Występ w elicie Ligi Narodów to miało być przede wszystkim zbieranie doświadczenia w starciach z topowymi drużynami Starego Kontynentu. I jest, ale dość bolesne dla naszej kadry. W pięciu meczach Biało-Czerwone nie zdobyły żadnego punktu. Strzeliły cztery bramki tracąc ich aż szesnaście, a zatem w każdym ze spotkań średnio powyżej trzech.
Tak też się stało w miniony piątek, kiedy to w Altach reprezentacja Polski przegrała z Austrią 1:3. Bardziej jednak niż sam wynik boli fakt, że po raz kolejny nasz zespół kilkoma stratami na własnej połowie sprowokował te bramki, a porażka ta mogłaby być wyższa gdyby nie pudła rywalek w kilku dogodnych sytuacjach.
- Po takim meczu trudno być szczęśliwym, bo jesteśmy ambitną drużyną. Chodzi o to, żeby teraz nie szukać wymówek, wyciągnąć wnioski oraz przede wszystkim mieć świadomość błędów i tego, skąd one się biorą. Trzeba dalej konsekwentnie i ciężko pracować, bo tylko w taki sposób rodzi się postęp, a o to nam chodziło po awansie do dywizji A - powiedziała przed kamerą "Łączy Nas Piłka kobieca" trener Nina Patalon.
ZOBACZ WIDEO: Klątwa Harry'ego Kane'a? "Nie miał dobrej formy na tym turnieju"
Rzeczywiście trudno było oczekiwać, że Polki, które w dywizji A są raczej kopciuszkiem, zaczną łatwo wygrywać z potęgami typu Niemcy, Austria czy Islandia. To ekipy ograne na arenie międzynarodowej, które regularnie goszczą na Mistrzostwach Europy. Niwelowanie różnicy do czołowych ekip w Europie nie jest takie proste.
Reprezentacja Polski toczy jednak korespondencyjny pojedynek z drużyną Irlandii o miano nie najgorszej ekipy dywizji A. Nie chodzi tu o publiczne piętnowanie, a o rozstawienie w jesiennych barażach, których stawką będzie awans na Euro 2025. Zespół z najsłabszym bilansem nie będzie rozstawiony w kluczowej, drugiej fazie baraży. To w praktyce oznacza, że zamiast trafić na drużyny pokroju Czech, Serbii czy wspominanej Irlandii, można trafić na Szwecję, Belgię czy Włochy w decydującym dwumeczu o wejście do turnieju głównego.
Co trzeba zrobić? Najlepiej byłoby pokonać Islandię, która jest już pewna awansu na przyszłoroczne Euro. Wtedy to samo w swoim ostatnim spotkaniu musiałaby zrobić Irlandia, która mierzy się z Francją, a - delikatnie rzecz ujmując - faworytem nie będzie. Chodzi jednak o to, że w tabeli czwartych miejsc Polki mają tyle samo (zero) punktów, co Irlandia, ale gorszy bilans bramkowy od niej (-12 do -8).
W praktyce oznacza to, że gdyby na przykład Polki przegrały z Islandią 0:1, a Irlandia z Francją 0:5, wówczas... przeskoczyłyby Irlandki, bo różnica bramek byłaby taka sama, a następnym kryterium kolejności w tabeli jest liczba zdobytych goli. Także remis może dużo dać w tym korespondencyjnym pojedynku. Jest zatem o co grać.
W tym roku Liga Narodów pełni jednocześnie rolę kwalifikacji do europejskiego czempionatu. Już wiadomo, że w kolejnej edycji Polska zagra znów w dywizji B, a więc z teoretycznie łatwiejszymi przeciwnikami. Tyle, że to jest zmartwienie na rok 2026. Celem tej kadry na rok 2024 jest wywalczenie pierwszego w historii awansu seniorskiej reprezentacji Polski kobiet na Euro. To może bardzo dużo pomóc w rozwoju żeńskiego futbolu nad Wisłą.
Z Islandią Polki spotkały się na wyjeździe w pierwszej kolejce eliminacji. Przegrały wówczas 0:3. Początek spotkania rewanżowego na Stadionie ArcelorMittal Park w Sosnowcu we wtorek, 16 lipca o godzinie 19:00. Transmisja w TVP Sport.
Czytaj też: Klęska polskich piłkarek w strugach deszczu. Spadek przesądzony