Dla przypomnienia: wywalczyliśmy 1 punkt, w meczu o nic z Francją, która w tegorocznych mistrzostwach była po prostu beznadziejna. Miała chroniczne problemy ze strzeleniem gola.
Okłamujemy się, żeby poprawić sobie samopoczucie, że w przegranym meczu z Holandią (1:2) było już widać światełko w tunelu. Że nasi próbowali grać w piłkę, budować akcje i nie ograniczali się jedynie do jej wybijania.
ZOBACZ WIDEO: Klątwa Harry'ego Kane'a? "Nie miał dobrej formy na tym turnieju"
Trochę to przypomina tonącego, który się chwyta brzytwy, bo niczego innego już nie ma. Zresztą to światełko w tunelu, w drugim meczu turnieju, trener Michał Probierz brutalnie zgasił i wróciliśmy do mroków z katarskiej nocy Czesława Michniewicza, kiedy wstydziliśmy się tego, jak gra reprezentacja.
Zaskoczenie? Żadne
Oczekiwania wobec naszej kadry były przed Euro 2024 żadne. Piłkarze dość naiwnie cieszyli się przed turniejem, że w tym roku nie było dmuchania tzw. balonika oczekiwań. Wbrew pozorom nie była to dla nich korzystna recenzja ich możliwości. Bo z czego tu się cieszyć? Że gdy nasza reprezentacja jedzie na turniej, to nikt w nią nie wierzy i nikt na nią nie liczy? I co gorsza, po mistrzostwach okazuje się, że ludzie mieli rację: uważali, że piłkarze nic nie ugrają i ci rzeczywiście nie zaskoczyli. Nic nie ugrali.
Z czym wracamy z tego Euro? Jak zwykle: z niczym. I nie chodzi o sam wynik, o ostatnie miejsce w grupie, czy o miano jednego z najgorszych zespołów w mistrzostwach. Chodzi o wnioski, jakie wyciągamy, o to, czy ktoś coś robi, żeby to zmienić.
Otóż nie podejmujemy żadnych lub prawie żadnych działań. Nie powstają żadne strategiczne plany naprawy reprezentacji Polski, nie tworzy się opasłych raportów i analiz z tego, co nowego można było zobaczyć na turnieju pod względem taktyki, nie szuka się nowego pomysłu na grę kadry. Ograniczamy się do personaliów. Że jakby zagrał ten albo tamten, to by było lepiej.
Koncentrujemy się na rzeczach – za przeproszeniem – duperelnych. Że w tym meczu nie zagrał Lewandowski, a w tamtym ustawiliśmy w środku pola dwóch zawodników zbyt defensywnych, zamiast bardziej ofensywnych. Albo szukamy łatwych usprawiedliwień dla faktu, że znów nam nie wyszło.
Bo to, bo tamto, bo coś tam… Jest na przykład sprzedawane tłumaczenie, że mieliśmy zbyt silną grupę, z Holandią i Francją, żeby z niej awansować, czyli – jak zwykle – jesteśmy usprawiedliwieni, bo nie mieliśmy farta w losowaniu. Ciekawe, że piłkarzom reprezentacji Austrii to jakoś nie przeszkadzało, wzięli i wygrali tę grupę. Pewnie nie wiedzieli tego, co Polacy, czyli, że się nie da.
Ale najgorsze nie jest to, że przegrywamy, najgorsze jest, że nic z tym nie robimy. Stoimy w miejscu, czyli się cofamy, bo inni wokół coś jednak robią. I nie chodzi mi o to, że w polskiej piłce mamy zaniedbania w szkoleniu młodzieży czy, że poziom ligi jest beznadziejny. Tu chodzi konkretnie o pomysł na reprezentację.
Uczmy się od innych
Austriaków jeszcze za czasów Jerzego Brzęczka (więc całkiem niedawno) zlaliśmy w eliminacjach do Euro 2020. Szwajcarów ograła (po karnych) drużyna Adama Nawałki w mistrzostwach we Francji, w 2016 roku. Dziś Austria i Szwajcaria to są reprezentacje dla nas zbyt silne, poza naszym zasięgiem. Kiedy u nas trwała żonglerka kolejnymi selekcjonerami, których PZPN wybierał – mniej lub bardziej, ale jednak – przypadkowo, oni przebudowywali swoje reprezentacje.
W Austrii Ralf Rangnick – bazując na tym, co wcześniej zrobił w Red Bullu Salzburg – dopasował pomysł na kadrę narodową do jej możliwości. Wiedział, że Austriacy nigdy nie będą grać pięknie jak Hiszpanie, ale są w stanie – bazując na dobrym przygotowaniu fizycznym – zamęczać rywali pressingiem. I co? I oni dziś tym pressingiem potrafią zamęczyć każdego. Nawet Holendrów. Był pomysł, był plan i konsekwentna realizacja.
W Szwajcarii selekcjoner Murat Yakin kontynuuje to, co przez lata budował tam Vladimir Petkovic. Wszystko według pomysłu, według planu. Dziś Szwajcaria jest półkę wyżej w Europie, niż wówczas, kiedy przegrywała z Polską.
Ba! Nawet reprezentacja Słowacji pokazała na Euro 2024, że tam też działacze poszli po rozum do głowy i poszukali pomysłu na drużynę narodową. A pomysł był prosty, podrzucony przez byłą i obecną gwiazdę SSC Napoli. Marek Hamsik i Stanisław Lobotka namówili rodzimą federację, by zatrudnić trenera z Neapolu, Włocha Francesco Calzonę. Wiadomo, że Słowacja nie będzie grała jak Napoli, ale był pomysł na człowieka z wizją, gotowego gruntownie przebudować reprezentację, żeby była lepsza, wyrazista czy po prostu jakaś. I ta Słowacja już robi postępy. W 1/8 finału Euro mocno nastraszyła Anglię, ulegając jej dopiero w dogrywce. Co wtedy robili polscy piłkarze? Byli już na wakacjach.
A przecież, obiektywnie rzecz biorąc, mamy lepszych piłkarzy niż Słowacy. Lepszych nawet niż Austriacy i pewnie lepszych niż Szwajcarzy. Ale oni mają drużyny.
Przecież myśmy zazdrościli nawet Gruzinom (pomysł na selekcjonera konkretny – Willy Sagnol), którzy – bądźmy szczerzy – możliwości piłkarskie mają przy nas więcej niż ubogie. Ale za to mają ogromne serca! Byli w stanie porwać Europę szarżami w meczu z Hiszpanią, choć wszyscy wiedzieli, że to dla nich zbyt wysokie progi. Ale Gruzini grali tak, że każdy postronny kibic czuł, iż mistrzostwa Europy to dla nich cholernie ważna sprawa. Czy to samo czuliście oglądając na tym turnieju reprezentację Polski? No właśnie…
Kadra jak uczeń
W piłce nożnej zawsze można przegrać. Ważniejsze jest, żeby z porażek wyciągać wnioski i wracać silniejszym. I tego właśnie nie potrafimy. Nie szukamy rozwiązań, nie tworzymy makro planów, nie analizujemy porażek w szerszej perspektywie. Zadowalamy się wyjaśnieniem, że piłkarz X zrobił błąd, a jeśliby go nie zrobił, to byśmy nie przegrali. Na dłuższą metę nic z tego nie wynika.
Po przegranym Euro zawodnicy i sztab rozjechali się na wakacje. Przypomina to sytuację ucznia, który co prawda nie zdał do następnej klasy, ale po zakończeniu roku szkolnego beztrosko rzucił tornister w kąt i na długo o nim zapomniał. Wróci do zeszytów jak się skończy lato.
Czasu będzie mało, ale liczy, że a nuż tym razem się jednak uda!
A systematyczna praca? A pomysł? A plan?
Po co? Jaki plan?!
Od czasów staropolskich obowiązuje ten sam, wspomniany ostatnio w filmie "Kos": "Szlachta na konia siędzie i jakoś to będzie".
Do boju Polsko!