FC Barcelona od dłuższego czasu prezentuje się bardzo słabo, a pojedyncze, skromne zwycięstwa, tylko pudrują bardzo poważny stan zespołu broniącego mistrzostwo Hiszpanii.
Superpuchar rozgrywany w Arabii Saudyjskiej, a zwłaszcza przegrany 1:4 finał z Realem, obnażył wszelkie słabości zespołu Xaviego.
Prawda jest taka, że przerwa zimowa praktycznie w żaden sposób nie uzdrowiła Barcelony. Zespół "przewlekł" na nowy rok starą, słabą formę, a perspektywa Dumy Katolonii na najbliższe miesiące jest taka jak mina jej prezydenta Joana Laporty w trakcie niedzielnego meczu w Rijadzie, czyli grobowa.
Mówiąc wprost: Barcelona w tym momencie wygląda na zespół, który nie jest w stanie wygrać niczego poważnego. Z taką formą nie ma czego szukać w rywalizacji o mistrzostwo Hiszpanii. Na wygranie Ligi Mistrzów jest zdecydowanie za słaba, a i w Pucharze Króla, zwłaszcza po ostatnich męczarniach z IV-ligowym rywalem (3:2 na wyjeździe), trudno liczyć na spektakularny sukces.
Małe światełko w ciemnym tunelu "Lewego"?
Jeśli więc nie nastąpi jakaś nagła i radykalna poprawa (a zaczynają w to wątpić nawet ci, którzy do niedawna bronili Xaviego), to ten sezon może przejść do historii jako jeden z najsłabszych w wykonaniu Barcelony. Niestety dotyczy to również Roberta Lewandowskiego. Polak jest cieniem samego siebie z poprzedniego sezonu, chociaż…
W jego przypadku być może jest jednak małe światełko w tym bardzo ciemnym tunelu. Bo kiedy Lewandowski nie strzelał goli w kilku kolejnych meczach, to WP SportoweFakty pisały o tym, co mówi Robert w prywatnych rozmowach. A w nich zapewniał, że nie stracił nic na szybkości, na przygotowaniu fizycznym, że brakuje mu tylko skuteczności pod bramką rywala.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!
Akurat pod tym względem coś ostatnio drgnęło. Gol w Pucharze Króla z UD Barbastro, bramka w półfinale Superpucharu z Osasuną i przepiękne trafienie z Realem to dowód na to, że celownik "Lewego" jest coraz lepiej nastawiony. Co więcej, to był już jego ósmy w karierze gol przeciwko Realowi, a takim osiągnięciem nie może się pochwalić zbyt wielu piłkarzy w historii piłki. Tyle że to wszystko za mało, aby Barcelona liczyła się w walce o najważniejsze trofea. Bo w tym zespole zbyt wiele rzeczy nie działa.
Ostatnie gole Lewandowskiego pozwolą mu bardziej na odrobinę oddechu, bo to nie na nim skupi się złość fanów i dziennikarzy związanych z Barceloną. Wiele wskazuje jednak na to, że ten akurat sezon spowoduje u Polaka więcej frustracji niż radości.
Przy takiej grze Barcelony nie ma szans ani na trofea zespołowe, ani (raczej) na koronę króla strzelców dla Roberta. A przecież ten tytuł "Lewy" w ubiegłym sezonie wywalczył bez żadnych problemów.
Do Arabii (jeszcze) się nie wybiera
Ale czy te wszelkie (ewentualne) niepowodzenia będą oznaczały transfer Polaka już latem, co wieszczy od pewnego czasu część hiszpańskich mediów? Właśnie tam, gdzie grał w ostatnich dniach, czyli do Arabii Saudyjskiej? Naszym zdaniem wciąż nie.
Mimo tego że wielokrotnie podawano w mediach wielu krajów, że Lewandowskiemu proponowano w Arabii Saudyjskiej 150 mln euro za sezon, to według naszej wiedzy było/jest inaczej. Nigdy nie było bezpośrednich rozmów na temat transferu Lewandowskiego do Arabii Saudyjskiej.
A te "słynne" 150 mln wzięło się z szacunków. Na zasadzie, że takim gwiazdom płaci się tam mniej więcej tyle. Ale według naszej wiedzy te pieniądze będą musiały na Lewandowskiego "poczekać" co najmniej sezon.
Bo latem Lewandowski sam na pewno się nie podda. Nawet jeśli Barcelona nie zdobędzie żadnego trofeum, to Polak będzie chciał w niej pozostać.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty