Mówi o nas. "Nigdy nie myślałem, że Polacy tak potraktują Ukraińców"

Materiały prasowe / Jurij Vernydub / Na zdjęciu: Jurij Vernydub (z lewej)
Materiały prasowe / Jurij Vernydub / Na zdjęciu: Jurij Vernydub (z lewej)

Najpierw zszokował świat, gdy pokonał Real Madryt. Kilka miesięcy później znów zadziwił, jak poszedł na front. WP SportowymFaktom Jurij Vernydub udziela pierwszego dłuższego wywiadu o tym, jak zamienił trenerski dres na żołnierski mundur.

W tym artykule dowiesz się o:

#TopWP. Przypominamy najlepsze materiały ostatnich miesięcy

Jurij Vernydub to jeden z najbardziej znanych ukraińskich trenerów piłkarskich. Wiele lat z powodzeniem pracował z Zorią Ługańsk, a potem sięgnął po mistrzostwo Białorusi z Soligorskiem.

Potem przeniósł się do Mołdawii, dwukrotnie sięgnął po mistrzostwo kraju z Sheriffem Tyraspol.

O ile jednak mistrzostwo kraju dla tego klubu to żadna niespodzianka, to zwycięstwo, do którego Verdydub poprowadził klub w Lidze Mistrzów już na stałe wpisze się do historii futbolu. Ukraiński trener po raz pierwszy wprowadził Sheriffa do fazy grupowej tych najważniejszych pucharowych rozgrywek. Po drodze jego drużyna pokonała między innymi Dinamo Zagrzeb i Crvenę Zvezdę Belgrad.

A w fazie grupowej jego drużyna właśnie zszokowała piłkarski świat, ogrywając 28 września 2021 roku na wyjeździe Real Madryt 2:1. Wielu ekspertów uznało to za największą sensację w historii Ligi Mistrzów. W grupie z Interem Mediolan i Szachtarem Donieck mołdawski klub uzbierał aż siedem punktów (ograł u siebie Szachtara i zremisował z nim na wyjeździe).

ZOBACZ WIDEO: Kryzys "Lewego"? Tym żyje polska piłka - Z Pierwszej Piłki #33

Po historycznym triumfie w Madrycie Vernydub na pewno nie przypuszczał, że ledwie kilka miesięcy później zamieni trenerski dres na żołnierski mundur. Zaraz po wybuchu wojny 56-latek z własnej woli zrezygnował z pracy w Sheriffie, zaciągnął się do wojska i trafił do oddziału artyleryjskiego.

Po raz pierwszy skontaktowaliśmy się z nim jeszcze wtedy, gdy był w wojsku, ale odpisał, że najważniejsza jest Ukraina i nie czas na wywiady. Minął rok i tym razem zgodził się opowiedzieć o wielkiej wiktorii w Madrycie i wojennych dramatach.

Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Wybuch wojny zastał pana w Portugalii, gdzie byliście z Sheriffem Tiraspol. Nad ranem zadzwonił do pana syn. Podobno jednak już wcześniej przeczuwał pan, że dojdzie do najgorszego.


Jurij Vernydub, były trener Zorii Ługańsk, Soligorska, Sheriffa Tiraspol, obecnie Krywbas Krzywy Róg: 
Kiedy rosyjska Duma przygotowała projekt ustawy wzywający Putina do uznania niepodległości Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej, a to było tydzień przed agresją, poczułem, że coś się niedługo zacznie. Moi asystenci to widzieli i pytali, dlaczego chodzę taki smutny. Odpowiadałem: "Chodzi mi po głowie, że coś się stanie". Miałem przeczucie i się potwierdziło.

Poprowadził pan jeszcze drużynę w Bradze (24 lutego 2022 r. Sheriff odpadł ostatecznie po remisie w dwumeczu i rzutach karnych - przyp. red.). Dało się skupić na tym? Tak szczerze: jak często w trakcie meczu myśli uciekały do Ukrainy?

Kiedy dowiedziałem się, że wojna się zaczęła, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było czekanie na pobudkę drużyny, około 8 lub 8.30 rano. Poszedłem do dyrektora generalnego Vażi Tarchniszwiliego i powiedziałem: "Przepraszam, nawet nie wiem, jak się zachować. Nie wiem, co z meczem, bo teraz myślami jestem tylko w Ukrainie. Myślę o mojej rodzinie, o moich dzieciach, wnukach, o tym, co się teraz dzieje w moim kraju". Zrozumiał to.

Powiedziałem, że zrobię wszystko, abyśmy przeszli przez ten etap, ale szczerze zaznaczyłem, że nie myślę teraz o piłce nożnej. Ustaliłem taktykę, ale piłkarze i tak widzieli, w jakim jestem stanie. Możesz obejrzeć mecze, jak zachowuję się w innych przypadkach i jak zachowywałem się w trakcie tamtego spotkania. Prawdę mówiąc, nie myślałem o meczu. Wszystkie moje myśli były w Ukrainie.

Zaraz po powrocie zgłosił się pan do armii. Prawdą jest, że działacze Sheriffa proponowali, aby ściągnął pan rodzinę do Mołdawii?

Tak, to pierwsza rzecz, którą zaoferowali mi Vaża i prezydent, a także wielu innych. Powiedziałem, że bardzo dziękuję, ale najpierw pojadę do domu i tam zadecyduję. Chociaż już wiedziałem, że nie wrócę. Wtedy nie interesowałem się już piłką nożną.

Na jednym ze zdjęć trzyma pan pocisk, na którym napisano: "Za Zaporoże. Od Stasia". O co chodzi z tym napisem?

Staś to jeden z moich towarzyszy broni. Na początku wojny, gdzieś w połowie marca, był silny ostrzał Rosjan. Staś został ranny, urwało mu lewą nogę. Ale teraz jest już OK. Ma protezę zrobioną w USA. To młody chłopak, ma żonę i córkę, a także wielu przyjaciół, którzy go wspierają. Cieszę się, że nie podupadł na duchu. A potem mocno zaczął działać jako wolontariusz.

Jurij Vernydub trafił do oddziału artyleryjskiego
Jurij Vernydub trafił do oddziału artyleryjskiego

Jak wyglądał pobyt w armii?

Poszedłem na mobilizację i do armii trafiłem 27 lutego. Niedługo potem trafiłem do dywizji artylerii. Najpierw spędziliśmy dwa-trzy dni w jednostce wojskowej w Zaporożu. Potem wsiedliśmy do autobusu i zostaliśmy przewiezieni na poligon. Po pięciu dniach ponownie wsadzono nas do autobusów i zawieziono tam, gdzie mieliśmy być docelowo. Teraz nie jest tajemnicą, że to było w kierunku Krzywego Rogu, w obwodzie chersońskim. Wszyscy byliśmy z Zaporoża. 39. dywizja poszła bronić Zaporoża, a my, 36. dywizja, zostaliśmy wysłani do Krzywego Rogu, ponieważ wróg posuwał się naprzód, zbliżał się już do tego miejsca.

Idąc na wojnę człowiek musi być przygotowany na wszystko, również na najgorsze. Bał się pan?

Tak, bałem się. Myślę, że bez względu na to, co ktoś mówi, na przykład, że nie czuje strachu, to jednak każdy normalny człowiek w takiej sytuacji musi się bać. Ja się bałem, ale szybko to przezwyciężyłem. Za pierwszym razem, gdy pociski lecą w twoją stronę, gdy obok spadają bomby, przerażenie jest ogromne. Potem to już nie jest tak straszne. Przyzwyczajasz się, wiesz, co robić, jak się chronić. Ale pierwszy raz jest straszny.

Co było najtrudniejsze podczas pobytu w armii? Bo przecież pan raczej wychował się na boisku.

Wszystko. Przez pierwsze dwa tygodnie rozmyślałem, gdzie trafiłem i co się stanie. Ale masz rację, całe moje życie jest związane z piłką nożną. Zacząłem trenować w wieku 10 lat, teraz mam 57, czyli dotąd jedną rzecz robiłem od 47 lat. A tu taka zmiana sytuacji. No, ale mam kręgosłup moralny, tak mnie wychowali rodzice, których niestety już z nami nie ma. Ich nauka odegrała ważną rolę w moim życiu, zawsze wiedziałem, co robić. Bywało ciężko, ale zawsze szedłem dalej. A jeśli zdarzyła się taka sytuacja jak z wojną, to też trzeba było ją przetrwać.

Czy w trakcie pobytu w armii używał pan broni?

Mieliśmy karabiny szturmowe, kamizelki kuloodporne, pełne umundurowanie. Nie walczyłem bezpośrednio. Byłem w Artylerii, a ta nigdy nie jest na pierwszej linii, a trochę dalej. Wykonujesz swoją pracę i najważniejsze jest jak najszybsze opuszczenie miejsca, w którym działałeś.

Nasz oddział, który liczył 19 osób, miał jedno zadanie - jeździć po amunicję. Ładowaliśmy ją i dostarczaliśmy tam, gdzie trzeba, aby chłopcy mogli jej używać. Ładowałem i przeładowywałem tego tyle, że starczy mi na całe życie.

Jak wiele osób, które pan znał, straciło życie lub mocno ucierpiało?

W dywizji było trzech moich przyjaciół, których już nie ma. Trzech innych zostało rannych, a jeszcze jednemu, wspomnianemu Stasiowi, urwało nogę.

To był nasz pierwszy wyjazd i od razu ciężki ostrzał. W efekcie mieliśmy dwóch zabitych i czterech rannych. Stało się to 12 albo 14 marca. Nie pamiętam dokładnie

Mówił pan, że Putin jest jak Hitler, a rosyjska propaganda jak Goebbels.

Tak jest. Hitler miał swój własny plan. Uważał, że naród niemiecki jest najsilniejszy i tak dalej. Chciał podbić inne kraje, zostać jakimś cesarzem. A Putin nie może darować, że Ukraina uzyskała niepodległość w 1991 roku. On o Ukrainie nie mógł zapomnieć, bo była terytorium, które karmiło cały Związek Radziecki.

Dmytro Kubryak, który był na wojnie jako lekarz, ale jest też sędzią piłkarskim, powiedział nam w wywiadzie, że zmienił zdanie o Rosjanach. Po inwazji uważa, że to nie tylko Kreml, ale że chyba też zwykli obywatele was nienawidzą, skoro się nie sprzeciwiają.

Zgadzam się z nim w stu procentach. Dla mnie - wiem, że zabrzmi to okrutnie - taki naród jak Rosjanie już nie istnieje. Ponieważ wszyscy są tacy sami, wszyscy są szaleni, wszyscy są chorzy. Widzicie, co się dzieje. Gdyby wszystko zależało tylko od tego, przepraszam za wyrażenie, "ch...ja" i jego popleczników... Ale oni wszyscy są jak zombie. Cieszą się, gdy w Ukrainie jest jakiś ostrzał. To przecież nienormalne.

Podałby pan rękę Rosjaninowi, na przykład po meczu?

Nigdy. Nigdy nawet się z nimi nie przywitam. Daję słowo.

Jurij Vernydub / Fot. Alex Nicodim/Anadolu Agency via Getty Images
Jurij Vernydub / Fot. Alex Nicodim/Anadolu Agency via Getty Images

Niedawno był pan trenerem w Mołdawii. Co się może stać z tym krajem? Bo tam też Rosja prowadzi różne gierki.

Wszystko może się zdarzyć, trzeba być na to przygotowanym. Mieszkałem w Naddniestrzu rok. Stosunek do Rosji i Ukrainy wynosi 50 do 50. A co do Mołdawii, to myślę, że ludzie tam są bardziej przywiązani do Rumunii. Jedynie emeryci pamiętający czasy Związku Radzieckiego chcą być z Rosją. Trudno wyrokować, ale wszystko może się tam zdarzyć. Spójrzcie na Gruzję. Naród jest po stronie Ukrainy, ale mają prorosyjski rząd. Myślę jednak, że ten rząd może mieć to samo, co się wydarzyło w Ukrainie w 2014 roku.

Był pan też trenerem w Białorusi - tam również panuje despota.

Ludzie nie są tam źli, ale powiedziałbym, bardzo nieśmiali. Gdyby chcieli, to tego Łukaszenki już dawno by nie było. To też chory człowiek, jak Putin. Myślę, że wielu Białorusinów popiera Ukrainę i nie chce wojny. Chociaż są i tacy, którzy dorastali w Związku Radzieckim i bardziej wspierają "Baćkę". Ale wielu Białorusinów, zwłaszcza młodych, walczy z Rosjanami i pomaga Ukrainie.

A Polska? Jak pan ocenia zaangażowanie mojego kraju?

Powiem z ręką na sercu: nigdy nie myślałem, że Polacy tak potraktują Ukraińców. Mam szacunek, wielki szacunek, nawet nie wiem, jakie słowa wybrać. Fakt, że Polacy stanęli po naszej stronie i fakt, że tak bardzo pomagają, ma ogromne znaczenie.

Nabrałem ogromnego szacunku właśnie dla Polski i Anglii. Inne kraje też się włączyły. Niemcy, co by nie mówić, Czesi... Bez wsparcia innych krajów byłoby nam bardzo ciężko. A Polska jako pierwsza dała wielu naszym kobietom i dzieciom możliwość przyjazdu do was.

Czy to prawda, że pański wnuk Iwan grał przez chwilę w Lechii Gdańsk? Teraz znów jest na Ukrainie?

Tak. Była tam żona mojego syna z matką i dwójką wnucząt. Najmłodszy w lutym skończył dwa lata. I Wańka, kiedy byli w Polsce, tam grał. Bardzo mu się podobało. Byli tam przez około dwa miesiące, jeśli nie więcej. Teraz jest w Kijowie i trenuje w Dynamie.

Teraz trenuje pan zespół z miasta, gdzie urodził się prezydent Zełenski. Jak go pan ocenia?

Dla mnie to prezydent przez wielkie "P". Nie boję się tej opinii, nieważne co ktoś powie. Gdyby był poprzedni prezydent, nie wiem, co by się stało z naszym krajem. Myślę, że nie byłoby go już w Ukrainie. A obecny prezydent, bez względu na to, co mówili, został i działa do dziś. Bardzo się cieszę, że mamy w tej chwili takiego prezydenta.

Dlaczego ukraińska liga powinna grać mimo wojny?

Wojna to wojna, a ludzie muszą żyć, muszą gdzieś odwrócić uwagę od tego wszystkiego. Musimy żyć i pokazywać, że w tym czasie, kiedy jest wojna, jesteśmy narodem niezłomnym. Wszystko działa, mamy sport, fabryki pracują, ludzie pracują. Ktoś musi walczyć, ale trzeba też pracować, żeby płacić podatki, żeby się odbudować, żeby nie chodzić wiecznie z wyciągniętą ręką. Aby nasza gospodarka się nie załamała. Gdybyśmy nie rozpoczęli mistrzostw, nie marzyli o Lidze Mistrzów, zwariowalibyśmy. To odciąga od najgorszego.

Kilka waszych meczów było przerywanych alarmami bombowymi. Da się skupić na piłce w takich okolicznościach?

Bardzo trudno. Widzę to też po piłkarzach. Niektórzy już pokonali ten strach. Ale każdy człowiek jest inny, każdy ma swój charakter. W zeszłym roku trzy z naszych meczów zostały przerwane z powodu alarmu. Szliśmy do schronu, potem syrena kończyła wyć i graliśmy dalej. Najdłużej byliśmy w schronie około 1 godziny 40 minut. A potem kontynuowaliśmy grę.

Zapewne najprzyjemniejszy moment trenerskiej kariery to pokonanie Realu w Madrycie. Proszę powiedzieć, jak pan zapamiętał ten mecz i otoczkę wokół niego? Jakieś pamiątki z tej rywalizacji zostały, czy tylko wspomnienia?

Wspomnienia pozostaną na zawsze. Zagrać z Realem Madryt na Santiago Bernabeu i pokonać ich 2:1, sam rozumiesz... Chociaż przez pierwsze dni nie mogłem zrozumieć, co się stało. Dopiero później dotarło do mnie, co zrobiliśmy, jak piękną historię napisaliśmy.

A co do pamiątek: Luka Modrić dał mi koszulkę, mój wnuk bardzo o nią prosił. To bardzo cenna pamiątka. A po meczu rewanżowym w Tyraspolu wziąłem koszulkę od Benzemy.

W 2019 roku byłem na stażu w Hiszpanii, w Levante. Był właśnie mecz z Realem Madryt, a ja spojrzałem z trybun w stronę boiska i ławek dla rezerwowych i trenerów i powiedziałem do siebie: chciałbym tam być. Minęły dwa lata i marzenie się spełniło. Pod tym względem mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwym człowiekiem.

Miał pan kiedyś trenerską propozycje z Polski?

Tak, kilka razy były rozmowy. Pamiętam, że była Legia i dwa, trzy inne kluby. Tylko że to było bardziej wstępnie, bez większych konkretów.

To już ponad rok od barbarzyńskiej napaści Rosji na Ukrainę. To, co się wydarzyło, przeszło pana najgorsze przewidywania, czy spodziewał się pan Buczy, Oleniwki i innych zdarzeń?

Brak słów na to, co zrobili. Przekroczyli wszelkie wyobrażalne granice. Nie chcę mówić o ich sumieniu, bo oni go nie mają. Powiedziałem kiedyś: to nie są ludzie, ani nawet zwierzęta, bo ze zwierzętami można się jakoś porozumieć, "dogadać". To rodzaj biomasy, która robi coś nie do pomyślenia: niszczy życie, zabija wszystkich. Począwszy od kobiet, przez starców i dzieci. Nie ma dla nich żadnych granic.

Dla mnie to najstraszniejszy naród i nie chce mi się o tym narodzie mówić, bo nie ma o czym mówić. Przyszli do nas, żeby odbierać ludziom życie, dom, wszystko. Ale Ukraina zawsze będzie walczyć o wolność, aby nie żyć pod jakimś jarzmem.

Wiem, że wierzy pan w zwycięstwo Ukrainy. Co się musi stać, aby ono nastąpiło?

To, że wierzę, to mało powiedziane. Jestem tego pewien nie na 100, ale na 200 procent! I nie mam wątpliwości, że wygramy. Myślę, że jeśli nasi przyjaciele, partnerzy, Europejczycy będą szybciej pomagać z bronią, a nie tylko o tym dywagować, to zwycięstwo przyjdzie bardzo szybko.

Nasza armia nie jest tym, czym była na początku. Choć od pierwszych chwil byliśmy pozytywnie nastawieni i walczyliśmy tak mocno, jak tylko mogliśmy. Ale teraz oprócz entuzjazmu i miłości do ojczyzny będzie jeszcze coś. Chłopcy, którzy teraz walczą, przeszli bardzo dobrą szkołę. I w Anglii, i w Polsce, i w Czechach.

Jest wielu chłopaków, którzy są już wyszkoleni, którzy już wiedzą, jak walczyć i znają się na tym fachu. Pozostaje tylko, żebyśmy mieli dość broni i wszystko będzie dobrze. Wierzę w to, że to wkrótce nastąpi. Miałem przeczucie, że wojna się zacznie, a teraz mam, że latem wszystko powinno się skończyć.

Oby miał pan rację.

Na sto procent!

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty

Legenda Bayernu wbija szpilkę Lewandowskiemu
Wszedł do MLS z drzwiami i futryną