Dobrze już było. Nikt nie chce Polaków

Getty Images / Visionhaus / Na zdjęciu od lewej: Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski, Kamil Glik i Piotr Zieliński
Getty Images / Visionhaus / Na zdjęciu od lewej: Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski, Kamil Glik i Piotr Zieliński

- To największa tragedia polskiej piłki. My produkujemy "upośledzonych" zawodników - grzmi Artur Płatek, wieloletni skaut Borussii Dortmund. Podczas trwającego okna transferowego żaden z Polaków z PKO Ekstraklasy nie trafił do klubu z ligi TOP5.

Rok temu Jakub Kamiński przechodził z Lecha Poznań do VfL Wolfsburg za olbrzymie jak na polskie realia pieniądze - 10 mln euro. W jego buty niejako wskoczył Michał Skóraś, rozegrał bardzo dobry sezon w PKO Ekstraklasie i europejskich pucharach i również został sprzedany. Jednak już nie do Bundesligi, a "tylko" do ligi belgijskiej. Club Brugge, zapłacił za niego 6 mln euro.

To jeden z niewielu polskich piłkarzy, którzy latem 2023 roku zostali wytransferowali do ligi silniejszej od PKO Ekstraklasy. Byli jeszcze Szymon Włodarczyk, za którego Górnik Zabrze otrzymał 2,5 mln euro od austriackiego Sturmu Graz, Jakub Kałuziński, któremu wygasł kontrakt z Lechią Gdańsk i przeniósł się do turckiego Antalyasporu. A Łukasz Łakomy z Zagłębia Lubin trafił do szwajcarskiego Young Boys Berno.

Są to w dalszym ciągu ligi mocne, natomiast nie najmocniejsze w Europie, do których zalicza się angielską, francuska, hiszpańską, niemiecką i włoską. Z jakiegoś powodu ci najwięksi nie szukali talentów w Polsce, a w innych zakątkach świata. Oczywiście, okno transferowe pozostaje otwarte i sytuacja może się jeszcze diametralnie zmienić, szczególnie że wymienia się nazwiska typu Mike Nawrocki, Kacper Tobiasz czy Ariel Mosór.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma zaledwie 18 lat. Nowa gwiazda Realu już zachwyca!

Nie są gotowi

Nie zmienia to faktu, że mówimy o pojedynczych przypadkach. Trzeba sobie powiedzieć wprost - polska liga może i jest ładnie opakowana przez stacje telewizyjne, niektóre mecze bywają emocjonujące, natomiast co do poziomu sportowego można mieć sporo zastrzeżeń. Dlatego ci najwięksi niechętnie spoglądają w tym kierunku.

- Przede wszystkim bierze się to z jakości naszej ekstraklasy. Po drugie, brak regularnej gry w europejskich pucharach naszych drużyn. Wtedy patrzy się, jak zawodnik radzi sobie w rywalizacji z mocniejszymi przeciwnikami. Tu jest największy problem, potrzebujemy przynajmniej dwóch drużyn, które regularnie będą grać w fazie grupowej. Ostatnią rzeczą są umiejętności. Większość naszych zawodników pod kątem technicznym nie jest na poziomie lig top 5 - mówi nam Piotr Urban, obecnie ekspert Eleven Sports, wcześniej trener w akademii Legii Warszawa.

A jeśli już kogoś sobie wypatrzą, to dzieje się to rzadko. Jeden z czołowych zawodników poprzedniego sezonu (wspomniany Skóraś) odszedł do ligi belgijskiej. - Dla mnie jest to naturalny krok, bo zawodnik idzie do ligi o wyższej renomie i dopiero stamtąd można zrobić skok do elity. Kochamy naszą ligę, ale nie oszukujmy się, daleko nam do tych najlepszych - podkreśla Urban.

- Niestety zauważam tendencję, że różnica między czołowymi polskimi zawodnikami w Ekstraklasie, a tymi potrzebnymi w ligach top 5, cały czas się wydłuża. Widzi się w nich potencjał, ale oni na dziś nie są gotowi, żeby iść do lepszych lig. Nie ma na to szans  - mówi Wirtualnej Polsce Artur Płatek, wieloletni skaut Borussii Dortmund.

- Większość z nich nie jest gotowa nawet do tego, żeby grać w Bundeslidze, a mówi się, że to liga, która doskonale przygotowuje piłkarzy pod transfer do Premier League. Tam też jest przeskok. Dlatego uważam, że polski piłkarz najpierw będzie szedł do Belgii, Holandii, Grecji, a dopiero stamtąd pójdzie wyżej. Na pewno raz na jakiś czas trafi nam się wielki talent, ale mówimy tu o jednym przypadku na kilka lat - dodaje były dyrektor sportowy Górnika Zabrze.

Za duże różnice

Czego brakuje polskim ligowcom, że nie są w orbicie zainteresowań klubów z najmocniejszych lig? Czy jesteśmy towarem drugiej lub trzeciej kategorii? Braki w wyszkoleniu technicznym, taktycznym, inny poziom przygotowania motorycznego. Zagraniczne kluby nie mogą sobie pozwolić, żeby nauczyć takiego zawodnika gry na najwyższym poziomie. Chcą mieć od razu gotowy produkt?

- To wiąże się z wieloma rzeczami. Przede wszystkim wyszkolenie. Nawet nie techniczne, ale mentalne, fizyczne. Tu różnice są bardzo duże. Uważam, że we wcześniejszych latach jakość zawodników w tych aspektach była zdecydowanie lepsza - mówi Płatek.

- Braki taktyczne jest łatwiej nadrobić w każdym wieku. W przypadku techniki jest trudniej, bo braki są widoczne i potrzeba więcej czasu. Zawodnik idzie do nowego środowiska, gdzie umiejętności są wyższe i ktoś taki po prostu odstaje. Stąd, niestety, następuje weryfikacja negatywna - wtóruje mu Urban.

"Upośledzeni" piłkarze

Jednym z największych problemów jest obowiązujący w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej przepis o młodzieżowcu. Czyli coś, dzięki czemu nawet przeciętni polscy piłkarze otrzymują miejsce w składzie za darmo. Później jest im trudno wyjść ze strefy komfortu.

- Ta debata nie została zamknięta, jest wielu fachowców, którzy chwalą Pro Junior System i przepis o młodzieżowcu, a ja uważam, że to, co wprowadzono, to największa tragedia polskiej piłki. My produkujemy "upośledzonych" zawodników - mówi Płatek.

- Jako trener czy dyrektor sportowy zawsze jestem zwolennikiem stawiania na młodzież, ale nie ma szansy, że ktoś dostaje coś za darmo. Kiedyś rozmawiałem ze Zbigniewem Bońkiem, bo to był jego pomysł. Spytałem wprost: "czy on jako młody zawodnik dostał coś za darmo?". I odparł, że nie. Dlatego tym bardziej dziwię się, że ten przepis cały czas obowiązuje. Możemy to stosować w pierwszej, drugiej albo trzeciej lidze, ale nie w Ekstraklasie - przekonuje nasz rozmówca.

- Ci piłkarze nie są warci kwot, jakie żądają za nich kluby. Jeżeli jakiś klub rzeczywiście będzie miał w swojej akademii perełkę, to na pewno będzie takiego zawodnika promował, bo będzie wiedział, że nie ucierpi na tym jakość drużyny. Przepis o młodzieżowcu jest do tego niepotrzebny. Ja tego przepisu po prostu nie rozumiem i od samego początku się z nim nie zgadzałem. Teraz coraz bardziej widzę, jak duży jest to problem - dodaje.

Bardzo rzadko zdarza się talent pokroju wspomnianego Kamińskiego, dla którego przeskok z polskiej ligi do Bundesligi nie okazał się aż tak trudny. - Pod względem mentalnym jest to Mount Everest wśród polskich zawodników. To świadomy chłopak, na bardzo wysokim poziomie intelektualnym. Dorósł bardzo szybko, też poprzez problemy życiowe, które spotkały go w młodym wieku. On i tak by grał w Lechu, nawet bez tego przepisu o młodzieżowcu. W tym kierunku powinniśmy iść - podsumował Płatek.

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

CZYTAJ TAKŻE:
Stanisław Czerczesow zwolniony po kompromitacji w eliminacjach Ligi Mistrzów
Oto ceny biletów na mecz z Mołdawią. PZPN nie dokonał zmian

Źródło artykułu: WP SportoweFakty