"Dumna porażka" FC Barcelony. Podstawa sukcesu Realu Madryt

Getty Images / Yasser Bakhsh / Na zdjęciu: piłkarze FC Barcelony
Getty Images / Yasser Bakhsh / Na zdjęciu: piłkarze FC Barcelony

Rok po "dumnej porażce" w El Clasico Barcelona stanie przed szansą na zdobycie pierwszego trofeum pod wodzą Xaviego. Mecz o Superpuchar Hiszpanii o godz. 20. Transmisja w Eleven Sports i na Pilot WP.

[tag=310]

Xavi[/tag] przejął stery w FC Barcelonie w listopadzie 2021 roku. Na pierwsze El Clasico nie musiał zbyt długo czekać. To przyszło bowiem niespełna trzy miesiące później. 12 stycznia Real Madryt i FC Barcelona stanęły naprzeciwko siebie w półfinale Superpucharu Hiszpanii.

Spotkanie odbywało się, podobnie jak obecna edycja, w Arabii Saudyjskiej. Zespół prowadzony przez hiszpańskiego szkoleniowca pokazał dużo jakości, ale to nie wystarczyło, aby pokonać "Los Blancos" w pierwszym podejściu.

Kapitalne widowisko w Arabii Saudyjskiej

Mecz pomiędzy Realem Madryt a FC Barceloną, który zaplanowano na 12 stycznia 2022 roku, był prawdopodobnie jednym z najbardziej emocjonujących El Clasico w ostatnich kilku latach. Wynik 3:2 mówi sam za siebie, a stawka zwiększała się wraz ze świadomością, że za rogiem czekał finał.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo po transferze Ronaldo. Zobacz, co się działo na meczu

Drużyna Xaviego wówczas była jeszcze całkowicie niegotowym projektem. Na pozycji napastnika wybiegł Luuk de Jong (obecnie gra w PSV Eindhoven). Na środku obrony występował Gerard Pique (już na emeryturze), a na prawej obronie atakom Vinicius Juniora musiał zapobiegać Dani Alves (aktualnie Pumas UNAM).

Real zdecydowanie lepiej wszedł w to spotkanie. Carlo Ancelotti doskonale znał słabości swojego rywala, a tym była właśnie prawa strona defensywy. Pojedynek Vinicius - Alves mógł przerażać kibiców "Blaugrany".

Xavi mimo braku szybkości Alvesa, zdecydował się zaufać jego doświadczeniu. To był wyraźny błąd. Przewaga prędkości znajdującego się wówczas w doskonałej formie skrzydłowego "Królewskich" szybko dała o sobie znać.

W 25. minucie spotkania piłkę w środku pola odebrał Sergio Busquetsowi Karim Benzema. Francuz podał do Viniego, a ten pobiegł w stronę bramki Marca-Andre ter Stegena i z łatwością pokonał Niemca mocnym strzałem przy bliższym słupku.

Od tej chwili kibice Barcelony zaczęli marzyć o golu wyrównującym jeszcze w pierwszej połowie meczu. Pośród piłkarzy, którzy wystąpili w ofensywie, próżno było szukać klarownego faworyta, aby tego dokonać.

Ta historia musiała się dopełnić bramką zdobytą przez wyszydzanego zewsząd Luuka de Jonga. Holender zrobił to, jak rasowy napastnik. Można właściwie powiedzieć, że to Eder Militao strzelił gola de Jongiem.

Środkowy obrońca "Królewskich" chciał wybić piłkę z pola karnego. Ta odbiła się od próbującego zablokować wybicie de Jonga i wpadła do siatki obok bezradnie interweniującego Thibaut Courtois. Do przerwy mieliśmy remis i otwartą sytuację.

Na drugą część spotkania zdecydowanie bardziej naładowani wyszli piłkarze z Katalonii. To zespół Xaviego przez pierwsze 20 minut nie pozwolił Realowi na nic. Nie udało się jednak strzelić w tym czasie gola.

Realowi nie można zostawić nadziei, bo skrzętnie to wykorzysta. Tak też stało się w tym spotkaniu. Kluczowa była zmiana przeprowadzana przez Carlo Ancelottiego. Włoch wprowadził Rodrygo Goesa w miejsce Marco Asensio.

Brazylijczyk rozruszał ofensywę Realu. Przez cztery minuty obecności młodego skrzydłowego na murawie "Królewscy" stworzyli dwie sytuacje Benzemie. Pierwsza zakończyła się strzałem lewą nogą w słupek, a druga golem Francuza. Barcelona znów stanęła pod ścianą.

Na ratunek przyszedł Ansu Fati, który dopiero wracał po kontuzji kolana. Kolejny z młodych piłkarzy na boisku zrobił różnicę. Mierzący 178 centymetrów wzrostu skrzydłowy odnalazł się w polu karny i pokonał Courtouisa, dając zespołowi upragniony remis. 2:2 w regulaminowym czasie gry oznaczało dodatkowe 30 minut dogrywki.

Bohaterami dogrywki zostali wprowadzeni z ławki Federico Valverde i Rodrygo Goes. Brazylijczyk kolejny raz pokazał swoją doskonałą szybkość, ale także przytomność umysłu. Zagrał trochę w stylu Łukasza Piszczka za najlepszych czasów.

Skrzydłowy dostał piłkę od Casemiro na wysokości około 35. metrów od bramki Barcelony. Miał przed sobą przestrzeń, którą fenomenalnie wykorzystał. Gdy znalazł się już w polu karnym, zagrał piłkę wycofaną do Valverde. Urugwajczyk z bliska wpakował ją do siatki, zdjął koszulkę i przypieczętował triumf Realu Madryt.

Ten mecz według hiszpańskich mediów odmienił historię pomocnika urodzonego w Montevideo. Przed spotkaniem podobno zastanawiał się nad swoją przyszłością w Realu. Po tym golu wszystko się zmieniło, a Fede stał się podstawowym piłkarzem Carlo Ancelottiego.

Sam Włoch po zakończeniu sezonu przyznawał, że ten mecz stanowił podstawę sukcesów Realu, który zdobył Ligę Mistrzów oraz wygrał ligę hiszpańską. Drużyna wróciła z wielkim entuzjazmem, a ten przekuła w trofea.

Z kolei w Barcelonie wszyscy byli zgodni. To ona w tym meczu była lepsza i, jak to często się mówi "nie zasłużyła na porażkę". Klubowi działacze nazwali tę przegraną "dumną porażką".

W niedzielę 15 stycznia Xavi stanie przed szansą zdobycia pierwszego trofeum w swojej trenerskiej karierze na Camp Nou. Obecnie oba zespoły znajdują się w słabej formie, ale różnica między nimi się zatarła. Możemy liczyć, że będziemy świadkami wielkiego widowiska.

Finał Superpucharu Hiszpanii Real Madryt - FC Barcelona w niedzielę o g. 20. Transmisja w Eleven Sports, dostępnym na Pilot WP. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.

Rafał Sierhej, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Największa trauma Roberta Lewandowskiego. "To wciąż boli"
Absurd na MŚ. Szef FIFA wystawił Katarowi laurkę

Źródło artykułu: WP SportoweFakty