Raymond Domenech: To, co wyczynia, jest niesamowite. Podoba mi się jego "piekielny charakter".
Hugo Lloris: Bez wątpienia jeden z najlepszych bramkarzy w Ligue 1.
Francesco Farioli, trener OGC Nice: Robi świetne rzeczy. A to dopiero początek jego wielkiej kariery.
Andy Delort, były piłkarz OGC Nice: To najmocniejszy bramkarz, jakiego widziałem.
Dziewięć meczów bez puszczonego gola. Nagroda dla najlepszego piłkarza miesiąca w Ligue 1. Pochwały od trenerów, piłkarzy i dziennikarzy zajmujących się francuską ekstraklasą, a także pogłoski o rychłym transferze do jednego z czołowych klubów świata.
Marcin Bułka przeżywa gwiezdny czas i całkowicie zasłużenie jest wymieniany jednym tchem wśród najlepszych bramkarzy w Europie w ostatnich miesiącach. 24-latek błyskawicznie zdobył serca kibiców w Nicei, z kolei fani w Polsce domagają się jednego szybkiego debiut w reprezentacji Polski. Może to nastąpić już w najbliższych dniach - Bułka otrzymał powołanie na spotkania z Czechami (17.11) i Łotwą (21.11).
- Tworząc akademię, chciałem, żeby mój zawodnik zagrał kiedyś w dorosłej reprezentacji Polski. I moje marzenie może się już wkrótce spełnić - cieszy się Wiesław Wilczyński, założyciel i prezes Escola Varsovia, były wiceminister Edukacji Narodowej i Sportu. To na niego trafił 11-letni chłopiec z Wyszogrodu, gdy snuł marzenia o wielkiej karierze.
"Ma niebywały charakter"
Droga na Lazurowe Wybrzeże była pełna zakrętów. Transfery do wielkich klubów - Chelsea i Paris Saint-Germain, jednak z drugiej strony brak regularnej gry przez przez długich siedem lat. I gdy powoli tracono nadzieję, że Bułka jeszcze wywalczy sobie pozycję numer jeden, przyszło nagłe.
- Niebywały charakter. Marcin ma osobowość lidera, jest uparty i ambitny. A przy tym bardzo inteligentny, umie się szybko zaaklimatyzować. Włada pięcioma językami i to mu bardzo pomogło w Anglii i we Francji. Jest ogromnie zdeterminowany - w ubiegłym roku miał bardzo poważną kontuzję barku, zerwał więzadła, a to dla bramkarza może oznaczać nawet koniec kariery. Po operacji jednak wrócił i wywalczył sobie fantastyczną pozycję w bardzo mocnej lidze - opowiada Wilczyński.
Prezes Escola Varsovia zna go doskonale. I przekonuje, że zawsze był taki sam - skromny, pracowity i niesamowicie zawzięty.
- Trafił do nas gdy miał 11 lat. Dojeżdżał z Wyszogrodu, potem musiał na rok przerwać treningi, po prostu nie miał go kto przywozić. Ale po roku wrócił i już został. Zresztą, do dziś utożsamia się z naszą akademią, gdy jest w Warszawie to przyjeżdża właśnie do nas i trenuje. To tutaj nauczył się podstaw od trenera Marka Chańskiego - zapewnia.
- Nie było mu w życiu łatwo, ogromny wpływ na jego wychowanie i jego karierę miała jego mama. Marcin miał zawsze określony cel i do niego dążył. Do tego nigdy nie da sobie przewrócić w głowie. Często młodzi piłkarze mają problem z uniesieniem pierwszego sukcesu, Marcin nie.
Jak nastolatek odmówił Barcelonie
A pierwszy sukces przyszedł już w wieku 16 lat. Wtedy młodym bramkarzem zainteresowała się FC Barcelona. I wystarczył jeden dzień treningów, by nazwisko nastolatka z Polski trafiło do katalońskich gazet.
Opowiada Wilczyński:
- Dostaliśmy zaproszenie do Barcelony, Marcin poleciał jednak beze mnie dzień wcześniej. Ja na drugi dzień przyleciałem, a tam już było o nim głośno. W "El Mundo Deportivo" pisali o nim, że to już bramkarz kompletny. Okazało się, że wzięli Marcina na otwarty trening dla dziennikarzy przed meczem Młodzieżowej Ligi Mistrzów. I to wystarczyło, by się nim zachwycili, potem podchwycił to "Sport" i nawet madrycka "Marca".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznaliśmy bramkę roku?! Fenomenalny gol piłkarki
- Pamiętam, że już wtedy zadzwoniłem do trenera reprezentacji Polski U-18 Rafała Janasa, żeby powołał go choćby na zgrupowanie selekcyjne, bo zaraz będzie afera. Chłopak trafi do najlepszej akademii na świecie, a nie jest doceniany przez trenerów w PZPN-ie. Bałem się wstydu.
Przedstawiciele słynnej La Masii wyrazili zainteresowanie Bułką, jednak zaskoczyli Wilczyńskiego swoją propozycją.
- Wypadł tak dobrze, że nie musiałem się nawet silić, żeby go wypromować. Miałem spotkanie z trenerami, którzy powiedzieli, że sportowo wygląda świetnie, ale poprosili, żeby przywieźć go raz jeszcze, tym razem na trzy tygodnie. Wyjaśniono mi, że muszą sprawdzić, jak Marcin zachowuje się poza boiskiem i akademią, w restauracji czy w hotelu - ujawnia.
Jego zdaniem takie postępowanie jest naturalne w najlepszych klubach świata. Marcin Bułka został nawet wystawiony na próbę.
- Była jedna sytuacja, że koledzy przyszli do niego do pokoju o godz. 22:05 i zaprosili do wyjścia na miasto. Odmówił, ale to było właśnie sprawdzenie jego osobowości. Bo nikt nie wyda w poważnym klubie pieniędzy bez sprawdzenia charakteru, liczy się nie tylko talent, ale też inteligencja. Marcin nawet o tym nie wiedział, że go tak sprawdzają. Ale tak się pracuje na świecie. U nas mamy z tym kłopoty i potem wychodzą właśnie takie problemy jak w reprezentacji Polski U-17 - przekonuje.
Dlaczego jednak Bułka nie trafił do Barcelony? Wkrótce po testach w Katalonii bramkarz udał się na krótki pobyt do Chelsea.
Wilczyński: - Wysłaliśmy go tam, by po prostu miał porównanie. Gdy wrócił, zadaliśmy jedno pytanie, gdzie by chciał trafić, nic nie narzucaliśmy. Odpowiedział, że Chelsea. Tam trenerem był wówczas Guus Hiddink, który takiego 16-latka z Polski potraktował bardzo poważnie, wziął go na rozmowę, pokazał, jak funkcjonuje klub. Dla niego była to wielka sprawa.
Bardzo ważne było też podejście władz akademii The Blues.
- Chelsea reprezentowała w negocjacjach bardzo wysoki profesjonalizm. Rozmawiałem bezpośrednio z Michaelem Emenalo, wówczas dyrektorem akademii. I widać było, że im bardzo na Marcinie zależy. Jak to wyglądało w szczegółach? Emenalo wysłał mi propozycję kontraktu, ja odpisuję, że coś nam nie pasuje. Kilka minut i dostaję kolejną ofertę. Potem zrobiłem przerwę w negocjacjach, żeby sprawdzić, jak bardzo im zależy. Szybko się odezwali, dopytywali, czy wszystko w porządku, czy nie rezygnujemy. Z kolei w Barcelonie wyglądało to jak w korporacji, na każdą odpowiedź musieliśmy czekać po 2-3 tygodnie.
Kręta droga do sukcesu
Ostatecznie Marcin Bułka nie zadebiutował w pierwszym zespole londyńczyków w oficjalnym spotkaniu, jednak po trzech latach spędzonych w drużynach młodzieżowych trafił do Paris Saint-Germain. Tam numerem jeden był Keylor Navas, Polak nie miał szans na regularną grę. To jednak w PSG wreszcie zadebiutował na najwyższym poziomie rozgrywkowym.
Po wypożyczeniach do Kartageny i Berrichonne Châteauroux w 2021 roku przeniósł się w końcu na Lazurowe Wybrzeże. W Nicei także trafił na nie byle jakiego rywala, musiał rywalizować z Kasperem Schmeichelem. Nie było jednak zbyt wesoło, bo według Polaka były naciski, by nawet wobec słabszej formy grał reprezentant Danii, sprowadzony tam przecież w roli gwiazdy.
- Był spór między nami. Nikt nie chciał być numerem dwa. Na treningach dużo nie rozmawialiśmy. Nie było może jakichś kłótni, ale nie było też zdrowej rywalizacji - opowiadał Bułka w Kanale Sportowym.
Kilka miesięcy temu trener Francesco Farioli postawił jednak zdecydowanie na Bułkę i dziś może przyznać, że była to znakomita decyzja. 24-latek stał się szybko gwiazdą Ligue 1, potrafił w jednym spotkaniu obronić dwa rzuty karne! W tym sezonie ligowym zanotował już dziewięć czystych kont, co daje mu pozycję lidera wśród bramkarzy najsilniejszych europejskich lig.
- Nie mam wątpliwości, że Marcin pozostanie sobą, czyli będzie skromny i pracowity. Wróżę mu długą i bogatą karierę. Ma dopiero 24 lata i może grać przez wiele lat na najwyższym poziomie. We Francji już go doceniają i kochają, a on będzie tylko lepszy. Ma wszystkie predyspozycje piłkarskie i mentalne, żeby zrobić wielką karierę - zapewnia Wilczyński.
"Chce się nas zniszczyć"
Prezes Escoli jest dumny z sukcesów Bułki i zapewnia, że w przyszłości duże kariery mogą zrobić także inni wychowankowie jego klubu, także grający na pozycji bramkarza - Bartosz Żelazowski, Antoni Jesień, Kacper Szymczyk czy Mikołaj Molga.
- Bartek Żelazowski już jest w Nicei, jest podstawowym bramkarzem drugiej drużyny, ale regularnie trenuje z pierwszym zespołem. Po jednym z jego występów trener młodzieżowej kadry Francji podszedł do dyrektora akademii Nicei i był nim zachwycony. "Wreszcie mamy bramkarza do reprezentacji!" - cieszył się. Był przekonany, że Bartek jest Francuzem. On już go widział w swojej drużynie - opowiada Wilczyński.
Mimo sukcesów swoich wychowanków prezes klubu narzeka na działania władz Warszawy, które jego zdaniem mogłyby bardziej ich wesprzeć.
- Mogę wymienić lekko 20 piłkarzy z PKO Ekstraklasy i jej zaplecza, którzy zaczynali u nas. Mamy efekty, ale nie mamy wsparcia z miasta. Nie dostajemy dofinansowania z ministerstwa, bo nie mamy klubu w ekstraklasie i I lidze. Musimy bardzo ciężko na wszystko pracować i chcemy kontynuować naszą drogę. Patrzymy na szkolenie, technikę, nie chcemy wygrywać, kopiąc piłkę po krzakach - opowiada Wilczyński.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty