Gdy biegał z gwizdkiem jeszcze po krzywych boiskach w niższych ligach w Polsce, najczęściej kilku wstawionych zawadiaków krzyczało w jego stronę, że "nie wyjdzie z tego miasta".
Szymon Marciniak tylko na to czekał. Specjalnie parkował auto blisko klubowego budynku, by po meczu zetknąć się z lokalnymi kozakami. Pewnym krokiem szedł w ich stronę gotowy na konfrontację i... na tym się kończyło, grupa chłopaków odpuszczała. Sędzia już na początku swojej drogi pokazał, że nie pęka w stresowych sytuacjach.
Przed Marciniakiem drugie najważniejsze wydarzenie w karierze. W sobotni wieczór razem ze swoim zespołem poprowadzi mecz Manchester City - Inter w finale Ligi Mistrzów (g. 21).
Podłączony pod prąd
Im więcej dzieje się wokół arbitra, tym lepiej. On kocha adrenalinę. Dlatego na Marciniaku nie robią wrażenia głośne wulgaryzmy kilkunastu tysięcy gardeł na ekstraklasowych stadionach. A okrzyki w stylu: "Marciniak! Co? Ty k***!", słyszy regularnie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kobiety też strzelają piękne bramki. Ale przymierzyła!
- Kiedyś kolega przyznał się, że sam tak na mnie krzyczał. Zapomniał się, doszły emocje, psychologia tłumu. Zrobiło mu się głupio i mnie za to przeprosił - opowiadał nam kiedyś arbiter sobotniego finału Champions League.
Marciniak od zawsze lubił być podłączony pod prąd. Grając w piłkę w Kujawiaku Włocławek (IV liga), nawrzucał sędziemu głównemu za otrzymanie czerwonej kartki. Od tego się zaczęło, bo właśnie przez zawziętość, Marciniak poszedł na kurs sędziowski. Adamowi Lyczmańskiemu, który wyrzucił go wtedy z boiska, chciał pokazać, że będzie lepszym arbitrem od niego. Zaczął sędziować wcześnie, bo w wieku 21 lat.
Łobuzerski charakter Marciniaka kształtował się także na podwórku. Sędzia opowiadał, że mieszkał w Płocku w takiej dzielnicy, gdzie trzeba było sobie radzić samemu. - Czasem dało się w twarz, czasem się dostało. Szukałem guza, nigdy się nie bałem. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - mówiliśmy z chłopakami na osiedlu. - Nie szło to w dobrą stronę - mówił nam arbiter.
Bydło na boisku
Dziś Szymon Marciniak jest postrzegany za najlepszego sędziego na świecie. Ma za sobą najlepszy czas w karierze. Będzie dopiero drugim w historii po Howardzie Webbie sędzia, który w jednym sezonie poprowadzi zarówno finał mundialu, jak i Ligi Mistrzów. Finał mistrzostw świata Argentyna - Francja sędziował ze swoim zespołem bezbłędnie.
W sobotę wyprowadzając na boisko piłkarzy Manchesteru City i Interu Mediolan, polski sędzia może mieć różne przebłyski. Przed oczami może ujrzeć wspomnienie z ósmej ligi, gdy przerwał mecz z powodu wtargnięcia bydła.
- W B Klasie rolnik postanowił przeprowadzić cztery krowy przez boisko, bo nie chciało mu się iść z nimi naokoło. Oczywiście na trybunach wrzawa i owacje. Przerwałem mecz, chcieliśmy mu pomóc z tymi krowami, ale nie pozwolił. To było jego pięć minut. Poczuł adrenalinę, uniósł ręce w górę - opowiadał nam Marciniak.
Albo wspomni sytuację, gdy zataczający się kibice prowokowali go przy murawie. - Wiadomo, jak to jest na małych wioskach. Ludzie wychodzili z mszy i na mecz. Często podchmieleni. Pijani kibice opierali się o chorągiewki, słupki bramek, czasem nawet przy nich przysypiali. Podchodzili też pod linię boiska i krzyczeli do mnie, że się nie nadaję. Podchodziłem na bliską odległość, patrzyłem w oczy i się uśmiechałem - mówił.
To była praca za kilkadziesiąt złotych za mecz. Za finał Champions League Marciniak zarobi ponad 40 tysięcy zł (10 tys. dolarów amerykańskich).
Modelowa droga z zakrętami
W 2009 roku zadebiutował w ekstraklasie, potem w Lidze Europy, Lidze Mistrzów, sędziował finał młodzieżowych mistrzostw Europy do lat 21 w Czechach. Pojechał na Euro 2016 jako arbiter główny. Na tym turnieju nie gwizdał dotąd żaden Polak. I tak sukcesywnie Marciniak przechodził kolejne etapy.
Choć oczywiście nie była to droga bez zakrętów. Po wyraźnym błędzie w meczu Ligi Mistrzów Tottenham - Juventus w 2018 roku, gdy nie podyktował rzutu karnego dla Włochów, jego notowania spadły. Arbitra zabrakło też wśród sędziów w mistrzostwach Europy 2020 przez problem ze zdrowiem. Marciniak zachorował na tachykardię, która zaburza rytm pracy serca, leczono go sterydami.
Ale polski arbiter wrócił ze zdwojoną siłą. W finale MŚ w imponującym stylu zarządzał meczem. Gasił konflikty w zarodku, od razu podporządkował sobie największe gwiazdy i tych najbardziej krewkich graczy. To zawsze było mocną stroną sędziego z Płocka.
Na przykładzie Sergio Ramosa opowiadał, jakie triki stosuje, by rozładować atmosferę podczas spotkania. - Przez większość meczu żartowaliśmy, złapaliśmy dobry kontakt. To pomaga. Jeżeli akceptują cię najważniejsi piłkarze w drużynie, to inni widząc to, również ci ufają i wierzą - wspominał Marciniak.
Polak musiał się tego nauczyć. W jednym z meczów Barcelony Neymar kazał Marciniakowi "sp***" za niepodyktowany rzut karny (tylko rożny), a Suarez krzyczał do naszego arbitra, że jest "mięczakiem". Słowa zawodników wyczytali z ust hiszpańscy eksperci.
Ale później takich sytuacji już nie było. Legendarny włoski obrońca Giorgio Chiellini, obrońca Juventusu, lubił powtarzać, że "Marciniak nie gwiżdże pierdół, czyli 'małych fauli' i że da powalczyć". Chiellini zawsze cenił Polaka, natomiast po finale mundialu Leo Messi i Kylian Mbappe gratulowali Marciniakowi sędziowania w Katarze. Ostatnio Erling Haaland po ostrej reprymendzie Polaka w półfinale z Realem Madryt przekonał się, seryjnie zdobywane bramki nie dają mu immunitetu i też szybko zrozumiał, kto rządzi na boisku.
Polityczna lekcja
Haaland dostał od Polaka lekcję, ale Marciniak też znalazł się na dywaniku. Na kilkanaście dni przed finałem LM nasz sędzia stracił czujność. Choć do końca utrzymywał, że polityka go nie interesuje, to jednak wystąpił na biznesowej konferencji organizowanej przez Sławomira Mentzena - lidera skrajnie prawicowej Konfederacji.
Choć Marciniak mówił w wystąpieniu wyłącznie o sprawach związanych ze sportem, to jednak lawina ruszyła. Światowe media od razu zaczęły łączyć sędziego z partią kojarzoną z haseł ksenofobicznych, homofobicznych, rasistowskich i antyżydowskich.
To była kilkugodzinna burza w szklance wody, pojawiły się nawet informacje, że Marciniak straci sobotni finał. Polak wydał oświadczenie, odciął się od partii, pokajał się przed szefami w UEFA i sprawa została zamknięta. Arbiter z Płocka ma jednak nauczkę i przekonał się, jak łatwo można dziś pogrzebać cały swój dorobek.
"Kończ, lepiej nie będzie!"
Piłka była Marciniakowi pisana w innej roli. Grał w juniorach Wisły Płock, później w Kujawiaku Włocławek. W Niemczech występował w IV lidze, był też na testach w Erzgebirge Aue, ale miał się spełnić w futbolu na innej płaszczyźnie. Za gwizdek złapał 21 lat temu. Przebierał się w szopie, nieraz za "dobre" sędziowania oferowano mu jajka, kaczkę czy krew na czerninę. Po finale mundialu w 2022 roku legendarny arbiter Massimo Busaccą powiedział Polakowi ze śmiechem: "Kończ karierę, lepiej nie będzie!". Ten niewinny żart pokazuje tylko, w jakim miejscu znalazł się pogromca podchmielonych zawadiaków z niższych lig w Polsce.
***
Do zespołu Szymona Marciniaka należą: asystenci Paweł Sokolnicki i Tomasz Listkiewicz oraz sędzia techniczny Istvan Kovacs. W wozie VAR zasiądą: Tomasz Kwiatkowski i Bartosz Frankowski.
***
Finał Ligi Mistrzów Manchester City - Inter Mediolan w sobotę o godz. 21. Transmisja w TVP 2, TVP Sport, Polsacie i Polsacie Sport 1 oraz na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty..
[url=/pilka-nozna/1064342/jan-bednarek-zaskakuje-mam-zakaz]Jan Bednarek zaskakuje. "Mam zakaz"
[/url]Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty