W ubiegłym tygodniu na łamach WP SportoweFakty Szymon Jadczak ujawnił, że w samolocie PZPN na mecz Polska - Mołdawia poleciał skazany za korupcję Mirosław Stasiak. Na pokładzie maszyny byli też piłkarze naszej kadry.
PZPN oraz prezes Cezary Kulesza nie odpowiadali na pytania dziennikarzy, a w czwartek wydano oświadczenie, w którym winą obarczono jednego z partnerów. W rezultacie sponsorzy stopniowo odcinali się od Stasiaka i związku, a część z nich groziła zerwaniem współpracy ze PZPN-em. Ostatecznie do wszystkiego przyznała się firma Inszury.pl. (więcej TUTAJ)
Przez wiele dni główny bohater afery pozostawał nieuchwytny. W poniedziałek jednak wypowiedział się na łamach "Faktu".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Magia wciąż zachowana". Popis zawodnika FC Barcelony
- Bardzo żałuję, że wsiadłem do tego samolotu i poleciałem do Mołdawii na mecz. Przepraszam wszystkich kibiców naszej reprezentacji za tę sytuację oraz to, co działo się w ostatnich dniach - powiedział Stasiak.
Zaznaczył również, że wcześniej nie latał z reprezentacją Polski. - Zaprosiła mnie firma Inszury i może nie powinienem był lecieć, ale miałem tam w Mołdawii biznesy do załatwienia na miejscu i to mnie ostatecznie przekonało do tej podróży - stwierdził.
Jednocześnie potwierdził, że poznał się z Kuleszą w Budapeszcie, ale zaznaczył, że do stolicy Węgier pojechał w interesach, a nie na mecz. Potwierdził, że zna się z Tomaszem Hajto, a to właśnie on według informacji Onetu miał go zapoznać z Kuleszą. Zaznaczył także, że nie planuje i nie chce wracać do środowiska piłkarskiego.
Czytaj więcej:
Afera w kadrze. Stanowcza odpowiedź lekarza. "Idziemy do prokuratury"