaś pozytywna obserwacja. A może nawet dwie.
Futbol reprezentacyjny, bardziej przypominający jednak romantyczne czasy - gdy pieniądz nie był jeszcze tak wszechobecny - wygrywa na tym polu z futbolem klubowym. Warto bowiem zwrócić uwagę, że po wielkich imprezach nagroda przypadała ostatnio zawodnikom, którzy poprowadzili swoje reprezentacje do zwycięstwa. I na mundialu, i na Euro. W erze wszechmocnej i koncentrującej uwagę Ligi Mistrzów to znak, że imprezy reprezentacyjne nie odeszły w zapomnienie; przy wypełnianiu list z kandydatami ciągle są najważniejsze.
Ale Rodri to też zwycięstwo gry w najczystszej postaci, pracy dla drużyny (pierwszy laureat z jasnymi inklinacjami defensywnymi od czasów Cannavaro w 2006 roku!), bez nadmiernego marketingu.
I z klasą, która natychmiast rzuciła się w oczy na tle zachowania Realu. Co zrobił Rodri? Podkreślił zasługi całej hiszpańskiej drużyny, przywołał nawet Daniego Carvajala (z Realu, sic!), który jego zdaniem też mógłby stanąć na scenie.
- To nie jest moje zwycięstwo, ale futbolu hiszpańskiego i tych, którzy nie dostali nagrody, a na nią zasłużyli - przyznał. Wspomniał o Inieście, Xavim, Casillasie, Busquetsie. Jeszcze jedno potwierdzenie, jak bardzo kolektywnie myśli gracz Manchesteru City i jak bardzo ta nagroda mu się należała.
Jeśli organizatorzy z "France Football" (od tego roku we współpracy z UEFA) chcieli, aby po latach panowania Leo Messiego i Cristiano Ronaldo (albo innych graczy Realu) rzeczywiście nastąpił powiew nowości, nie mogli lepiej trafić.
Nawet wbrew Realowi, którego nieobecność na scenie w momencie wręczania nagrody dla najlepszego klubu i najlepszego trenera dla Carlo Ancelottiego, przejdzie z pewnością do historii.
Remigiusz Półtorak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Gdziekolwiek będą grali zostaną wygwizdani.
Panie La Porta,warto było ?