Maciej Smolewski: Do końca rundy zostały wam już tylko mecze, których raczej nie można nazwać najtrudniejszymi. Będzie Jagiellonia, która nie potrafi grać na wyjazdach, słaba jak nigdy Polonia Warszawa (choć z nowym trenerem), GKS Bełchatów i Odra Wodzisław. Z tej stawki liczy się tak naprawdę tylko GKS?
Jurij Szatałow: Powiem tak: to zależy od czego zaczniemy tańczyć (śmiech). Przed sezonem duże portale internetowe, telewizja, prasa zakładały, że Polonia Bytom jest drużyną "do spadku". Więc jeśli patrzymy pod tym kątem to... czekają nas bardzo trudne mecze. Jeśli natomiast spojrzymy w tabelę to możemy stwierdzić, że jednak nie takie trudne. W mojej opinii to patrzenie trzeba wypośrodkować. Nie jesteśmy Legią czy Wisłą, która dzieli sobie spotkania na łatwiejsze i trudniejsze. Ja uważam, że każdy mecz ma dla nas taką samą wagę i jest bardzo ważny.
Czyli pomimo wyników wciąż twardo stąpa pan po ziemi?
- Tak, właśnie tak na to patrzę. Nie jestem uskrzydlony naszymi wynikami w tym sezonie.
Ale mógłby pan być. Polonia trochę namieszała w górnej części tabeli. Waszym celem i ambicją w tym sezonie jest nadal to robić?
- Ani przed sezonem, ani teraz, nasze kierownictwo z nami nie rozmawiało na temat naszych celów. My sami sobie je stawiamy. Opinia drużyny oraz moja jest następująca: "każdy mecz ma być wygrany". Tak do tego podchodzimy i wydaje mi się, że jest to odpowiednie nastawienie w sporcie. To łatwe i proste.
Ale to nie jest chyba tylko tak, że myśli pan tylko o następnym spotkaniu, ale również widzi pan sezon w szerszej perspektywie...
- W jakiś sposób tak, ale proszę nie mylić tego z kalkulacją w stylu: za tydzień gramy z tymi, a za dwa tygodnie z tymi. Ten mecz wygramy, tego nie musimy i już będziemy na piątym, czy tam trzecim miejscu... Wydaje mi się to niezbyt mądre i tym samym dobre dla drużyny. Tak planować nie można, bo pewnego dnia można obudzić się z ręką w nocniku.
Mówi pan, że stąpa twardo po ziemi i że Polonia w opinii ekspertów była drużyną przeznaczoną do spadku. Ma pan rację... ale z drugiej strony te opinie w prasie na temat drużyny z Bytomia zmieniły się o 180 stopni, kiedy ta zaczęła notować dobre wyniki. Przyszła euforia... a w ostatnich tygodniach, po relatywnie gorszych występach, pojawiły się opinie, że Polonia złapała "zadyszkę". Jednak czy jest tak na pewno? Przecież o meczu z Lechem nie można powiedzieć, że był słabszy... jedynie wynik był gorszy niż ostatnio, bo Polonia już powoli zaczęła przyzwyczajać do zwycięstw.
- Dziękuję za te słowa. Wydaje mi się, że ci eksperci w mediach na raz mylą się i mają rację. W jakiś sposób złapaliśmy tą zadyszkę. Chodzi o to, że po ósmej czy dziewiątej kolejce o wynikach drużyny zaczyna decydować ławka rezerwowych. Pierwszy zespół jest już zmęczony, dwunastu - trzynastu ludzi gra na maksymalnych obrotach i to widać. Ale my się nie poddamy, mimo że jest ciężko.
A jak jest z tą pana ławką rezerwowych, chyba nie jest ona najdłuższa, prawda?
- Jaka jest moja ławka rezerwowych udowodnił mecz w Pucharze Polski. Nie potrafiliśmy wygrać w trzecioligowym zespołem Bytovii. Jednak jej poziom również podnosi się po naszych meczach. Myślę, że w końcu to nam pomoże. Także jest tak jak pan powiedział. Nasza gra jest całkiem niezła, tylko te wyniki trochę gorsze.
Zwraca pan uwagę na bardzo ważny problem. Sytuacja kadrowa decyduje o wynikach zespołu. Jaką formację warto byłoby wzmocnić, żeby jeszcze poprawić te wyniki?
- Myślę, że w każdej formacji przydałoby się po jednym klasowym zawodniku. Myślę, że może takim największym priorytetem nie jest tylko atak.
Nie ofensywa? Ale przecież w kadrze Polonii jest tylko czterech napastników, w tym dwóch nie grających...
- Ale w Polonii nie ma problemu napastników, choć fakt. Mamy dwóch, podkreślam, tylko dwóch napastników, ale za to klasowych. Poza tym my gramy systemem 4-5-1, ćwiczymy go, więc na razie problemu nie ma.
Dlaczego nie zmieni pan systemu na 4-4-2 już mówił pan ostatnio, że należałoby wtedy zabrać gracza ze środka pola i nie byłoby to z korzyścią dla drużyny...
- Tak i również dlatego, że to po prostu ryzyko grać dwoma napastnikami. Co będzie, gdy jeden wypadnie? Ja wolę nie ryzykować.
Posiada pan informacje od decydentów Polonii czy będą jakieś pieniądze na transfery w zimowym okienku?
- Powiem szczerze, że nawet nie pytałem o to prezesa. Oczywiście, szukamy wzmocnień, głównie w niższych ligach. A sprawa pieniędzy... Cóż, wydaje mi się, że ich ilość uzależniona jest od tego kogo od nas zabiorą. Wówczas będziemy dysponować daną kwotą i pewnie wydamy jakieś drobne na kilku piłkarzy.