Pione Sisto - uchodźca, zmarnowany talent i... król sekty

Getty Images / Jan Christensen / Na zdjęciu: Pione Sisto
Getty Images / Jan Christensen / Na zdjęciu: Pione Sisto

Wojna domowa w Sudanie Południowym pochłonęła 1,5 mln żyć, a blisko trzy razy tyle osób zmusiła do emigracji. Na szczęście, w tej drugiej grupie byli rodzice Pione Sisto - gwiazdy FC Midtjylland, rywala Legii w eliminacjach Ligi Konferencji Europy.

To jedna z najdłuższych i najkrwawszych wojen domowych w historii. Trwała w latach 1983-2005. Broń do ręki dostawały nawet dzieci. Ich rodzice albo już nie żyli, albo zginęli wkrótce. Ci, którym udało się ujść z życiem, należą do szczęśliwców.

Jak Locco i Masima Sisto. Parze udało się dostać do obozu dla Uchodźców w Kampali. Tam Masima urodziła Pione. Po dwóch miesiącach rodzina ruszyła dalej. Trafili do Danii, do niewielkiego Herning. W Środkowej Jutlandii znaleźli spokój, którego nigdy wcześniej nie zaznali.

Z piekła do nieba i z powrotem

Dzięki odwadze rodziców, w Herning Pione mógł żyć życiem, jakiego w ojczyźnie nie mógłby sobie nawet wyobrazić. Miał 7 lat, gdy skauci FC Midtjylland zauważyli drzemiący w nim potencjał. Przeszedł w renomowanej akademii wszystkie szczeble szkolenia. To nie przypadek, że mając zaledwie 17 lat doczekał się debiutu w seniorskim zespole.

Jest rzadko spotykanym w dzisiejszych czasach typem dryblera i nie da się ukryć, że czasami swoim stylem gry irytował klubowych kolegów. Ale bronił się statystykami. Przyczynił się do zdobycia mistrzostwa, regularnie zdobywał bramki i w 2014 roku wygrał w plebiscycie na piłkarza sezonu ligi duńskiej.

ZOBACZ WIDEO: To martwi przed ostatnią fazą eliminacji Ligi Konferencji. "Nie jest ostoją spokoju"

Po dwóch latach z opinią wielkiego talentu przeszedł do Celty Vigo za 6 mln euro, ustanawiając rekord transferowy FC Midtjylland. Nie potrzebował dużo czasu, by wyrosnąć na istotną postać w hiszpańskiej drużynie. Liczby mówiły same za siebie. Strzelił gola FC Barcelonie, w starciu z Realem Madryt zanotował asystę.

Z zespołem pokroju Celty nie miał jednak większych szans na odniesienie sukcesu na Półwyspie Apenińskim. Ale zamiast kroku do przodu, wykonał dwa w tył. Po wybuchu pandemii koronawirusa w marcu 2020 roku, w obawie o własne zdrowie piłkarz złamał tamtejsze prawo i przez dobę przejechał samochodem 2,8 tys. km, żeby wrócić do Danii.

Przebieg podróży relacjonował w swoich mediach społecznościowych - w konsekwencji klub ukarał go dyscyplinarnie. Była to ostatnia kropla, która przelała czarę goryczy. Potem zagrał tylko raz w Celcie i otrzymał zielone światło na transfer.

Za wszelką cenę chciał wrócić do Skandynawii, zaś na stole pojawiła się propozycja z FC Kopenhaga. Sisto miał jasny priorytet i nawet nie zamierzał negocjować z największym duńskim klubem. Wrócił do domu, FC Midtjylland.

Walka z depresją

Jako wychowywany w Danii nie miał dylematu, wybierając drużynę narodową. W 2014 roku po raz pierwszy został powołany do kadry młodzieżowej. Na przywitalnej konferencji pojawił się wspólnie ze swoimi rodzicami w plemiennym ubraniu, cała trójka zatańczyła ludowy taniec. Te obrazki obiegły cały świat.

W dalszej perspektywie upatrywano w nim największej gwiazdy seniorskiej reprezentacji. Dotychczas zanotował 26 występów, jedyną bramkę zdobył pięć lat temu w meczu towarzyskim z Panamą. Powrót do Midtjylland zbiegł się w czasie z momentem, w którym Kasper Hjulmand przejął stery w zespole. Nowy selekcjoner przestał go powoływać.

Niemiłą niespodziankę przeżył w roku 2018, kiedy jako jedyny stawił się na zgrupowaniu. Pozostali zawodnicy byli skonfliktowani z federacją i na znak protestu odmówili gry w jednym z meczów towarzyskich. Sisto dowiedział się o wszystkim na lotnisku. Dopiero po tym, jak skontaktował się z federacją, wybrał się w podróż powrotną do Kopenhagi i bojkotował razem z kolegami.

Na zdjęciu: Pione Sisto w barwach reprezentacji Danii
Na zdjęciu: Pione Sisto w barwach reprezentacji Danii

W reprezentacji nie spełniał pokładanych w nim nadziei. Na mistrzostwach świata w Rosji był cieniem samego siebie i odczuł ciężar oczekiwań. Na Instagramie nazwał siebie "najbardziej znienawidzonym Duńczykiem podczas mundialu".

W rozmowie z "TV3 Sport" wyznał wtedy, że po nieudanym turnieju cierpiał na depresję: - Na własnej skórze przekonałem się, jaka presja tam była. Nie byłem ze sobą szczery, jak bardzo mnie to naprawdę bolało. Skończyło się tym, że zszedłem naprawdę nisko, byłem już na dnie. Po pewnym czasie poradziłem sobie z tym.

Król kontrowersyjnej sekty

Miał świat piłki u stóp, ale niewłaściwie stawiał kroki. Przeciwko Legii nie zagra z powodu urazu. Zresztą, kontuzje prześladują go od blisko roku - ostatni raz na boisku pojawił się w listopadzie 2022 roku.

Niedawno jednak zrobiło się o nim głośno ze względów poza sportowych. Dziennikarze "Visao" ujawnili, że Sisto chętnie wspiera działania sekty. Piłkarz FC Midtjylland jest właścicielem pięciohektarowej posesji w gmiinie Oliveira de Hospital w Portugalii i dzierżawi ją "Duchowym Filozofom".

- Jestem patronem Królestwa Szyszynki. Inspirują mnie panujące tam ideały, wszelkie wartości, podejście i sposób do życia - w ten sposób sam zainteresowany odniósł się do tych doniesień.

Portugalskie władze poinformowały, że na terenie wzbudzającej kontrowersje sekty doszło do śmierci 13-miesięcznego dziecka. Pojawiły się przypuszczenia, że ciało zostało skremowane i rozrzucone nad rzeką Mondego. Zanim sprawą zajęła się prokuratura, próbowano ją zatuszować (więcej TUTAJ).

Doniesienia są o tyle niepokojące, że Sisto w hierarchii chcącej uzyskać niepodległość sekty Sisto przedstawiany jest jako "król". W świetle ostatnich wydarzeń reprezentant Danii może popaść w konflikt z prawem.

***

Pierwszy mecz IV rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy FC Midtjylland - Legia Warszawa w czwartek o godz. 20. Transmisja w TVP Sport. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty