We wtorek FC Kopenhaga po 120. minutach gry remisowała ze Spartą Praga 3:3, a o wszystkim decydowały rzuty karne. W nich lepiej radzili sobie Duńczycy, którzy wygrali 4:2 i awansowali do następnej rundy, gdzie zmierzą się z Rakowem Częstochowa.
W spotkaniu tym udział brał Kamil Grabara. Kibice oglądający to spotkanie zauważyli, że po każdym golu jego drużyny w dogrywce, Polak podjudzał kibiców Sparty. 24-latek o powodach swojego zachowania opowiedział w rozmowie z portalem bt.dk.
- Rzucano we mnie zapalniczkami i innymi rzeczami, np. kiełbaskami. Myślę więc, że miałem do tego pełne prawo. Ale wszystko jest w porządku. Doceniam kibiców gospodarzy, nawet jeśli zachowują się jak wieśniacy - powiedział Grabara.
ZOBACZ WIDEO: Czarne miesiące PZPN. Co dalej? "Zrobiło się nieciekawie"
Osobną kwestią są sprawy stricte sportowe. Polski bramkarz został okrzyknięty bohaterem FC Kopenhagi. Przypomnijmy, że Grabara obronił jeden z rzutów karnych, co przy bezbłędnym wykonywaniu "jedenastek" przez jego kolegów dało awans duńskiej drużynie.
- Rzuty karne są znacznie łatwiejsze niż się wydaje. Wiedziałem, gdzie będą strzelać zawodnicy, więc wiedziałem, że wygramy, jeśli strzelimy cztery gole - dodawał Grabara.
W wybronieniu rzutu karnego, który wykonywał Asger Soerensen, polskiemu bramkarzowi pomogła specjalnie przygotowana na ten moment kartka. Znajdowała się na niej podpowiedź do tego, jak każdy z zawodników Sparty Praga ostatnio wykonywał rzuty karne (więcej TUTAJ).
- Wiedziałem, że zawodnik, który zepsuł rzut karny kopiąc w środek bramki, tak samo zepsuł "jedenastkę" pięć lat temu w Niemczech. Przez lata nauczyłem się, że gracze chcą zemsty i w ten sam sposób chcą zdobyć bramkę, wymazując to złe wspomnienie. Dlatego wiedziałem, że będzie kopał w środek - wyjaśnił Grabara.
Ostatecznie mecz zakończył się happy endem dla FC Kopenhagi. Sytuacja zmieniała się jednak jak w kalejdoskopie. Raz na prowadzeniu znajdowali się goście, później gospodarze. Aż o wszystkim musiały zadecydować rzuty karne.
- To było naprawdę trudne spotkanie. Oczekiwałem od nas więcej, zwłaszcza gdy wyszliśmy na prowadzenie. Powinniśmy byli wykorzystać nasze możliwości. Myślę, że pozwoliliśmy rywalom na zbyt wiele - mówił Grabara dla portalu ekstrabladet.dk.
- Pierwsza stracona bramka była nie do przyjęcia. Ale potem walka stała się szalona. Podziękowania dla wszystkich zawodników. Nigdy się nie poddajemy. Dawno nie straciłem trzech bramek, ale może to sprawiedliwe, skoro stworzyli tyle szans - zakończył polski bramkarz.
Dodajmy, że pierwszy mecz FC Kopenhagi z Rakowem Częstochowa odbędzie się 22 sierpnia (wtorek) w Sosnowcu. Rewanż tydzień później.
Zobacz także:
Ważna wygrana Rakowa