Gdy wydawało się, że w pierwszej połowie spotkania Raków Częstochowa - Jagiellonia Białystok nie zobaczymy bramek, mistrz Polski dopiął swego. W doliczonym czasie gry Łukasz Zwoliński otworzył wynik meczu, dzięki czemu to jego zespół zszedł na przerwę z przewagą. Po zmianie stron gospodarze dołożyli kolejne dwie trafienia, dzięki czemu udanie zainaugurowali nowy sezon PKO Ekstraklasy.
- Szkoda, że dzisiaj to akurat my byliśmy drużyną, na której Raków podbudował się przed kolejnym spotkaniem. Co do samego meczu, to za mało było po naszej stronie momentów, kiedy mieliśmy kontrolę, graliśmy piłką. Do tego chcieliśmy dążyć, żeby wyrównać mecz - przyznał szkoleniowiec Jagiellonii Adrian Siemieniec na konferencji prasowej.
Mimo że jego zespół był przygotowany na mistrza Polski, to tylko w pewnych momentach realizował swoje założenia. Po pierwszej kolejce trener Jagi dobrze wie, jak obecnie wygląda drużyna z Białegostoku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jak tego nie strzelił?! Koszmarny kiks przed pustą bramką
- Wiedzieliśmy, że będziemy musieli posiadać piłkę i tym samym zmusić Raków do działań pressingowych, z którymi mieliśmy sobie radzić. Były takie momenty, ale tylko momenty. Widocznie na obecnym etapie nie stać nas na to, żeby na boisku mistrza Polski grać z nim jak równy z równym jeżeli chodzi o fazę ataku. Co do naszych działań w obronie, to mieliśmy mało kolektywny i intensywny pressing, przez co pozwalaliśmy Rakowowi dobrze na niego oddziaływać. Zbyt rzadko odbieraliśmy piłkę. Nie było tak, jak byśmy chcieli. Nasza ocena meczu w takim przypadku zawsze będzie surowa. Chcemy być drużyną, która ma więcej z gry we wszystkich meczach. Nawet w starciach z zespołami, które są faworytami i na dzisiaj wyprzedzają nas sportowo - wyznał Siemieniec.
Sporym ciosem dla Jagiellonii była pierwsza stracona bramka. W końcu nic nie wskazywało na to, że przed przerwą kibice w Częstochowie zobaczą jakiegokolwiek gola. Ten padł w najgorszym momencie dla gości.
- Nie wiadomo, jak ułożyłby się mecz, gdybyśmy nie stracili bramki do szatni. To zawsze jest newralgiczny moment. Zanotowaliśmy słabe wejście w drugą połowę. Straciliśmy szybko dwie bramki i przy rezultacie 3:0 Raków zarządzał wynikiem i celowo oddał nam piłkę. Mieliśmy większe posiadanie piłki, pod tym względem kontrolowaliśmy mecz, ale to było przy stanie 3:0 i pozwoleniu ze strony przeciwnika. Raków nie forsował już tempa, wiadomo, z jakiego powodu - podsumował opiekun białostoczan.
Mimo że przyjezdni nie byli faworytem tego meczu, liczyli, że potoczy się on w zupełnie inny sposób. Szkoleniowiec Jagi myśli już jednak o przyszłości i zamierza wyciągnąć wnioski po wysokiej porażce z mistrzem Polski.
- Pracujemy dalej. Jesteśmy po pierwszej kolejce. Nie przechodzimy obojętnie obok tego rezultatu, ponieważ nie można obok niego przejść obojętnie. Nie można też załamywać rąk. To jest jeden mecz, jesteśmy na początku pracy, a przed nami cała liga. Musimy patrzeć w przód i wyciągnąć te momenty, które były dobre. Graliśmy na trudny terenie, z bardzo dobrym przeciwnikiem. Musimy też poprawić te elementy, które dzisiaj nie funkcjonowały i iść do przodu - zakończył 31-latek.
Przeczytaj także:
Padło pytanie o Karabach. Wymowny uśmiech trenera Rakowa