Przez kilkanaście miesięcy Bayern Monachium miał poważny kłopot z obsadą pozycji numer "dziewięć". Po odejściu Roberta Lewandowskiego, mistrzowie Niemiec liczyli na skuteczność Sadio Mane, lecz dopiero Harry Kane rozwiązał ich problemy.
Klub z Allianz Arena zapłacił blisko 100 milionów euro za byłą gwiazdę Tottenhamu Hotspur, która od początku robiła wszystko, by spłacić ten transfer. Zresztą statystyki mówią same za siebie. Reprezentant Anglii do złamania bariery 30 bramek w Bundeslidze potrzebował 25 występów.
Lewandowski nie wyklucza, że Kane w swoim premierowym sezonie pobije ustanowiony przez niego rekord. W sezonie 2020/21 Polak zgromadził 41 trafień, co odbiło się bardzo szerokim echem zwłaszcza za naszą zachodnią granicą.
- Trochę kolejek do końca sezonu zostało, ale Kane strzela jak na zawołanie. Jego dorobek strzelecki robi wrażenie. Czy pobije mój rekord? Nie wiem, ciężko powiedzieć. I nie chodzi o to, czy chciałbym tego czy nie. Wiem z doświadczenia, że to nie jest takie łatwe. Jeżeli będzie zdrowy, to ten rekord jest w zasięgu - podkreślił filar FC Barcelony w rozmowie z serwisem meczyki.pl.
ZOBACZ WIDEO: Polecieli prywatnym odrzutowcem. Tam ukochana Ronaldo zabrała dzieci na wakacje
Kane błyskawicznie zaaklimatyzował się w Niemczech i zaskarbił sobie sympatię kibiców. Wcześniej wydawało się, że przez wiele sezonów nikt nie zbliży się do wyczynu Lewandowskiego. Nie można zapominać, że były snajper Bayernu opuścił wówczas pięć meczów ligowych ze względu na kontuzje.
- Strzeliłem 41 goli, ale patrząc na to, że zrobiłem to w 29 meczach, to jeszcze z większą dumą patrzę na ten rekord. Często tak myślałem w jego kontekście, a nie w takim, czy zostanie on pobity - dodał Lewandowski.
Czytaj więcej:
Świetne wieści ws. Zalewskiego
Obserwator UEFA nie wahał się ws. Marciniaka