To scenariusz, którego nie powstydziliby się w Hollywood. Boulaye Dia od początku swego życia doświadczył jego trudów. Gdy miał jedenaście lat, jego marzenia o dołączeniu do AS Saint-Etienne pokrzyżowała awaria samochodu, co zdradził sam ojciec piłkarza dla "Daily Mail".
Trudny okres
Gdy dorósł w Olympique Lyon, do którego się zgłosił, uznali, że jest za słaby. Senegalczyk podjął męską decyzję. Nie chciał pozwolić głodować rodzinie. Swojej największej miłości życia - futbolowi powiedział pas.
- Musiałem pracować dla rodziny, bo moi rodzice byli bezrobotni. Nie mogłem poświęcić się piłce i szukać drużyny, jeździć na testy. Trochę to odsunąłem, mając z tyłu głowy, że to sytuacja tymczasowa i zajmę się tym później. Pochodzę z daleka. Są takie wartości, których uczy cię tamtejsze środowisko: praca, dyscyplina, cierpliwość, odpowiednia mentalność. Przyznaję, że pomogły mi one w przejściu do profesjonalnego sportu. - mówił Dia w rozmowie z L'Equipe.
Przeszedł wszystkie kondygnacje
Nastolatek łapał się każdego możliwego zajęcia. Przez jakiś czas był elektrykiem. Później przyszedł czas na epizod w gastronomii. Chciał jednak od życia więcej. Starał się zawalczyć o pasję. To nie była droga usłana różami. Zanim trafił na czołówki gazet, minęło mnóstwo czasu. Zaczęło się od siódmoligowego Plastics Valee FC.
Łatwo sobie wyobrazić, że Dia błyszczał w tak niskiej klasie rozgrywkowej. Nie mogło być inaczej, skoro mówimy o ogromnym talencie, co pokazały bieżące rozgrywki na włoskich boiskach (16 goli w 33 meczach). Jura Sud, grająca wówczas w czwartej lidze, zgłosiła się do Senegalczyka, który przyjął ofertę w ciemno.
Wszystko zaczęło stawać się prostsze
Kariera nabierała tempa. Dia nie spędził zbyt wiele czasu w Lavans-les-Saint-Claude. Błyskawicznie wpadł w oko skautów Stade de Reims. Miał wzmocnić drużynę rezerw klubu z Szampanii. Wzmocnił. Na sześć spotkań. 20 października 2018 roku Dia zadebiutował w Ligue 1 przeciwko Angers SCO. Jego sen stał się rzeczywistością.
Forma Senegalczyka szła jednostajnie w górę. Dwa lata później Dia zapisał się po raz pierwszy na kartach historii, strzelając hat-tricka Montpellier HSC. W Reims ostatni raz taki występ miał miejsce w 1978. Od poprzednich trzech trafień Santiago Santamarii w jednym spotkaniu minęło ponad 40 lat.
No to w górę. Dwadzieścia pięć bramek wystarczyło, by odezwały się większe marki. Zadzwonił telefon z Hiszpanii. Dią zainteresował się Villareal. Żółta Łódź Podwodna postawiła na swoim i zakontraktowała Senegalczyka. Wkrótce po tym zdobył on z narodową reprezentacją Puchar Narodów Afryki.
Najważniejszy ruch dla jego kariery
W Hiszpanii przyszedł czas na pierwszą większą stagnację. Dia był raczej super rezerwowym. Licznik występów zatrzymał się na liczbie 35.
Na ten sezon w Villarreal CF postanowili wypożyczyć swojego napastnika do włoskiej US Salernitany 1919, która do niedawna drżała o ligowy byt. Tam trafił na Krzysztofa Piątka, o którym kilka lat temu usłyszał cały świat.
Choć Piątek w przeszłości błyszczał w Genui, szalał w Milanie, szybko znalazł się w cieniu Senegalczyka. Liczby mówią same za siebie. Polak zdołał trafić w tym sezonie do siatki rywali tylko cztery razy. O 12 mniej od rok młodszego kolegi z Senegalu.
W Salerno pobiją transferowy rekord klubu?
To właśnie Boulaye Dia jest ojcem sukcesu utrzymania klubu z Salerno na najwyższym szczeblu rozgrywkowym we Włoszech. Zresztą nie bez powodu chcą go najwięksi.
Trudno ignorować takie mecze w jego wykonaniu, jak ten przeciwko Fiorentinie, w którym był bezlitosny dla przeciwników, strzelając trzy gole, dzięki czemu jego zespół o mały włos jej nie pokonał (skończyło się 3:3).
- Długo pracowałem, aby się tu znaleźć. Trzy czy cztery lata temu wciąż byłem amatorem. To moje pierwsze mistrzostwa świata i jestem niesamowicie dumny z tej bramki - mówił w jednym z wywiadów, zacytowany przez hiszpańską Marcę.
Marzy o nim Juventus FC. Marzy również Inter Mediolan. Najpierw Salernitana musi wykupić go z Hiszpanii za 12 milionów euro, co wydaje się tylko formalnością. Wszystko wskazuje, że Dia wkrótce zrobi kolejny krok naprzód w swojej karierze.
W grę wchodzą dziesiątki milionów euro. A przecież niewiele brakowało, a świat by o nim nie usłyszał. Piłka nożna jednak wciąż potrafi być piękna.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Zastrzyk gotówki z Kataru dla Barcy?
- Czas pożegnań w Pogoni Szczecin