Reprezentant Polski wprost o roli Lewandowskiego w kadrze

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu od lewej: Kamil Grosicki, Dawid Kownacki, Piotr Zieliński
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu od lewej: Kamil Grosicki, Dawid Kownacki, Piotr Zieliński
zdjęcie autora artykułu

- W przeszłości krytyka mocno mnie blokowała. Dziś dojrzałem i chcę wrócić do kadry - mówi Dawid Kownacki. Reprezentant Polski poza piłką nożną ma także inną pasję, której poświęca sporo czasu. Mało brakowało, a zostałby współwłaścicielem klubu.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jesteś rozczarowany, że EURO 2024 oglądałeś na telewizorze, choć jeszcze do niedawna o Kownackim mówiono, że to jeden z największych talentów polskiej piłki? Dawid Kownacki, reprezentant Polski w piłce nożnej, prywatnie kibic ebut.pl Stali Gorzów: Nie było we mnie zupełnie żadnej złości. Poprzedni sezon był dla mnie fatalny i nie miałem nawet prawa liczyć na powołanie. Choć doskonale znam większość kadrowiczów, grałem z nimi wiele meczów, to do EURO podszedłem jak kibic. W dniu meczów Polaków już od rana byłem podekscytowany. Nie kontaktowałem się z żadnym zawodnikiem i obserwowałem wszystko z zewnątrz. Jak oceniasz postawę reprezentacji Michała Probierza? Widać spory postęp w porównaniu do tego, co było jeszcze rok temu. Nie jest to jakiś gigantyczny przeskok, ale możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość. Mamy świetnych zawodników, z których trzeba teraz zrobić drużynę. Uważasz, że wcześniej brakowało zespołowości? Poszczególni piłkarze mają wielkie umiejętności, bardzo dobrze radzą sobie w klubach, a w reprezentacji nie potrafiono dobrze ich wykorzystać. Najlepsi zawodnicy wyglądali przeciętnie, bo nie mogli znaleźć swojej roli na boisku. Mnie dawno nie było w tej drużynie, więc mówię to jako obserwator z zewnątrz. Co myślisz, gdy słyszysz opinie, że być może reprezentacja Polski zagrałaby lepiej bez Roberta Lewandowskiego, bo odpowiedzialność za losy meczów rozkładałaby się na większą liczbę graczy? Robert Lewandowski jest bez wątpienia jednym z najlepszych polskich piłkarzy w historii i wiele meczów rozstrzygał na naszą korzyść praktycznie samodzielnie. Sam się jednak zastanawiam, czy nie jest tak, że jego obecność na boisku podświadomie zdejmuje część odpowiedzialności za wynik z innych. Być może jest tak, że bez niego część zawodników brałaby większy ciężar gry na siebie. To jednak tylko moje luźne przemyślenia. Robert jest wielką gwiazdą i nie wiem, czy niekiedy nie jest tak, że reszta piłkarzy, grając w jego cieniu, podświadomie zrzuca odpowiedzialność z siebie: na zasadzie - jest Robert, to coś zrobi, żebyśmy wygrali.

ZOBACZ WIDEO: Działacz Apatora zapowiada transfery. "Dwa, trzy głośne nazwiska zmienią kluby"

A co ty odpowiesz na opinie, że obecność Lewandowskiego w drużynie może psuć atmosferę wokół reprezentacji? Robert jest dość spokojną osobą i opowieści o tym, że może on psuć atmosferę, jest kompletnie nietrafiona. Nigdy nie widziałem u niego zachowania, które mogłoby źle wpływać na resztę drużyny. Jeśli zespół z nim w składzie nie osiąga odpowiednich wyników, to absolutnie nie jest to jego wina, a raczej przyczyny szukałbym w mentalnym podejściu innych zawodników. Miałeś w ogóle kontakt z trenerem Probierzem? Myślisz jeszcze o powrocie do reprezentacji? Tydzień po tym, gdy Michał Probierz został selekcjonerem, na moim meczu w Bremie pojawił się asystent trenera, Sebastian Mila. Niestety w tamtym spotkaniu nie zagrałem, ale po meczu mieliśmy okazję się spotkać i dostałem sygnał, że trener widzi mnie w przyszłości w kadrze i mam walczyć na treningach. Już nie raz podnosiłem się z trudnych momentów, więc teraz też wierzę, że moja sytuacja może się wkrótce zmienić. W poprzednim sezonie 22 razy pojawiłeś się na murawie podczas meczów Bundesligi, ale tylko trzykrotnie w pierwszym składzie. W sumie rozegrałeś zaledwie 368 minut i nie strzeliłeś ani jednego gola. A jak teraz wygląda sytuacja klubowa w Werderze Brema? Dwa tygodnie temu rozpoczęliśmy przygotowania do nowego sezonu. Wkrótce jedziemy na obóz. Być może niebawem coś się wydarzy odnośnie mojej przynależności klubowej. Na razie skupiam się jednak na treningach. Z Werderem wiąże mnie jeszcze trzyletni kontrakt. Co nie zadziałało, że poprzedni twój sezon był tak słaby? Wydawało mi się, że transfer do Werderu był najlepszym możliwym wyborem. Ostatecznie mogę powiedzieć, że zabrakło trochę zaufania ze strony sztabu szkoleniowego. Oczywiście wina leży też po mojej stronie, bo być może nie prezentowałem się tak, jak powinienem. Rozmawiałem z trenerem w trakcie sezonu i przyznał, że nie może powiedzieć na mnie złego słowa, że jest zadowolony z mojej postawy na treningach. Dodał, że w piłce ważne jest też szczęście. Akurat gdy zostałem zmieniony, to drużyna zaczęła grać lepiej, więc uznał, że nie ma sensu mieszać składem. Dwa lata temu byłeś gwiazdą w Fortuna Dusseldorf w 2. Bundeslidze - czy różnica poziomów pomiędzy rozgrywkami jest aż tak duża? Wydaje mi się, że nie ma aż tak dużego przeskoku. Czasem miałem nawet wrażenie, że intensywność gry jest w 2. Bundeslidze znacznie większa, bo drużyny są inaczej zbudowane i mniej bazują na umiejętnościach poszczególnych piłkarzy. Moim problem było to, że w poprzednim sezonie nie dostałem praktycznie okazji, by pokazać się w barwach Werderu. Od początku zagrałem w 3. kolejce z Mainz i choć wygraliśmy ten mecz 4:0, to tydzień później zostałem zmieniony po pierwszej połowie, a drużyna zaczęła grać lepiej. Do końca sezonu musiałem zadowolić się rolą rezerwowego i chyba tylko raz dostałem szansę, by wyjść w pierwszej jedenastce. Teraz szanse na częstsze występy są większe? Mam nadzieję, że tak. Chcę pokazać, że poprzedni sezon był wypadkiem przy pracy. Czujesz presję na sobie, by sprostać oczekiwaniom? Kiedyś mocno się tym przejmowałem i nakładałem sobie zbyt dużą presję. Teraz jestem dojrzalszy, a głosów z boku staram się już nie słuchać. Patrząc w przeszłość, zdaję sobie sprawę, że oczekiwania były na pewno większe. Dziś jestem jednak w świetnym klubie w Bundeslidze, a wielu zawodników chciałoby być na moim miejscu. Mam to szczęście, że jako napastnik moja sytuacja może się bardzo szybko zmienić. Wystarczy, że w trzech meczach strzelę kilka goli. Wielu ekspertów twierdzi, że twoim najsłabszym elementem jest głowa, że za bardzo przejmujesz się krytyką. Kiedyś coś takiego mocno by mnie wkurzyło. Teraz jestem bardziej świadomy i mogę się zgodzić z takimi opiniami. W przeszłości krytyka mocno mnie dotykała, a przez to blokowała mnie na boisku. Na pewno popełniłem sporo błędów. Dziś mam rodzinę, dwójkę dzieci, a to też pomaga mi zachować spokój w wielu sytuacjach. To prawda, że jeszcze kilka lat temu poważnie rozważałeś zakończenie kariery? W Fortunie Dusseldorf przechodziłem trudne momenty, miałem duże problemy ze zdrowiem, dwie poważne operacje, po których nie wszystko układało się tak, jak chciałem. Wtedy faktycznie czułem, że to dla mnie za dużo. Wypalenie to może za duże słowo, ale to, co zawsze kochałem, stawało się dla mnie udręką. Wszystkie złe emocje skumulowały się w jednym momencie. Może nie było aż tak źle, bym poważnie rozważał koniec kariery, ale to faktycznie był bardzo trudny moment. Karierę uratował mi transfer do Lecha. Tam odżyłem piłkarsko i uwierzyłem na nowo, że wciąż stać mnie na wielkie rzeczy. Dziś wciąż pozostajesz blisko Polski także ze względu na twoją pasję. Cała Polska usłyszała o twoim nietypowym hobby, gdy po Euro 2016 w przeciwieństwie do innych reprezentantów Polski zamiast pojechać na ekskluzywne wakacje, pojechałeś na mecz do Bydgoszczy i w roli mechanika żużlowego pomagałeś swojemu przyjacielowi Kamilowi Brzozowskiemu. Pasja do żużla wciąż jest u ciebie żywa? Miłość do żużla trwa od trzeciego roku życia. Śledzę wszystko na bieżąco i gdy tylko nie mam swojego meczu, to oglądam praktycznie wszystkie mecze w polskich rozgrywkach, a w tygodniu nie omijam także meczów ligi szwedzkiej czy duńskiej. Jestem zakochany w żużlu, a w tym środowisku mam wielu kolegów wśród zawodników czy mechaników. Zdarza się, że niektórzy pytają mnie nawet o rady. Naprawdę? W tym roku udało mi się być na meczu w Gnieźnie w teamie mojego przyjaciela Kacpra Gomólskiego. Obserwowałem zawody z boku, po każdym biegu mówiłem o swoich przemyśleniach odnośnie sprzętu. Kacper posłuchał moich rad i okazało się, że trafiliśmy ze zmianami. To zresztą nie był jedyny raz w tym roku, bo na początku sezonu Kacper wygrał turniej nieopodal Bremy, w Moorwinkelsdamm. To ciekawa historia, bo o godzinie 15 zaczynał się mój mecz. Od razu po spotkaniu wsiadłem w samochód i pojechałem do Kacpra, by przed godziną 20 być na miejscu. Kacper długo męczył się na torze, ale w końcu wdrożyliśmy pewne zmiany w ustawieniu sprzętu, a efektem było zwycięstwo w turnieju. Chłopaki widzą, że mam sporą wiedzę i zdarza się, że pytają mnie o zdanie. Lubię żużel nie tylko jako kibic, ale właśnie także od wewnątrz jako mechanik. Większość z piłkarzy PKO Ekstraklasy może z zazdrością patrzeć na zarobki żużlowców. Za 20 meczów w sezonie są oni w stanie zarobić nawet trzy miliony złotych. Uważasz, że w żużlu zarabia się za dużo? W ogóle im tego nie zazdroszczę. Nie dość, że zawodnicy w żużlu sami muszą zadbać o wszystko. Zawodnicy na trzecim poziomie rozgrywkowym zarabiają dużo mniej niż gwiazdy, a ich sprzęt kosztuje tyle samo, co gwiazd. Poza tym żużlowcy zarabiają tylko, gdy zdobywają punkty. Nie mają pewnej pensji, a wszystko tylko w teorii zależy od nich, bo przecież defekt silnika może przesądzić, że żużlowiec nie zarobi 20-30 tysięcy złotych. Piłkarze nie mają czego zazdrościć żużlowcom. Kibice żużla często śmieją się z piłkarzy, że ci przewracają się po delikatnym muśnięciu i krzyczą, jakby co najmniej doszło do złamania kości, a żużlowcy po wypadku przy 100 km/h tylko otrzepują kevlar i po pięciu minutach ścigają się w kolejnym wyścigu. Co ty na to? Przypomnę tylko, że w żużlu też jest grupa zawodników, która szuka faulu i upada po każdym najmniejszym kontakcie. Wiadomo, że w sporcie na najwyższym poziomie kluczowy może być każdy detal, a kibice nie mogą się o to obrażać. To prawda, że w przeszłości zdarzało ci się kupować silniki dla swoich kolegów z toru? Czy to oznacza, że myślisz o wejściu z żużel jako sponsor, albo działacz? Faktycznie zdarzało się, że gdy ktoś mnie poprosił o pomoc finansową, to pomagałem kupić silnik. Przyznam, że nie widzę swojej przyszłości jako trener piłki nożnej, za to mocniej rozważyłbym zaangażowanie w żużel. On mnie tak fascynuje, że może kiedyś będę coś robił w tej dyscyplinie. Na ten moment najbardziej pociąga mnie chyba rola menedżera, który prowadzi zespół w trakcie zawodów i robi zmiany taktyczne. Nawet siedząc przed telewizorem wypełniam program zawodów i rozmyślam, co zrobiłbym na miejscu trenerów. Co ciekawe, miałem już dwie oferty kupna udziałów w klubach żużlowych. Chciałbyś mieć klub żużlowy? Na razie odmówiłem, ale nie wiadomo, co będzie w przyszłości. Jakie kluby się do ciebie zgłosiły? Kilka lat temu dostałem propozycję kupna udziałów w Abramczyk Polonii Bydgoszcz, gdy ten klub przejmował prezes Jerzy Kanclerz. Całkiem niedawno odezwali się do mnie działacze Ultrapur Startu Gniezno. Jestem uzależniony od żużla, więc gdy zakończę piłkarską karierę, to pewnie zaangażuje się mocniej. Na razie jednak przede mną przynajmniej jeszcze kilka lat grania w piłkę na wysokim poziomie, a ja skupiam się na tym, by wyciągnąć z kariery jak najwięcej.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej: Rodzina sprzedaje dzieło życia miliardera Bogusz: Czekam na telefon z kadry

Źródło artykułu: WP SportoweFakty