[b]
[/b]Były reprezentant Polski i bramkarz między innymi Legii, Spartaka Moskwa czy Szachtara Donieck bedzie współkomentował czwartkowe spotkanie Legii ze Zrinjskim Mostar w fazie grupowej Ligi Konferencji dla platformy Viaplay. Wojciech Kowalewski widział z bliska wydarzenia, które miały miejsce podczas poprzedniego meczu wicemistrzów Polski z AZ Alkmaar (0:1). Do dziś holenderski klub nie został ukarany. Przypomnijmy - tamtejsi policjanci zachowywali się agresywnie w stosunku do sztabu drużyny, prezes Dariusz Mioduski został spoliczkowany, natomiast zawodnicy: Josue i Radovan Pankov spędzili noc w areszcie.
Legia od tamtego momentu wpadła w kryzys. Drużyna Kosty Runjaicia przegrała cztery kolejne mecze zdobywając tylko jedną bramkę. W październiku wicemistrzowie Polski nie zdobyli żadnego punktu w lidze i europejskich pucharach.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Co się dzieje z Legią?
Wojciech Kowalewski: Kryzysy są rzeczą normalną, nie tylko w sporcie. W takich momentach uczymy się najwięcej, o ile jesteśmy zdolni do refleksji i wyciągania wniosków. Legia od początku sezonu miała problemy w defensywie i ma je nadal. Pewna grupa zawodników ma również prawo odczuwać intensywność rozgrywek, choć zespół niemal w każdym meczu narzuca inicjatywę lub potrafi ją przejąć. Na pewno Legia umie reagować na wydarzenia na boisku. W oczy rzuca się brak skuteczności, ale to też nie jest główną przyczyną porażek, bo Legia bardzo często stwarza okazje strzeleckie jako pierwsza.
Ostatni mecz ligowy ze Śląskiem Wrocław i porażka 0:4 to była jednak deklasacja wicemistrzów Polski.
Nigdy nie oceniam postawy zespołu na podstawie wyniku. Nie uważam, że to była deklasacja, choć wynik jest przygniatający. Śląsk zagrał skutecznie, agresywnie, mieli ciekawy pomysł na rozmontowanie obrony Legii. Strzelali gole po kontratakach. Widać było, że Rafał Augustyniak potrzebuje jeszcze czasu, by dojść do formy. Natomiast uważam, że Legia ma pomysł na każdego przeciwnika.
Oglądając Legię, dostrzegam deficyt, czy kryzys w innym miejscu - w obszarze mentalnym. Mam wrażenie, że głowy zawodników Legii są zmęczone i piłkarzom brakuje pozytywnych emocji. Zwłaszcza, jeżeli dorzucimy do tego okoliczności meczu z AZ Alkmaar (0:1) w Lidze Konferencji. Myślę, że to, co wydarzyło się w Holandii, wpłynęło na cały klub.
Byłeś na miejscu.
Po meczu, który komentowałem dla Viaplay, stałem w strefie dla mediów z grupką innych polskich dziennikarzy. Jedyne, co usłyszeliśmy od tamtejszych służb, to suchy komunikat: "Nie możecie stąd wyjść". Bez wyjaśnienia w stylu: "Za piętnaście minut wrócimy do was z informacją". Zamiast tego przyszedł policjant w kasku, z tarczą i przy nas zaczął kłócić się z ochroniarzem.
O co się kłócili?
Widać było, że oni nie są jednomyślni, zresztą jedna z osób przetłumaczyła nam później tę wymianę zdań. Jeden chciał nas wypuścić, drugi nie i wyszło na to, że staliśmy tam godzinę. Nie było koordynacji i kontroli, a bardzo duże zaniedbania w organizacji tego spotkania.
Ja nie rozróżniam formacji policyjnych, ale rozmawiałem później z kolegą, który się na tym zna. Pytał mnie o kilka rzeczy, między innymi o to, jakie policja miała tarcze - prostokątne czy okrągłe? Odpowiedziałem, że okrągłe. Kolega był zaskoczony. Okazało się, że była to jednostka specjalna, formacja dedykowana do szczególnego stopnia trudności. Tamtejsze służby musiały się dużo wcześniej przygotowywać do tego meczu, bo na ogół tego typu oddziały są przyzwyczajone do działania w wyjątkowych sytuacjach.
Co wówczas myślałeś?
Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Byłem w szoku, tym bardziej że spotkanie odbywało się pod egidą UEFA. Zrozumiałbym to bardziej, gdyby ten mecz był rozgrywany, załóżmy, na przykład w dziwnej republice rosyjskiej. No ale nie w Lidze Konferencji. W swojej karierze widziałem różne reakcje kibiców, ale nie służb porządkowych.
Przeżyłeś kiedyś podobną, kuriozalną sytuację?
Nikt mnie nigdy nie atakował, ale przed meczem fazy grupowej Ligi Mistrzów z Interem Mediolan przeżyliśmy z drużyną Spartaka Moskwa mocno niecodzienną historię.
Próbowaliśmy dostać się na Łużniki, ale w mieście były ogromne korki. Przez kilkadziesiąt minut zrobiliśmy raptem kilkaset metrów autokarem. W żartach rzuciłem, że może szybciej będzie metrem i niedługo później okazało się, że to dla nas ostatni ratunek. Wysiedliśmy z autokaru i przebyliśmy trasę z kibicami. Na stadion dotarliśmy pięćdziesiąt minut przed spotkaniem, jeden z graczy dojechał jeszcze później, bo zgubił się w metrze.
Po spotkaniu miałem duży problem, by pogodzić się z porażką. Całe zamieszanie pochłonęło mnóstwo naszych emocji i to jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji. Straciliśmy gola w pierwszej minucie, od razu po rozpoczęciu gry od środka. Jeden gol zadecydował, bo przegraliśmy 0:1.
Od meczu w Alkmaar minęły trzy tygodnie, a holenderski klub nie został jeszcze ukarany.
Wychodzę z założenia, że na razie zostało rozstrzygnięte to, co było w pierwszej kolejności łatwe do orzeczenia. Mówię o kwestii kibiców Legii, którzy zdaniem UEFA dopuścili się naruszenia porządku. Fani otrzymali zakaz udziału w kolejnym meczu wyjazdowym, a klub został ukarany finansowo.
Ale co najgorsze - w świat poszedł przekaz, że ukarana została Legia, a nie Alkmaar. Sygnał jest prosty: była zadyma i winna jest Legia. Cała sytuacja jest skandaliczna, a dodatkowym skandalem jest oczywiście stanowisko lokalnej władzy wyrażane przed meczem i po spotkaniu. Nie mieści mi się to w głowie w kategoriach porządku obecnego świata. To zdarzenie cofa nas, jako społeczeństwo, o kilkadziesiąt lat. O scenach w Alkmaar na pewno mówiło się na całym świecie. I wszyscy myślą teraz: Legia jest winna i mało kto wnika w ten temat głębiej.
Brzmi to irracjonalnie.
Podejrzewam, że UEFA mocno drapie się po głowie, ogląda wszystkie zapisy wideo po kilka razy, by z tej delikatnej sprawy wyjść z twarzą. Nie sądzę jednak, że ktoś będzie się specjalnie przejmował interesem Legii, niestety. A naruszeń jest w końcu mnóstwo: zostały złamane kanony organizacyjne, dochodzi do tego reakcja policji w Alkmaar. Tych wątków jest bardzo dużo.
Co zrobiłbyś, gdyby to ciebie chciała aresztować policja po meczu?
Głowa musi być chłodna, bo jakakolwiek reakcja w stosunku do mundurowych jest naruszeniem lokalnego prawa. Ale odpowiem pytaniem: ciekaw jestem, co by zrobiła policja, gdyby zawodnicy Legii nie wyszli z autobusu? Wybiliby szyby i zagazowali autobus drużyny?
Znamienne jest to, że nie mamy do czynienia tylko z postawą niektórych osób, ale całym środowiskiem w Holandii. Nikt z tamtejszych dziennikarzy nie pochylił się nad tymi zdarzeniami w innym kierunku, niż obrony własnego klubu. Nikt się nie zreflektował, że doszło do sytuacji absurdalnej.
A w czwartek Legia rozegra kolejny wyjazdowy mecz w pucharach.
Szkoda, że bez kibiców. Zakaz wyjazdowy dla fanów Legii pomoże tylko UEFA, przynajmniej na jakiś czas. Jedynym wyjściem dla zawodników Legii jest wyrzucenie tamtych zdarzeń z głów, wyczyszczenie myśli. Drużyna jest na pewno wyczerpana mentalnie, co było widać w ostatnich meczach ekstraklasy.
Spotkanie ze Zrinjskim Mostar może dać Legii przełamanie?
Zrinski i Legia lubią grać ofensywnie i myślę, że czeka nas fajne spotkanie. Nie spodziewam się wyrachowania, bo raczej oba zespoły nie preferują takiej gry. Gospodarze będą chcieli zaskoczyć u siebie tak jak w meczu z Alkmaar (wygrana 4:3, mimo prowadzenia AZ już 3:0 do przerwy - red.), będą mieli głód kolejnego sukcesu, co dla Legii też jest dobre. Najlepiej przełamać się na boisku. Jeżeli Legii uda się wygrać, to na pewno bardzo to drużynie pomoże.
Mecz Zrinjskim Mostar - Legia, czwartek, 26 października o godzinie 21.00.
rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Szokująca relacja z Legii. "To był rasizm w czystej postaci"
Michał Probierz o awansie na Euro. "Wierzę w szczęście"