84 razy Wojciech Szczęsny wystąpił w reprezentacji Polski. Pierwszy? 18 listopada 2009 roku przy okazji towarzyskiego meczu przeciwko Kanadzie. Selekcjonerem polskiej kadry był wówczas zmarły niedawno Franciszek Smuda.
Był na sześciu wielkich turniejach (Euro 2012, Euro 2016, mundial 2018, Euro 2020, mundial 2022, Euro 2024). W końcu jednak powiedział: dość. Dokładnie tydzień temu poinformował o zakończeniu kariery. Nie tylko reprezentacyjnej. Odchodzi z piłki nożnej. Pierwsza reakcja? Szok, niedowierzanie, choć z drugiej strony Szczęsny dawał sygnały, że to się może wydarzyć. Zakończenie kariery było równie prawdopodobne jak to, że podpisze kontrakt z nowym klubem. Postanowił, że pora odejść.
- To wielka strata dla kadry, ale musimy uszanować decyzję Wojtka. Podejrzewam, że bardzo długo nad tym myślał. Zdajemy sobie sprawę, że każdy zawodnik musi kiedyś powiedzieć koniec - mówi nam prezes PZPN Cezary Kulesza.
Ale przecież nie od dziś wiadomo, że "Polska bramkarzami stoi". To nie jest sytuacja, jak choćby z zakończeniem kariery przez Łukasza Piszczka, gdy na prawej obronie powstała olbrzymia wyrwa, której nie da się ot tak zastąpić.
Kto powinien zastąpić Szczęsnego między słupkami reprezentacji? Michał Probierz na najbliższe mecze Ligi Narodów powołał Łukasza Skorupskiego, Marcina Bułkę, Bartłomieja Drągowskiego i Bartosza Mrozka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Neymar wraca do gry. Odbył wyjątkowy trening
- Takie powołania ustaliliśmy z trenerem bramkarzy. Nie ma "jedynki". Poprzez Ligę Narodów chcemy przygotować bramkarzy, którzy będą na lata w reprezentacji, żebyśmy mieli ich na eliminacje i mistrzostwa świata - powiedział Probierz podczas konferencji prasowej.
Choć Skorupski, Drągowski i Bułka świetnie spisują się w klubach, w reprezentacji mają bardzo małe doświadczenie, co selekcjoner podkreślił na początku wrześniowego zgrupowania.
KTO PO SZCZĘSNYM?
Wiadomo, że Szczęsny był gigantem, niekwestionowanym numerem jeden, a miniony sezon miał spektakularny. Jednak w kolejce za nim czekało paru niezłych fachowców. Pierwszy przykład z brzegu: Skorupski. Czy kiedykolwiek zawiódł w reprezentacji? No, nie bardzo. A na ostatnim Euro 2024 potwierdził klasę, prezentując wysoki poziom w spotkaniu z Francją.
Jeśli nie Skorupski, to Bułka. Rewelacja poprzedniego sezonu we Francji. Gdyby była potrzeba, to Probierz zawsze może spojrzeć w kierunku Radosława Majeckiego lub wspomnianego Drągowskiego. Golkiper Panathinaikosu bardzo długo był niejako "pupilkiem" selekcjonera i miał miejsce w kadrze kosztem wspomnianego Bułki mimo niezbyt przychylnych głosów ze strony kibiców. Mrozek? Powołanie raczej na zachętę, bardziej do pomocy przy treningach, ale w przyszłości? Kto wie.
Brakuje oczywiście Kamila Grabary, który notuje udane wejście do VfL Wolfsburg i jest zewsząd chwalony za grę w Bundeslidze na początku sezonu. Z jakiegoś powodu nie znalazł jednak uznania w oczach Probierza.
- Nie mamy się czego obawiać w kwestii bramkarza, bo tu mamy duży komfort. Musimy obawiać się czegoś innego: jakości naszej reprezentacji jako całości. Jeżeli będziemy dobrze prezentowali się w polu, to i z bramkarzami damy sobie radę - mówi nam były bramkarz kadry Jacek Kazimierski, medalista MŚ 1982.
- Grabara jeszcze nie pokazał się na poziomie reprezentacji, więc jest to tylko gdybanie. Sprawdził się jedynie Skorupski i trenerom pozostaje poszukiwanie, kto będzie stał za nim w kolejce - zauważa Jerzy Engel w rozmowie z WP SportoweFakty.
DYLEMAT PROBIERZA
Pierwszy mecz po tzw. "erze Szczęsnego" odbędzie się już w czwartek. Polska rozpoczyna rywalizację w Lidze Narodów od spotkania ze Szkocją. Z jednej strony Probierz wspomniał na konferencji, że nie ma numeru jeden, ale trudno sobie wyobrazić sytuację, że będzie teraz tzw. żonglerka bramkarzami.
Jeśli - przykładowo - Skorupski zagra ze Szkocją, to trudno sobie wyobrazić, by w niedzielnym meczu z Chorwacją miał w bramce wystąpić ktoś inny. Niemniej, Probierz ma dylemat na kogo postawić. Już dawno żaden selekcjoner nie miał takich problemów.
Pytamy trenera Engela, jak to było przed mistrzostwami świata w Korei i Japonii. Wtedy powołani zostali Jerzy Dudek, Adam Matysek i Radosław Majdan.
- Ja nie miałem zgryzu, bo Adam Matysek był po ciężkiej kontuzji, a Radek Majdan grał w polskiej lidze. Oni najlepiej prezentowali się w trakcie eliminacji, więc pojechali na mundial, natomiast numerem jeden w tamtym czasie był Jurek Dudek - powiedział Engel.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty