Jagiellonia Białystok w pełni zasłużenie przegrała z FK Bodo/Glimt w pierwszym meczu III rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Rywale byli zespołem lepszym, bardziej poukładanym i - przede wszystkim - popełnili mniej błędów w defensywie. W Białymstoku dawno nie widziano drużyny, który aż tak mocno zawiesiłby poprzeczkę mistrzom Polski.
- Mogło się skończyć 0:0, ale niestety straciliśmy głupią bramkę. Rywale ograli nas naszą bronią - dominowali z piłką, grali to, co my chcieliśmy grać. Cały czas szli do pressingu i chcieli odebrać piłkę. Dyktowali warunki - mówił kapitan zespołu Taras Romanczuk przed kamerami Polsatu Sport.
Przegrana na własnym stadionie sprawia, że awans do IV rundy eliminacji stanął pod wielkim znakiem zapytania.
- Co mam powiedzieć? Dwumecz jeszcze się nie skończył. Wszystko będzie się decydować na wyjeździe. Musimy wrócić do naszego grania. Myślę, że jesteśmy w stanie strzelić im gola w rewanżu. Dziś dochodziliśmy do sytuacji, ale brakowało nam trochę dokładności w polu karnym. Nie ma co się bać. Nie mamy nic do stracenia - przyznał Romanczuk.
- Ciężko jest cały czas biegać za piłką, a przy przejściu z obrony do ataku zbyt szybko traciliśmy piłkę. Brakowało nam tego, by dłużej pograć na połowie przeciwnika. Dzisiaj nie wyszło, ale nie spuszczamy głów. Walczymy dalej. Już nie raz pokazaliśmy, że potrafimy wychodzić z trudnych sytuacji. Wierzę, że jesteśmy w stanie to zrobić - podsumował kapitan Jagiellonii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tornado podczas meczu. Zawodnicy starali się kontynuować grę
CZYTAJ TAKŻE:
Korona zaprezentowała trenera Zielińskiego. "Tu się nic tragicznego nie dzieje"
Rusza sprzedaż biletów na wyjątkowy mecz. W rolach głównych Piszczek i Błaszczykowski