[b]
Korespondencja z Sosnowca - Arkadiusz Dudziak[/b]
Marzenia Rakowa Częstochowa o Lidze Mistrzów nie są i nie były bezpodstawne. Dobitnie udowodnił to wtorkowy mecz z FC Kopenhagą (0:1). Wiele osób myślało, że etatowy uczestnik Champions League pokaże mistrzom Polski miejsce w szeregu. Przebieg meczu udowodnił jednak inaczej.
Na boisku to Raków był drużyną lepszą. Stworzył sobie więcej sytuacji, choć trzeba przyznać, że często duńska obrona neutralizowała wypady Polaków. Jednak to Medaliki miały w sobie więcej piłkarskiej jakości i gdyby nie tona pecha, to mogłyby wyjść z tego spotkania zwycięsko.
Raków w jednym momencie udowodnił swój piłkarski kunszt. Często, gdy polskie zespoły tracą bramkę w europejskich pucharach, to już nie ma czego zbierać. Nagle sypie się pomysł na grę, a drużyna zaczyna panikować i nie jest w stanie odrobić strat. Ekipa Dawida Szwargi zareagowała jednak zupełnie inaczej.
ZOBACZ WIDEO: Tylko spójrz, co zrobili przed meczem z Realem Madryt. "Ojcze nasz"
I udowodnił to moment, w którym niemal wyrównali pod koniec pierwszej połowy. Giannis Papanikolaou skierował piłkę do siatki, ale niestety VAR unieważnił bramkę po minimalnym spalonym. Raków pokazał, jak dobrze zareagować po stracie bramki z teoretycznie dużo lepszą drużyną.
Częstochowski zespół wciąż ma szansę na Ligę Mistrzów. Na coś, co w polskiej piłce przez ostatnie 25 lat zdarzyło się tylko raz. Aż trudno uwierzyć po tak dobrym meczu Rakowa, że tak rzadko mamy okazję słyszeć hymn Ligi Mistrzów na polskiej ziemi. Ostatni taki moment miał miejsce siedem lat temu w Warszawie.
A ten mecz udowodnił, że polska liga wcale nie jest tak zła, jak malują ją niektórzy. W naszym kraju piłkarze, trenerzy, działacze klubowi, dziennikarze wpadli w wieloletni marazm. Panowało przekonanie, że polska liga jest tragiczna, w ogóle nie dostaje większości Europy do pięt.
I zrodziło to atmosferę, w której od zespołów z PKO Ekstraklasy nic się nie wymaga. Nad porażkami z ekipami podobnej klasy w Europie przechodzi się do porządku dziennego, a wszyscy wzajemnie poklepują się po plecach. Toniemy w marazmie, a w kraju zapanowała pedagogika niemocy, która powoduje, że wykształciliśmy w sobie pozwolenie na dziadostwo.
A tak być nie powinno. Bo potencjał mamy większy. Drużynę w 4. rundzie el. Ligi Mistrzów średnio powinniśmy mieć co dwa-trzy lata. A regularnie powinniśmy występować w fazie grupowej Ligi Europy czy Ligi Konferencji Europy. Tak naprawdę w fazie grupowej europejskich pucharów powinniśmy mieć dwa zespoły. Jeden to już oznaka nieudanego sezonu dla PKO Ekstraklasy. A zero, to kompletna katastrofa - tak widzę potencjał ligi.
Pokazał to w zeszłym sezonie Lech, pokazuje to teraz Raków. Miejsce polskich klubów powinno być w fazach grupowych europejskich pucharów. I nie można sobie dać wmawiać, że jesteśmy gorsi i nic nie wymagać. Bo Europa wcale nie jest lata świetlne przed nami, ale my nie potrafimy wykorzystać swoich umiejętności.
Czego wymagać od Rakowa w rewanżu? Lepszego meczu. Bo drużyna Dawida Szwargi przegrała 0:1 nie dlatego, że zagrała swoje maksimum. Ale przegrała, bo nie pokazała połowy tego, co potrafi, a ten mecz powinien się skończyć przynajmniej remisem. Lepiej musi wykorzystywać swoje okazje, dokładniej dośrodkowywać i skuteczniej grać w ofensywie. Bo awans do Ligi Mistrzów jest na wyciągnięcie ręki.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Kamil Grabara: Byliśmy już w Lidze Mistrzów i znowu w niej będziemy