Kamil Glik rozegrał jak dotąd 103 mecze w reprezentacji Polski, jednak po raz ostatni w grudniu ubiegłego roku podczas mistrzostw świata w Katarze.
Natomiast po zakończeniu współpracy Polskiego Związku Piłki Nożnej z Czesławem Michniewiczem skończyły się powołania dla Glika. Nie widział go w kadrze Fernando Santos i - póki co - nie widzi go też Michał Probierz.
Glik miał za sobą trudny okres we Włoszech, gdy nie grał przez długi czas z uwagi na kontuzję. 35-latek latem wrócił do Polski i podpisał kontrakt z Cracovią.
- Oceniam ten transfer bardzo dobrze. Nikt mi pistoletu do głowy nie przystawiał - powiedział z uśmiechem Glik w rozmowie z "Faktem". - Sam zadecydowałem, że chcę wrócić do Polski, grać w tej drużynie. Jestem z tego dumny i poświęcam się klubowi w stu proc. - dodał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu
Na razie jednak trudno mówić o drodze usłanej różami. Glik zagrał w sumie w ośmiu meczach. Początek był wprost fatalny - zaczął od czterech przegranych z rzędu i aż piętnastu straconych goli.
Powrót Glika do polskiej ligi zbiegł się z koszmarną dyspozycją całej Cracovii, która w pewnym momencie znalazła się nawet w strefie spadkowej. Pierwsze czyste konto udało mu się zachować dopiero w ostatnim meczu w 2023 roku (2:0 z Legią Warszawa).
Ale nawet mimo słabej - bo tak trzeba to określić - rundy, Glik wciąż wierzy, że może przydać się reprezentacji Polski.
- Jeśli prezes PZPN albo trener Probierz będzie mnie potrzebował, służę pomocą. Wiedzą, gdzie mnie szukać - stwierdził Glik.
Żadnego kontaktu ze strony Probierza (jak na razie) nie było.
CZYTAJ TAKŻE:
"Wiek starczy". Ekspert nie gryzł się w język mówiąc o liderze polskiej kadry
Złożył życzenia świąteczne. Od razu oberwało się PZPN