Przełamanie piłkarzy Dumy Sądecczyzny nastąpiło w Płocku. Gracze Sandecji wygrali, aż 2-4 i udowodnili, że wcześniejsze porażki wynikały tylko z braku szczęścia i ogrania na pierwszoligowych boiskach. Już w wielu wcześniejszych meczach podopieczni Dariusza Wójtowicza byli drużyną co najmniej równorzędną, a nawet czasami lepszą, aczkolwiek zawsze do korzystnego rezultatu brakowało troszkę szczęścia. Dariusz Zawadzki twierdzi, iż było to spowodowane nie tylko brakiem szczęścia, ale także brakiem połączenia gry w defensywie i ofensywie. Mecze na obcym terenie były jedynym mankamentem Sandecji. Na własnym stadionie gracze ze stolicy Sądecczyzny radzili sobie wyśmienicie. Przez całą rundę (licząc 2 mecze rudny wiosennej) byli ekipą niepokonaną, tylko 3 razy remisując na własnym obiekcie. Jednym z najbardziej pechowych meczów było spotkanie z Dolcanem, gdzie sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej bramki przez Piotra Chlipałę , która mogła dać zwycięstwo Sądeczanom. Oraz mecz z outsiderem rozgrywek, Stalą Stalowa Wola.
- W meczu z Dolcanem sędzia podjął taką decyzję, że odgwizdał spalonego. Nie wracajmy do tego. Cieszmy się tym ile punktów mamy. Musimy przepracować mocno zimę i grać o kolejne zwycięstwa. Z kolei powodem przegranej w Stalowej Woli była słabsza dyspozycja piłkarzy, każdemu zdarza się gorszy dzień. Mówi się trudno. Nikt nie daje punktów za darmo, musimy się uczyć na błędach i grac o kolejne zwycięstwa – mówi kapitan zespołu Jano Frohlich.
Z kolei Petar Borovićanin twierdzi: Na pewno szkoda, ale to jest piłka. Czasem przyjdzie słabszy dzień i gra się troszkę gorzej niż zawsze. W tych meczach nie graliśmy tak dobrze jak na przykład z ŁKS-em czy też z Flotą u siebie. Należy się cieszyć z tych dwóch punktów w tych meczach i z tego, że nie przegraliśmy w tych meczach.
- Na pewno żal tych punktów, ale wszystkich meczy nie da się wygrać. Ogólnie dużo bardziej niż remisów u siebie szkoda punktów, które traciliśmy w pierwszych meczach wyjazdowych. Cztery czy pięć punktów i bylibyśmy teraz jeszcze wyżej w tabeli. Na szczęście w końcu skorygowaliśmy błędy i zaczęliśmy zdobywać punkty. Uważam, że na wiosnę nie tylko u siebie będziemy grać tak skutecznie, ale także na wyjeździe – podsumowuje Dariusz Zawadzki.
Jak widać w Sandecji panuje wyśmienita atmosfera. Piłkarze nie patrzą w przeszłość i nie rozpamiętują porażek czy też straconych punktów. Wszyscy skupiają się na tym co będzie i na tym by jak najlepiej przygotować się do rundy wiosennej. Jak na razie po półmetku zmagań Sandecja jest jedną z rewelacji ligi i jednym z głównych pretendentów do awansu.
- Na pewno pierwszy rok jako beniaminka w tej lidze był wielką niewiadomą. Mimo wszystko wierzyliśmy w swoje możliwości i wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie grać tak dobrze. Teraz musimy sprostać oczekiwaniom kibiców, bo jakby nie było postawiliśmy sobie poprzeczkę dość wysoko, ale stać nas na to by utrzymywać się w czołówce pierwszej ligi - mówi Dariusz Zawadzki.
- Nie spodziewaliśmy się aż tak wysokiej lokaty. Wiadomo jak zawsze trzeba walczyć na boiskach pierwszoligowych. Udało nam się zająć bardzo wysokie miejsce w lidze. Tak jak mówiliśmy na początku sezonu musimy grać swoje, a wyniki przyjdą same i to się sprawdziło. Jesteśmy tu gdzie jesteśmy, mamy teraz trochę przerwy i od marca trzeba walczyć dalej i jak się uda awansować do ekstraklasy – kończy serbski zawodnik Sandecji Petar Borovićanin.
Po zakończeniu rundy jesiennej i dwóch meczach rundy wiosennej w Nowym Sączu mimo wysokiej lokaty nie ma jednak euforii. Zamiast cieszyć się lokatą w jednej rundzie, piłkarze ze stolicy Sądecczyzny wolą solidnie przepracować przerwę zimową i na mecze rundy wiosennej wybiec jako drużyna jeszcze silniejsza i zdolna do osiągnięcia najwyższych celów w tej lidze.