Obserwując sobotnie mecze, których wyniki przesądziły o tytule mistrza Niemiec, nawet niezaangażowanym kibicom mogło zrobić się zwyczajnie szkoda Borussii Dortmund.
Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, łącznie z przygotowaniem wielkiej fety. Ostatecznie zamiast niej na stadionie zapanowała grobowa cisza.
Jedni i drudzy dokonali niemożliwego
Tak przegrywać tytuł po prostu nie przystoi. Nie walczący już o nic zawodnicy klubu z 1.FSV Mainz 05, po czterech porażkach z rzędu nieoczekiwanie pokrzyżowali szyki drużynie z Zagłębia Ruhry. Co gorsza, Borussia przez dłuższy czas nie prezentowała się jak zespół grający o ogromną stawkę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Potężna bomba. Bramkarz nie miał żadnych szans
Gołym okiem było widać brak zmagającego się z urazem kolana Jude Bellinghama. Spotkanie po raz kolejny pokazało, że gra aktualnych wicemistrzów Niemiec jest oparta właśnie na młodym Angliku. Brakowało łącznika między obroną, a atakiem. Brakowało Karima Adeyemiego, który słaby mecz zakończył kontuzją.
Butla z tlenem pojawiła się za późno
Presja przygniotła również Juliana Brandta, zwykle czarującego kibiców gromadzących się na niemieckich stadionach. W sobotę 27-letni pomocnik nie był sobą. Podejmował złe decyzje, posyłał niecelne dośrodkowania. Ranga meczu przerosła również Sebastiana Hallera, który niewykorzystaną jedenastkę zapamięta na długo.
Przełom nastąpił dopiero w 62 minucie. Wtedy Borussia zaczęła grać. Lekarstwem na wszystko okazała się młodzieńcza werwa Giovanniego Reyny i Juliena Duranville'a. Edin Terzić teraz może pluć sobie w brodę. Gdyby skorzystał z amerykańsko-belgijskiego duetu wcześniej, prawdopodobnie świętowałby mistrzostwo kraju.
Emocjonalny rollercoaster
Tylko jak Terzić mógł to przewidzieć? Duranville zmagał się z kontuzją, która prześladowała go jeszcze od czasu gry w Anderlechcie, a mecz o mistrzostwo był jego debiutem nie tylko na Signal Iduna Park, ale w ogóle w zespole Borussii. Gdyby w ostatecznym rozrachunku stał się jednym z bohaterów, to by dopiero była historia.
Między innymi dlatego Borussii szkoda, a powodów jest więcej. Marco Reusowi pierwszy tytuł mistrza Niemiec się po prostu należał. Na osłodę pechowej kariery, w której nie mógł wykorzystać pełni potencjału.
Fakt, że długo wyczekiwany tytuł zapewniłby Borussii Terzić, oddany czarno-żółtej drużynie aż do bólu, zasiadający na jej trybunach jako mały chłopiec marzący o wielkiej przygodzie, byłby tylko dodatkowym smaczkiem.
Wreszcie same okoliczności zapisałyby się na kartach historii. Gospodarze wyrównali za późno, jednak mieli piłkę meczową w ostatniej akcji. Gdyby tylko dośrodkowanie przeszło w pole karne... Ale nie przeszło. Hegemonia Bayernu Monachium trwa w najlepsze i choć jest w pełni zasłużona, może zwyczajnie nudzić.
Symboliczny gol nie przerwie rewolucji
Zresztą sami kibice Bayernu z jednej strony cieszą się z mistrzostwa, a z drugiej narzekają. Klub potrzebuje rewolucji, gdyż mimo zwycięstwa w rozgrywkach ligowych zaliczył najgorszy sezon od lat. Niewiele przecież brakowało, a Bawarczycy przegraliby tytuł na ostatniej prostej, za sprawą niedawnej porażki z RB Lipsk. W Kolonii także było o włos od tragedii.
Thomas Tuchel zupełnie nie trafił z taktyką, ale panaceum okazał się wprowadzony w końcówce Jamal Musiala, który swym golem pogrążył Borussię i być może uratował głowę szkoleniowca. Ten sam Musiala, który przeżywał trudne chwile i od dłuższego czasu męczył się na boisku, aż w końcu wypadł z pierwszego składu na decydujące spotkanie.
Gdyby nie on, Tuchel przegrałby w tym sezonie wszystko, co się dało, a okoliczności, w których obejmował Bayern, nie byłyby żadnym usprawiedliwieniem. Przy czym za parę lat pewnie niewielu będzie o tym pamiętać, bo to przecież już jedenasty tytuł Bayernu z rzędu.
Bayern będzie mocniejszy
Wszystko wskazuje na to, że podobny scenariusz nie powtórzy się za rok. Już teraz wiadomo, że Bellingham opuści Dortmund i spróbuje wypłynąć na szerokie wody. Bardzo blisko pozyskania młodego pomocnika jest Real Madryt.
Za to pewnym jest, że Bayern nie pokpi sprawy. Tytuł zdobyty w bólach z pewnością da zarządowi klubu z Bawarii do myślenia, co potwierdzają już podjęte decyzje o zwolnieniu Olivera Kahna i Hasana Salihamidzicia.
Renoma i obietnica walki o wysokie cele z pewnością skuszą głośne nazwiska, by wzmocnić szeregi Bawarczyków. Trudno zapominać o decydujących w świecie sportu pieniądzach. W Monachium bynajmniej ich nie brakuje.
Taka szansa jak w tym sezonie, może nie powtórzyć się w Dortmundzie przez długie lata. Rzeczywistość jest niestety brutalna, a Borussia poległa na własne życzenie.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Elektryk przyćmił Krzysztofa Piątka i podbija Serie A. Chcą go wielkie potęgi
- Zastrzyk gotówki z Kataru dla Barcy?