Polska długo walczyła o korzystny wynik w meczu z Holandią, dopiero w końcówce tracąc bramkę na 1:2. Po pierwszym spotkaniu na Euro 2024 eksperci chwalą ekipę Michała Probierza za odwagę w grze, mimo braku punktów na inaugurację.
- Było dużo emocji i to jest fajne. Nie był to mecz jednostronny, też momentami potrafiliśmy zepchnąć Holendrów do głębokiej obrony. Cieszy, że jesteśmy w stanie podjąć rękawicę rywalizując z najlepszymi - wskazał w rozmowie z WP SportoweFakty Bogdan Zając, były wieloletni asystent Adama Nawałki w reprezentacji Polski (2013-2018).
Jednocześnie zastrzegł: - Wynik jest niezadowalający. Mimo faktu, że mieliśmy dużo dobrych fragmentów w tym meczu, nie udało się utrzymać tego korzystnego remisowego rezultatu do końca.
Prezes PZPN Cezary Kulesza po meczu podkreślał na portalu X, że "jesteśmy dumni ze stylu gry i postawy naszej drużyny". Zapytaliśmy byłego członka sztabu Biało-Czerwonych, czy faktycznie można mówić o postępie, jeśli chodzi o styl gry kadry, zwłaszcza jeśli porównamy starcie z Holandią do spotkań przeciwko Oranje rozgrywanych za kadencji Jerzego Brzęczka w Lidze Narodów.
ZOBACZ WIDEO: Sonda WP z kibicami w Hamburgu. Polacy jednogłośnie o naszej reprezentacji
- Spojrzałbym na to pod tym kątem, że jesteśmy obecnie powtarzalni w tym, co robimy. Kilka ostatnich spotkań to pokazało. Zwłaszcza w fazie bronienia jesteśmy powtarzalni. W tym meczu z Holendrami udowodniliśmy to w wielu trudnych sytuacjach. W fazie ataku zresztą również widać, że polski zespół wierzy w to, co robi. Stwarzamy zagrożenie, oddajemy wiele strzałów. Choć na tego rywala jednak jeszcze to nie wystarczyło - podsumował Zając.
Jakub Moder? "Najjaśniejsza postać"
Sporo było zawodników, którzy po meczu z Holandią usłyszeli pod swoim adresem ciepłe słowa. Jednym z najbardziej chwalonych był Jakub Moder, który znów gra w kadrze po dłuższej przerwie spowodowanej poważnymi problemami zdrowotnymi. Może 25-latek powinien kolejne spotkanie zacząć już w podstawowym składzie?
- Kuba Moder to piłkarz o niesamowitej skali talentu. Z każdym tygodniem, z każdym meczem wraca do najwyższej dyspozycji. Śmiem nawet twierdzić, że była to najjaśniejsza postać tego spotkania, jeśli chodzi o polską drużynę. Obok może Wojtka Szczęsnego, który kilkoma interwencjami utrzymywał nas w grze. Natomiast wracając do Kuby: to jest piłkarz, który daje nam wiele jakości, polotu w grze, dużą kreatywność. Swoimi podaniami otwierającymi stwarza szanse dla partnerów - chwalił Modera Zając.
Przeciwko Holendrom w podstawowej jedenastce wybiegł z kolei 19-letni Kacper Urbański. - Sprostał zadaniu, zagrał poprawne spotkanie. Nie było wielkich fajerwerków, ale nie bał się brać ciężaru gry na siebie - ocenił były asystent Nawałki, uczestnik Euro 2016 i MŚ 2018.
"Nie tylko wina Salamona"
Mimo wszystko, po porażce trzeba szukać elementów, które wymagają poprawy przed kolejnymi spotkaniami. Trudno po tym meczu wychwalać pod niebiosa duet stoperów Jan Bednarek - Bartosz Salamon. Natomiast Zając starał się do pewnego stopnia wziąć defensorów w obronę.
- Nie dopatrywałbym się u stoperów jakichś wielkich błędów - zastrzegł, dodając: - Walczyli, starali się postawić przeciwko naprawdę bardzo dobrym zawodnikom holenderskim. Spojrzałbym natomiast na te boczne sektory, gdzie mieliśmy tego dnia problem. Kilka razy nam tamtędy wjeżdżali rywale. I potem właśnie interwencje środkowych obrońców ratowały nas przed utratą bramki.
I kontynuował: - Jeżeli chodzi o drugą bramkę, to daliśmy sobie zagrać piłkę do środka. Nie udało się przeciąć tego podania. O te centymetry, ułamki sekund Bartek Salamon był może spóźniony w swojej interwencji, ale to nie jest tak, że to jest tylko jego wina.
Mimo końcowej porażki, Biało-czerwoni pokazali w starciu z faworytami z Holandii, że nastawienie mentalne mają na tym turnieju odpowiednie. Do końca wierzyli w odwrócenie losów spotkania.
- Jak gramy z drużynami teoretycznie lepszymi, to potrafimy się zmobilizować, ten mecz to pokazał. Po straconej bramce na 1:2 też ruszyliśmy do przodu. Może trochę zabrakło więcej odwagi przy tej zmianie Bartka Salamona, by wpuścić Sebastiana Walukiewicza, który mógłby się przydać na stały fragment gry, czy też Krzysztofa Piątka. To była jednak decyzja podejmowana w ostatniej chwili, więc trzeba to zrozumieć.
Chłopaki walczyły do końca, niewiele brakło, by uzyskać korzystny wynik - przyznał Zając. - A takim byłby na pewno remis - dodał.
Polska bez Lewandowskiego: jak to wypadło?
Na ile w meczu z Holendrami brakowało tej drużynie kapitana, czyli kontuzjowanego Roberta Lewandowskiego? Nie tylko w kontekście samych bramek, ale też pracy wykonywanej przez niego bez piłki? Czy ten brak "Lewego" rzeczywiście aż tak mocno rzucał się w oczy, czy niekoniecznie?
- Najważniejsze dla zespołu było, że wykonywali swoje zadania założone przed meczem. Nie było jakichś wyraźnych słabszych punktów na boisku. Wiadomo, gdy Robert Lewandowski jest na placu gry, to też ma swoją rolę. Wiemy, jak absorbuje rywali i przez to też inni gracze mają więcej miejsca. Musimy się jednak nastawiać, że jak nie ma Roberta, to inni muszą sprostać zadaniom - zaznaczył 51-letni szkoleniowiec.
Przed starciem z Austrią powiało optymizmem? - To będzie zupełnie inny mecz - zastrzegł Zając. - Wierzę, że trener Probierz nakreśli taki plan, który będzie skuteczny i po ostatnim gwizdku będziemy się cieszyć, że udało się go zrealizować. I z punktów w kolejnym spotkaniu - dodał.
Justyna Krupa, dziennikarka WP SportoweFakty
Michał Probierz: Nie mam zamiaru biczować zawodników
Holendrzy tak piszą o Polakach po meczu w Niemczech