Gilewicz, gdy dokonywał przestępstwa, był asystentem Jerzego Brzęczka w reprezentacji Polski.
Radosław Gilewicz uznawany jest za jednego z najlepszych polskich napastników przełomu XX i XXI wieku. Dziś jest komentatorem TVP, który ma jechać z ekipą publicznej telewizji na Euro 2024 w Niemczech i komentować mecze w parze z Maciejem Iwańskim. Współkomentuje też niemiecką ligę w stacji Viaplay.
Wychowanek GKS-u Tychy największą karierę zrobił w Austrii. Z drużynami Tirolu Innsbruck i Austrii Wiedeń był pięciokrotnym mistrzem kraju, królem strzelców tamtejszych rozgrywek oraz piłkarzem roku 2000 w Austrii. Tam też zaprzyjaźnił się z Jerzym Brzęczkiem. Gdy ten w 2018 r. został selekcjonerem reprezentacji Polski, wybrał Gilewicza na swojego asystenta.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalnie to zrobił! Gol "stadiony świata"
I to właśnie w okresie pracy w kadrze były świetny piłkarz, a dziś komentator telewizyjny, popełnił przestępstwo, za które usłyszał wyrok kilka miesięcy temu. Historia zaczyna się w 2019 r., kiedy to Gilewicz wraz ze swoim kolegą z Tychów i kilkoma innymi osobami wykupili polisę ubezpieczeniową w firmie MACIF Życie TUW, która wkrótce została zlikwidowana i przejęta przez Saltus TU Życie z siedzibą w Sopocie. To za sprawą dociekliwości ubezpieczyciela w 2022 r. wszczęto śledztwo w sprawie oszustw i wyłudzeń. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu w czerwcu 2023 r.
Zdjęcia, których nie było
Jak wynika z materiałów zgromadzonych przez śledczych, kolega Radosława Gilewicza miał w Tychach znajomego lekarza ortopedę, który pomagał nie tylko przy leczeniu połamanych kończyn, ale również przy uzyskiwaniu odszkodowań za urazy. W listopadzie 2019 r. lekarz Bogumił P. stwierdził, że zgłaszający się do niego 51-letni mieszkaniec Śląska ma złamany obojczyk, a swoją diagnozę oparł na zdjęciu rentgenowskim ze szpitala Megrez w Tychach. Na tej podstawie ubezpieczyciel wypłacił mężczyźnie 30 tys. złotych. Sęk w tym, że szpital zaprzeczył, żeby takie zdjęcie kiedykolwiek wykonał temu pacjentowi.
Niemal rok później ten sam mężczyzna z dokumentacją od tego samego lekarza zgłosił się do tego samego ubezpieczyciela z kolejnym roszczeniem. Tym razem chciał odszkodowanie za złamanie pięty, do którego miało dojść po upadku z drabiny. Gdy firma zaczęła powątpiewać w prawdziwość urazu i poprosiła o zdjęcia rentgenowskie, mężczyzna pokazał badanie, które go pogrążyło.
Lekarz orzecznik Saltusa stwierdził, że dwa zdjęcia pięty z maja i lipca 2020 r. mają ten sam numer. W dodatku wykonano je w niediagnostycznym formacie .jpg, podczas gdy zdjęcia RTG z dokumentacji lekarskiej są pacjentom wydawane wyłącznie w formacie .dicom. Lekarz orzecznik stwierdził, że jego zdaniem zdjęcia przedstawiają kończyny dwóch różnych osób. Wypłatę odszkodowania wstrzymano. Lekarz poświadczający nieprawdę i mężczyzna próbujący wyłudzić odszkodowanie usłyszeli zarzuty.
Więcej szczęścia miała bliska znajoma oskarżonego mężczyzny. W listopadzie 2019 r. zgłosiła się po wypłatę 100 tys. zł za złamanie pięty. Też po upadku z drabiny. Ubezpieczenie wypłacono. Dopiero w trakcie śledztwa ustalono, że kobieta nigdy nie miała złamanej pięty, a przedstawione przez nią zdjęcie rentgenowskie było zdjęciem nieautentycznym, przerobionym, z naniesionymi komputerowo jej danymi. Leczenie złamania, którego nie było, poświadczył w dokumentach znowu doktor Bogumił P.
Było złamanie, nie ma złamania
Do tego samego lekarza w lipcu 2020 r. trafił Radosław Gilewicz. Były piłkarz był wtedy asystentem trenera kadry Jerzego Brzęczka. Na świecie panowała pandemia COVID-19, więc wszelkie rozgrywki chwilowo wstrzymano. Gilewicz miał doznać urazu w domu, schodząc ze schodów, poślizgnął się i uderzył lewym barkiem w balustradę.
Jak ustaliła prokuratura, były piłkarz najpierw 3 lipca 2020 r. zgłosił się do lokalnej przychodni, a 6 lipca 2020 r. pojawił się z opisywanym powyżej 51-letnim mieszkańcem Śląska u znanego nam już doktora Bogumiła P. I co ciekawe, o ile podczas pierwszego badania stwierdzono jedynie uraz barku, to już trzy dni później doktor P. rozpoznał na zdjęciu RTG u byłego piłkarza złamanie barku i to z przemieszczeniem.
Na tej podstawie w listopadzie 2020 r. Radosław Gilewicz wystąpił o 30 tys. zł odszkodowania. Ale lekarz orzecznik Saltusa zmiażdżył wniosek Gilewicza. Po pierwsze uznał, że wygojenie złamania uwidocznionego na zdjęciu byłoby niemożliwe bez pozostawienia zmian pourazowych. Po drugie proces leczenia przez lekarza Bogumiła P. jest niewiarygodny, m.in. z powodu braku kolejnych zdjęć kontrolnych. Po trzecie zdjęcie dostarczone przez Gilewicza było zrobione w nieprofesjonalnym formacie, a szpital, który miał go zrobić, nic o tym nie wiedział. A na koniec były piłkarz odmówił poddania się badaniom weryfikującym. Ubezpieczyciel odmówił wypłaty ubezpieczenia, a w lipcu 2022 r. prokurator postanowił postawić Radosławowi Gilewiczowi zarzuty oszustwa i posługiwania się dokumentami stwierdzającymi nieprawdę.
Podczas pierwszego przesłuchania były piłkarz do niczego się nie przyznał i zaprzeczył zarzucanym mu czynom. Ale gdy pojawił się przed śledczymi kolejny raz, już w towarzystwie obrońcy, i został skonfrontowany z materiałem zgromadzonym przez śledczych, w tym zdjęciem, z którego wynikało, że doznał poważnego złamania barku z przemieszczeniem, a po niczym takim nie było śladu na jego ciele, postanowił otworzyć się przed prokuratorem.
Radosław Gilewicz wyjaśniał, że to jego kolega, opisywany powyżej 51-latek ze Śląska obiecał mu pomóc z urazem barku i załatwieniem odszkodowania. Mężczyzna zaprowadził go do lekarza Bogumiła P. i najpierw wszedł do gabinetu sam, a dopiero potem Gilewicz dołączył do współoskarżonych.
Według byłego piłkarza, jego kolega był też obecny przy kolejnych wizytach u doktora Bogumiła P. Następnie po zakończeniu leczenia mężczyzna dyktował Radosławowi Gilewiczowi, co ma wpisywać we wniosku o wypłatę świadczenia i dał mu płytę ze zdjęciem RTG, którą oskarżony dołączył do zgłoszenia roszczenia.
Prokurator uznał, że chociaż Gilewicz umniejsza swoją winę, to jego wyjaśnienia są wiarygodne, a w dodatku pozwalają ustalić rolę w przestępstwie pozostałych oskarżonych, w tym głównych organizatorów procederu wyłudzania ubezpieczeń. I dzięki temu były piłkarz mógł skorzystać z dobrodziejstw artykułu 60. kodeksu karnego, czyli nadzwyczajnego złagodzenia kary. Gilewicz przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze. Sąd w Tychach skazał go na 40 tys. zł grzywny i zwrot kosztów procesu. Wyrok uprawomocnił się 23 stycznia 2024 r. Proces pozostałych osób w tej sprawie nadal się toczy.
Żałuje tego, co zrobił
Z akt sprawy wynika, że Radosław Gilewicz jest majętnym człowiekiem, posiada kilka nieruchomości, jako komentator piłkarski zarabia kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. Co sprawiło, że naraził to wszystko dla 30 tys. zł nienależnego ubezpieczenia?
Radosław Gilewicz w rozmowie z WP SportoweFakty przyznaje, że ubolewa, że sprawy przybrały taki obrót, i żałuje tego, co zrobił. Dodaje, że złożył obszerne wyjaśnienia w sprawie i starał się pomóc śledczym w jej wyjaśnieniu. Podkreśla, że nie wzbogacił się w ten sposób ani o złotówkę. I dodaje, że uwikłał się w tę historię ze względu na ograniczenia w leczeniu i badaniach diagnostycznych wynikające z pandemii COVID-19.
***
Skontaktowaliśmy się z Pawłem Wilkowiczem, szefem redakcji sportowej w Viaplay. Przekazał nam, że Radosław Gilewicz przeprosił stację za zaistniałą sytuację, poniósł już karę, w związku z czym Viaplay uważa sprawę za zamkniętą.
Szymon Jadczak, Wirtualna Polska