Biało-Czerwoni rozpoczęli mistrzostwa Europy od porażki z reprezentacją Holandii (1:2). Pod nieobecność Pawła Dawidowicza na boisko wybiegł od pierwszej minuty Bartosz Salamon. Defensor zaliczył kilka udanych interwencji, jednak przy bramkach Oranje nie zdążył zablokować strzałów.
Na łamach WP SportoweFakty Salamon krytycznie ocenia swój występ i mówi o urazu, jakiego doznał.
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Co czuje pan po spotkaniu?
Bartosz Salamon, obrońca reprezentacji Polski: Duży zawód, bo gdy grasz dobry mecz z Holandią i przegrywasz, to boli. Szczególnie że prowadziliśmy 1:0. W piłce decydują detale, gdyby nie one, mówilibyśmy dzisiaj o dużym sukcesie. Pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną. Zespół się rozwija, podąża w dobrym kierunku. Ten mecz jest tego potwierdzeniem. Trzeba to kontynuować. Czuliśmy ogromne wsparcie kibiców. Tylu Polaków, którzy przyjechali za nami do Hamburga - to było coś wspaniałego. Szkoda, że nie udało się dla nich przynajmniej zremisować, ale myślę, że były dobre momenty.
Jak ocenia pan swój występ? Zaliczył pan dużo interwencji, ale był pan zamieszany w oba stracone gole.
Dobrze pan to podsumował. Takie jest życie obrońcy. Możesz mieć dużo interwencji, ale jeśli masz udział przy straconych bramkach, ocena nie może być dobra. Jest mi przykro, że nie udało mi się zablokować strzałów. Niestety nie pomogłem w tych momentach drużynie.
Zabrakło szczęścia, by zdobyć punkt?
Nie lubię mówić o szczęściu. W drugiej połowie za bardzo oddaliśmy piłkę Holendrom i przejęli oni kontrolę nad meczem. Spychali nas coraz bardziej w pole karne, tworząc zagrożenie. Wiele razy wybijaliśmy piłkę, ale dwa razy tego nie zrobiliśmy i skończyło się bramkami. Mówimy o Holandii, która słynie z posiadania piłki, ale w przyszłości musimy w takich sytuacjach reagować inaczej i utrzymywać się przy futbolówce.
Co z pana perspektywy stało się przy golach Holendrów?
Przy pierwszym byliśmy pod presją, chcieliśmy przenieść ciężar gry. Straciliśmy piłkę dosyć blisko bramki. W trzech poszliśmy do blokowania strzału. Piłka niefortunnie odbiła się od mojego kolana i wpadła. Przy drugim golu skupiłem się na zawodniku, który strzelił potem bramkę. Spodziewałem się dośrodkowania za moje plecy, a piłka przeszła po ziemi między nogami. Napastnik "ukradł" mi ten metr i oddał strzał. Pokazał klasę
ZOBACZ WIDEO: Raport z Hamburga. "Spotkanie mogło być rozstrzygnięte po kwadransie"
Opuścił pan boisko przez kontuzję?
Przy sytuacji bramkowej napastnik stanął mi na ręce, mam lekko zmiażdżony palec. Może jest złamanie, w poniedziałek mam rentgen.
Selekcjoner Michał Probierz powiedział, że o wyniku zadecydowała wyższa jakość Holendrów. Zgadza się pan z nim?
Oczywiście. Właśnie dzięki tej jakości przejęli inicjatywę i spychali nas coraz niżej. Z tego strzelili dwa gole. Absolutnie Holandia jest o zespołem o wyższej jakości.
Co usłyszeliście od Michała Probierza w przerwie i po meczu?
W przerwie - by wierzyć, że możemy grać jeszcze lepiej. Że możemy nie tylko czekać na ruch Holendrów, ale iść po swoje. W drugiej połowie parę razy zaatakowaliśmy. Po meczu selekcjoner powiedział, że wynik nie jest korzystny, ale za nami dobry występ. I że trzeba patrzeć na kolejne spotkania. "Głowa do góry, robimy swoje".
Teraz przed wami Austriacy.
Austria jest bardzo dobrym zespołem, który się rozwija. To wymagający przeciwnik. Nie można ich lekceważyć, ale o nas trzeba powiedzieć to samo. Spodziewam się wyrównanego meczu.
Dzisiejszy dzień był pełen emocji nie tylko dla pana, ale też dla pana najbliższych.
Rodzina zawsze była ze mną. Przede wszystkim w najtrudniejszych momentach, gdy człowiek zostaje sam. Jak stanie się coś złego, to nagle nie ma dziennikarzy, są żona i dzieci. Sukcesy i porażki dzielę właśnie z nimi.