W ubiegły weekend Wojciech Szczęsny złamał nos podczas pechowej interwencji w derbowym meczu Juventusu z Torino. Wydawało się, że polski bramkarz będzie musiał odpocząć od regularnego grania w Serie A, tymczasem już w piątek ponownie zobaczyliśmy go w bramce "Starej Damy".
Kontrowersje wywołał fakt, że Szczęsny zdecydował się na grę bez specjalnej maski. Na złamanym nosie 34-latka pojawił się jedynie sporych rozmiarów plaster. Dla doświadczonego bramkarza nie był to jednak udany wieczór. Dwukrotnie musiał on wyciągać piłkę z bramki - za każdym razem po rzutach karnych.
Szczęsny sam sprowokował drugą "jedenastkę", podcinając Zito Luvumbo. Za ten faul bramkarz "Starej Damy" otrzymał dodatkowo żółtą kartkę. "La Gazzetta dello Sport" zwróciła uwagę na to, że gdyby nie rzuty karne, to bramkarz Juventusu miałby niewiele roboty w tym spotkaniu. "Dopiero Prati w szóstej minucie drugiej połowy zmusił Szczęsnego do wykonania pierwszej (trudnej) interwencji)" - czytamy we włoskim dzienniku.
ZOBACZ WIDEO: Minorowe nastroje w Barcelonie. Jaka pozycja Xaviego? Raport przed El Clasico!
"Gdyby Szczęsny nie obronił tego strzału, wynik brzmiałby 3:0 dla Cagliari i byłoby po meczu" - ocenił z kolei dziennikarz Vito Doria, zdaniem którego trener gospodarzy Claudio Ranieri musi być niepocieszony z powodu końcowego rezultatu.
"Gdy trio defensywne jest w rozsypce, jest zmuszony interweniować przy użyciu brutalnych metod, aby powstrzymać Luvumbo. Efekt? Rzut karny i żółta kartka" - napisał o Szczęsnym portal Virgillo Sport. Ocenił on występ Polaka na 5,5 (w skali 1-10).
Ostrzejszy w ocenie polskiego bramkarza był serwis sportface.it, który wejście Szczęsnego w Luvumbo nazwał "bezmyślnym", a żółtą kartkę uznał za "całkowicie słuszną".
Trener Massimiliano Allegri licząc na chociaż wywalczenie remisu, na ostatni kwadrans wprowadził na boisko Arkadiusza Milika. Jak zauważyła "La Gazzetta dello Sport", w ten sposób zobaczyliśmy "najprawdopodobniej najbardziej ofensywną wersję Juventusu w sezonie 2023/2024". Wprowadzenie graczy ofensywnych dało efekt, bo goście z Turynu wyrównali w 87. minucie za sprawą samobójczego trafienia Andrei Dosseny. Polski napastnik nie stworzył jednak większego zagrożenia pod bramką gospodarzy, stąd też włoskie media nie poświęcają mu wiele uwagi.
Czytaj także:
- Goncalo Feio nie myśli o wyścigu żółwi. "Nie mamy nic do stracenia"
- Były reprezentant Polski nie wytrzymał nerwowo. Ostro