Memphis Depay miał być kolejnym złotym dzieckiem holenderskiej piłki. Pokaz swoich umiejętności dał już jako 18-latek, gdy po kilku tygodniach od debiutu w PSV Eindhoven zdobył pierwszą bramkę w Eredivisie. Dla macierzystego klubu zdążył zagrać w 90 meczach, w których strzelił 39 gole. Tak zapracował na transfer do Manchesteru United. Czerwone Diabły zapłaciły za niego 34 mln euro.
W Premier League odbił się od ściany. Chociaż dostał numer 7, to daleko mu było do pokazów, jakie w tej koszulce dawał chociażby Cristiano Ronaldo. Ożył po kilku latach w Olympique Lyon i znów zgłosiła się do niego poważna firma. Depay miał podbić hiszpańskie boiska, stać się nowym liderem FC Barcelony, a po ledwie roku został upokorzony - odebrano mu numer, który dostał Robert Lewandowski, a następnie wypchnięto z klubu.
Kariera, która miała być lotem w kierunku słońca, przypomina bardziej przejażdżkę górską i coraz szybszy zjazd w kierunku otchłani. Depay w dużych klubach nie potwierdził potencjału. W przededniu Euro 2024 okazało się, że nie ma dla niego miejsca nawet w Atletico Madryt. Mecz przeciwko w Polsce będzie dla niego dobrą okazją, aby udowodnić swoją wartość. Czy zrewanżuje się Lewandowskiemu za wydarzenia z Barcelony?
ZOBACZ WIDEO: "Najsilniejszy selekcjoner od lat". Jest pod wrażeniem Michała Probierza
Memphis Depay. Król dżungli
Holender od lat umieszcza na swoich koszulkach imię zamiast nazwiska. To nie przypadek. Piłkarz nie chce być kojarzony z nazwiskiem ojca, który zostawił jego rodzinę, gdy miał ledwie 3 lata. To był tylko wstęp do poważnych życiowych problemów, które sporą część osób zmiotłyby z planszy. Depay już jako 12-latek miał kontakt z alkoholem, miękkimi narkotykami.
Matka Depaya po rozstaniu z ojcem wybrała życie u boku sąsiada, który miał 10 dzieci. Przybrane rodzeństwo nie zaakceptowało nowego członka rodziny. Przyszły gwiazdor reprezentacji był bity i dręczony. Grożono mu nawet nożem, zaciskano kombinerki na uchu.
- Zawsze miałem wrażenie, że dorastałem w dżungli (...). Lew to dla mnie król dżungli, a ja zawsze trzymałem się na nogach, choć było ciężko - powiedział 30-latek w rozmowie z "Unscriptd".
Lew jest zresztą znakiem rozpoznawczym holenderskiego piłkarza. Od lat sylwetka "króla dżungli" zdobi plecy Depaya. Doświadczenia z dzieciństwa zahartowały go na tyle, że piłka nożna stała się jego jedynym wybawieniem. Szansą na lepsze życie. Jako 12-latek trafił do akademii PSV, ale był niepokornym chłopcem. Był wyrzucany z kolejnych szkół, by finalnie w wieku 15 lat zrezygnować z edukacji.
Co poszło nie tak?
Holandia od lat słynie ze świetnych szkółek piłkarskich. Ajax, PSV czy Feyenoord stały się kuźniami talentów. Depay jako nastolatek miał wszystko, aby powalczyć o "Złotą Piłkę", stanąć w jednym szeregu obok najwybitniejszych holenderskich piłkarzy. Obecnie wiemy już, że nic takiego się nie wydarzy. Dlaczego?
- Z Memphisem był jeden problem. Wydawało mu się, że nie musi biegać, a to podstawa, gdy jesteś graczem United - mówił w angielskich mediach jeden z członków sztabu szkoleniowego Manchesteru United. Dziennikarze donosili też o problemach pozaboiskowych piłkarza. 33 spotkania i dwa gole - te liczby mówią wszystko o tym, jak nieudaną inwestycją był Depay dla Czerwonych Diabłów.
Odżył we francuskim Lyonie, gdzie presja była mniejsza, ale też i poziom ligi znaczący niższy. Gdy wygasał jego kontrakt, miał 27 lat. Wciąż był młody jak na piłkarza i mógł udowodnić, że problemy w United były dziełem przypadku. Perspektywa wolnego transferu sprawiała, że wszystkie karty miał w swoim ręku. Świadomie wybrał FC Barcelonę.
Holender chciał trafić do Barcy, bo jej trenerem był Ronald Koeman, który wcześniej prowadził go w kadrze. Szkoleniowiec uczynił z niego lidera reprezentacji. Pod jego wodzą w 33 meczach zdobył 20 bramek. Wcześniej w 34 spotkaniach tylko 8-krotnie wpisywał się na listę strzelców.
Blaugrana już wtedy miała swoje problemy finansowe. Depay odrzucił lepsze oferty, aby dołączyć do klubu z Katalonii. Czy dokonał dobrego wyboru? Z perspektywy czasu można powiedzieć, że nie.
Euro 2024 rewanżem na Lewandowskim?
O tym, że Barca widziała w Memphisie Depayu swoją nową gwiazdę może świadczyć fakt, że Holender otrzymał koszulkę z numerem 9 na plecach. Tyle że daleko było mu do goleadora w stylu Luisa Suareza. W pierwszym sezonie zdobył tylko 12 bramek, a przy tym wykonywał rzuty karne, co ratuje jego bilans. Nie pomogły mu też kontuzje i zmiana trenera. Xavi nie otoczył go taką opieką, jak wcześniej zrobił to Koeman.
W Katalonii wiedzieli, że muszą poszukać nowej "9". Tak do klubu trafił Robert Lewandowski. To Polak sprawił, że przygoda Holendra z Barceloną trwała krócej niż miała. Działacze momentalnie zaczęli wypychać Depaya poza klub. Upokorzeniem było odebranie mu "9". W wielkich klubach tak się nie postępuje. W konkurencyjnym Realu Madryt nawet Ronaldo i Cristiano Ronaldo musieli czekać na zwolnienie ulubionych numerów.
- Przyznanie Lewandowskiemu numeru 9 było decyzją klubu. Powodami, które interesują klub były względy wizerunkowe i reklamowe - tłumaczył prezes Joan Laporta, a polski napastnik nie czuł się do końca komfortowo z tą decyzją.
- Pomimo ustaleń klubu dotyczących mojego numeru, ja oczywiście też chciałem porozmawiać z Memphisem. Powiedział, że to rozumie i nie ma z tym problemu - mówił Lewandowski polskim dziennikarzom.
Przez cały sierpień trwało przeciąganie liny między Depayem a Barceloną. Holender miał w pamięci fakt, że poświęcił się finansowo, aby grać w Katalonii. Liczył na zgodę na darmowy transfer, co pozwoliłoby mu wynegocjować wyższy kontrakt w nowym klubie. Tak się jednak nie stało, więc jego przenosiny do Juventusu spaliły na panewce.
Skończyło się tym, że Depay przez niemal pół roku wcielał się w rolę zmiennika Lewandowskiego, po czym odszedł do Atletico. Tam też nie zrobił kariery. Za to teraz może symbolicznie odegrać się na "Lewym", jeśli jego Holandia pokona Polskę na Euro 2024.
Mecz 1. kolejki Euro 2024 Polska - Holandia w niedzielę o godz. 15:00. Transmisja w TVP 1, dostępnym także w Pilot WP. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.
Katarzyna Łapczyńska, dziennikarka WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Marihuana już legalna w Niemczech. Co to oznacza dla kibiców?
- "Lepiej niech nie podskakuje". Lato zrugał holenderską legendę