Jakub - KAMIŃSKI, Jakub - KAMIŃSKI, Jakub - KAMIŃSKI - skandowała już w 2. minucie meczu z Herthą cała Volkswagen Arena.
Polski skrzydłowy najpierw znakomicie przyjął piłkę na lewym skrzydle, po czym odegrał do Yannicka Gerhardta błyskawicznie ruszając w pole karne rywali, by po chwili pokonać Tjarka Ernsta.
- Patrząc na jego ostatnie spotkania widać po nim, że złapał niesamowity luz. Jego pewność siebie jest dziś na bardzo dobrym poziomie - ocenia w rozmowie z WP SportoweFakty były piłkarz reprezentacji Polski i takich klubów jak VfB Stuttgart czy Austria Wiedeń, a dziś ekspert Viaplay, Radosław Gilewicz.
Zobacz trafienie Jakuba Kamińskiego z ostatniej kolejki Bundesligi:
Dobra gra i solidne liczby
Jakub Kamiński do VfL Wolfsburg trafił latem zeszłego roku. "Wilki" zdecydowały się zapłacić za utalentowanego Polaka aż 10 milionów euro, czyniąc go trzecim najdroższym piłkarzem w historii naszej ligi.
Dziś jednak w Wolfsburgu nikt raczej nie żałuje inwestycji poczynionej w polskiego piłkarza. Kamiński szybko odnalazł się w nowych realiach i dziś jest jednym z ważniejszych piłkarzy w talii Niko Kovaca.
- Przed sezonem byłem w Wolfsburgu i rozmawiałem z trenerem Niko Kovacem. Mówił o delikatnym wprowadzaniu Kamińskiego do zespołu i rzeczywiście konsekwentnie to robił. Na początku z ławki, a później powolutku, powolutku Kuba rósł. Dziś można powiedzieć, że na jego nieszczęście ten sezon się zakończył. To jest bardzo dobry sezon jak na debiut w Bundeslidze. Statystyki też ma dobre, mogły być nawet lepsze, ale partnerzy nie wykorzystywali kreowanych przez niego szans - ocenia Gilewicz.
Faktycznie, Kamiński w minionej kampanii zanotował 33 mecze, w których zdobył pięć bramek i zanotował trzy asysty. Dla porównania Jakub Błaszczykowski w swoim pierwszym sezonie na niemieckich boiskach uzbierał gola i cztery asysty w 27 meczach, zaś Robert Lewandowski dziewięć goli i cztery asysty w 43 spotkaniach. Kamiński zdecydowanie nie ma zatem się czego wstydzić.
Kovac ma na niego pomysł
Wysoka forma Kamińskiego może pozytywnie nastrajać kibiców przed zbliżającymi się meczami reprezentacji. 20-latek znalazł się rzecz jasna wśród powołanych przez Fernando Santosa na nadchodzące spotkania z Niemcami oraz Mołdawią. Czy jednak już dziś możemy upatrywać w nim jednego z fundamentów kadry, czy to wciąż przede wszystkim duży potencjał?
- W przypadku Kamińskiego nie możemy już mówić cały czas o potencjale. Z drugiej strony nie możemy stwierdzić, że jest już w pełni gotowy. To jest chłopak, który cały czas się rozwija. U młodych piłkarzy jest tak, że w jednym miesiącu są w formie, a za miesiąc już nie. To całkiem normalna rzecz, on ma dopiero 20 lat i te wahania formy będą się zdarzać. Nie możemy więc już dziś budować na nim reprezentacji - tonuje nastroje Gilewicz.
- Może kibice lubią takie dywagacje, ale nie ja, jako były piłkarz. Nie możemy w przypadku tak młodych chłopaków myśleć już dziś co będzie za dwa-trzy lata. Absolutnie nie jestem zwolennikiem takich wypowiedzi. Z młodymi chłopakami trzeba mieć cierpliwość, a my jej w Polsce nie mamy. Pamiętajmy jak piękny był początek choćby Puchacza czy Jóźwiaka. Piłka natomiast ma to do siebie, że płata różne figle - dodaje nasz rozmówca.
Dziś jednak wszystko wydaje się zmierzać we właściwym kierunku, a Kamiński dość mocno ugruntował swoją pozycję w zespole. W tym roku opuścił tylko jeden mecz ligowy (z powodu choroby), zaś z pozostałych 20, 18 zaczynał w podstawowym składzie.
- Pamiętajmy, że trener Kovac przyszedł do zespołu, gdy Kuba Kamiński był już w nim zakontraktowany. Także nie było pewne, że wszystko będzie tak fajnie - zaznacza Gilewicz podkreślając, że Polak nie był zakupem obecnego szkoleniowca. - Mimo to trener ma na niego pomysł. Generalnie Kovac ma pomysł, jeżeli chodzi o młodych zawodników. Wystarczy popatrzeć chociażby na Patricka Wimmera grającego na drugim skrzydle. On też ma dopiero 22 lata, a daje kapitalne liczby. Młodzi chłopacy się u Kovaca rozwijają - podkreśla nasz rozmówca.
Czytaj także:
- Upokorzona Borussia bez szans na powtórkę w kolejnych sezonach? Mistrzostwo odjechało na finiszu
- Wybuch paniki na stadionie. Tragiczny bilans