Chaos na początku pracy Smudy

Franciszek Smuda zgrupowaniem w Grodzisku Wielkopolskim rozpoczął swoją przygodę z reprezentacją. W pierwszym dniu zgrupowania Smuda nie uniknął chaosu, który w jego dotychczasowej pracy się nie zdarzał.

W tym artykule dowiesz się o:

- Nienawidzę się spóźniać. To wszystko jednak przez samolot, który nie chciał planowo wylądować - powiedział dla Przeglądu Sportowego Franciszek Smuda. W dotychczasowej pracy Smudy spóźnienia nie miały miejsca. W miniony weekend trener kadry przebywał w Niemczech, gdzie namawiał do gry w reprezentacji Polski Sebastiana Boenischa. Samolot, którym wracał spóźnił się o pół godziny i ostatecznie w Poznaniu wylądował o 13.00. Smuda był ogromnie zdziwiony, kiedy zobaczył, że ma... 300 nieodebranych połączeń! W podróży towarzyszyli mu Jakub Błaszczykowski, Ireneusz Jeleń i Dariusz Dudka. Na lotnisku czekał na nich Marcin Kowalczyk. Bus z trenerem i czterema zawodnikami do Grodziska Wielkopolskiego dotarł o 13.56. Smuda miał utrudnione zadanie, bo w pierwszym dniu zgrupowania zabrakło trenera bramkarzy Jacka Kazimierskiego i asystenta Smudy - Tomasza Wałdocha. Smuda żartował, że umie gotować i ostatecznie może nawet przygotować obiad.

Zawodnicy pierwszego dnia zgrupowania odbyli zaledwie 40 minutowy trening, podczas którego w większości truchtali i prowadzili ćwiczenia na rozciąganie. Byli zmęczeni po weekendowych spotkaniach i Smuda dał im odpocząć. Odpoczynku brakowało również Smudzie, który był zmęczony rozmowami z Sebastianem Boenischem i przedstawicielami Werderu Brama. Zaznaczył, że idzie spać o 22, choćby nie wiadomo co się działo. Tak zrobił.

Więcej w Przeglądzie Sportowym.

Komentarze (0)