Dość nieoczekiwanie nie można powiedzieć złego słowa o wyborze PZPN. Nieoczekiwanie z tego powodu, że ostatnie decyzje Cezarego Kuleszy i jego współpracowników przynosiły polskiej piłce powody do ogromnego wstydu. Seria meczów w fatalnym stylu i liczne skandale złożyły się niemal w całości na kadencję Czesława Michniewicza, bo prawie każda aferka miała związek z tym szkoleniowcem. Dodatkowo federacja samodzielnie wystawiła się na "strzał" zatrudniając ochroniarza Dominika G. ps. "Grucha", który ma prokuratorskie zarzuty.
Ale postawienie na Fernando Santosa, włączenie selekcjonera do współpracy nad rozwojem polskiej piłki, do tego pomysł dokooptowania do jego sztabu Łukasza Piszczka i Tomasza Kaczmarka, wygląda bardzo sensownie. W końcu nasza federacja nakreśliła szerszy plan, wybiegający poza eliminacje do najbliższego turnieju.
Ciekawe, kto przyniósł ten pomysł do PZPN, ale trzeba przyznać, że jedną decyzją nasza federacja odcięła się grubą kreską od kompromitującej afery premiowej, którą cała Polska żyła jeszcze przez kilka tygodni po odpadnięciu kadry z mundialu. Tak szybkie wyjście z tego bagna wydawało się niemożliwe.
Mam tylko nadzieję, że nie jest to jedynie zabieg PR-owy i Santos faktycznie będzie dzielił się wiedzą z polskimi trenerami oraz zaangażuje się w zmianę myślenia - czytaj: odbetonowania naszej piłkę z defensywnego nastawienia, że czegoś się nie da.
Rozmawiałem z Mirosławem Sznaucnerem, który pracował z Santosem trzy lata w PAOK-u Saloniki (2007-10) i spodobała mi się jedna rzecz z tego, co opowiadał. Mianowicie, że nasz nowy selekcjoner to człowiek o dużej charyzmie, który trzyma w zespole twardą dyscyplinę.
Oprócz merytorycznej rozmowy i dobrego pomysłu na grę szatnia reprezentacji Polski potrzebuje nowych zasad. Ostatnio za dużo było ze strony piłkarzy chimeryczności i kręcenia nosem.
Zamurowało mnie, gdy dowiedziałem się, że przed meczem z Francją na mundialu
Robert Lewandowski zszedł z treningu wcześniej, bo nie był zadowolony z poziomu zajęć. Nawet jeżeli trening naprawdę nie był jakościowo na wysokim poziomie (tak było według relacji świadków), to jednak zachowanie gracza Barcelony świadczy, że pewne proporcje zostały zaburzone. A Santos pokazał ostatnio na mundialu w Katarze, że nie ma dla niego świętych krów, przecież posadził na ławce Cristiano Ronaldo.
Nie mam zamiaru bić w Lewandowskiego, bo wiemy, ile polska piłka mu zawdzięcza. Przede wszystkim dzięki niemu graliśmy na czterech wielkich imprezach z rzędu i wystąpimy pewnie i w kolejnej - na najbliższym Euro w Niemczech (2024). To jedynie przykład. Tej grupie ludzi potrzebny jest zimny prysznic, bo ostatnio wygodnie jej z tym, że to głównie trenerzy są winowajcami porażek.
Liczę na Santosa. Nie sądzę, by już w marcu zaskoczył powołaniami, ale mam nadzieję, że w dalszej perspektywie przewietrzy szatnię i pożegna zawodników, którzy najlepsze lata mają za sobą. Chciałbym też, by jego kadencja zapoczątkowała nowy sposób myślenia w federacji - budowania polskiej piłki w sposób całościowy, z myślą przewodnią, we współpracy głównego selekcjonera z siatką szkoleniowców zajmujących się juniorskimi kadrami.
Kadencja Santosa to być może ostatnia szansa na zasypanie ogromnej dziury, która wytworzy się w naszej piłce po zejściu ze sceny kapitana kadry - Roberta Lewandowskiego.
Marek Koźmiński zdecydowanie o nowym selekcjonerze. "Na pewno coś się wydarzy"