Według szwedzkiego dziennika "Aftonbladet", zarzuty dotyczące gwałtu miały zostać zgłoszone po incydencie, do którego rzekomo doszło w hotelu w centrum Sztokholmu w nocy z czwartku na piątek.
Media twierdziły, że śledztwo było prowadzone przez lokalną policję, jednak żadne nazwiska nie zostały oficjalnie podane. Inna szwedzka gazeta, "Expressen", poinformowała, że podejrzanym ma być Mbappe, co wywołało lawinę spekulacji.
W reakcji na te doniesienia, Kylian Mbappe zamieścił na platformie X oświadczenie, w którym nazwał całą sprawę "przewidywalną manipulacją" i zasugerował, że czas publikacji tego typu informacji był nieprzypadkowy. Piłkarz odniósł się też do toczącej się równolegle sprawy z Paris Saint-Germain, w której dochodzi swoich praw związanych z niezapłaconymi wynagrodzeniami.
Podczas konferencji prasowej po zwycięstwie Francji nad Belgią w ramach Ligi Narodów UEFA, Didier Deschamps podkreślił, że plotki o Mbappe tworzą negatywną atmosferę wokół reprezentacji. Przyznał również, że być może warto z większą rozwagą podchodzić do publikowania niezweryfikowanych informacji.
- Każdy może napisać, co chce, ale warto mieć dystans przed rozpowszechnianiem wszystkiego, co możliwe - powiedział Deschamps, cytowany przez "Daily Mail".
W rozmowie z mediami Deschamps stwierdził też, że nie rozmawiał o sprawie z Mbappe, podkreślając, że zawodnik jest dojrzały i potrafi sobie radzić w takich sytuacjach. Mbappe, który ten miesiąc poświęcił na regenerację fizyczną, został zwolniony ze zgrupowania reprezentacji, co już wcześniej wywołało kontrowersje.
Choć doniesienia o rzekomym incydencie goszczą na pierwszych stronach gazet, szwedzka policja, cytowana przez "Daily Mail", odmówiła potwierdzenia lub zaprzeczenia, czy takie śledztwo faktycznie miało miejsce. Prokuratura również nie udzieliła mediom żadnych komentarzy.
Wbrew medialnemu szumowi, żadne konkretne nazwiska w sprawie nie zostały podane, a Mbappe odleciał z Bromma w piątek prywatnym odrzutowcem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szokujące sceny! Młodzi piłkarze skoczyli sobie do gardeł