Gdyby prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej nie zrezygnował z usług Michniewicza, stałby się zakładnikiem własnej decyzji. Pełniłby rolę adwokata człowieka, który skonfliktował się nie tylko z dziennikarzami, ale nawet Jakubem Kwiatkowskim, rzecznikiem kadry, który od lat sprawuje swoją funkcję. To by oznaczało koniec obiektywizmu i tworzenie środowiska, w którym selekcjoner jest istotniejszy od piłkarzy, komunikacji, sztabu, wszystkiego, co składa się na końcowy sukces reprezentacji.
Można powiedzieć, że w całej układance najistotniejsze są wyniki i poziom prezentowany przez reprezentację, ale również w tym względzie wybuchły kontrowersje. "Autobus" ustawiony niemal na linii bramkowej i ultradefensywna taktyka podczas mistrzostw świata przyprawiały o mdłości każdego, kto mecze śledzi częściej niż raz na cztery lata. Zresztą za styl naszą kadrę krytykowano nie tylko w Polsce, ale również na świecie. Zagraniczni dziennikarze zauważyli tchórzliwą postawę drużyny na boisku. Tymczasem sami zawodnicy powtarzali wielokrotnie, iż optują za ofensywą.
To prawda, że w Katarze przegraliśmy tylko z mistrzami i wicemistrzami świata. To prawda, że wyjście z grupy było największym sukcesem mundialowym od lat. Jednak perspektywa się zmienia z każdym rokiem. Obecne pokolenie powoli kończących kariery reprezentacyjne piłkarzy jest najlepszym od czasów, kiedy jakiekolwiek sukcesy wydawały się realne. Ci piłkarze nie zasłużyli na kompromitujący styl, w którym byli zmuszeni grać.
Michniewicz po odpadnięciu z mundialu sugerował, że samo wyjście z grupy było dużym osiągnięciem, a przecież przed wyjazdem mówiono, że to cel minimum. Styl nie jest tak istotny jak wynik. Tyle że slalomista, który potyka się na stoku i jako rosnąca kula śnieżna jakimś cudem przetoczy się błyskawicznie między wszystkimi bramkami, nawet jeśli osiągnie najlepszy czas, nie będzie wzbudzał szacunku. Ani kibiców, ani rywali.
ZOBACZ WIDEO: Szymon Marciniak w świetnym humorze. Tak rozśmieszał dziennikarzy
Koniec infantylnych kłótni z dziennikarzami. Koniec rozmów o kasie od premiera w czasie wielkiego turnieju. Koniec bronienia ultradefensywnego stylu gry. Koniec omijania dziennikarzy i kibiców po powrocie z najważniejszej imprezy czterolecia. Koniec konfliktów wewnątrz kadry. Wreszcie, i może najważniejsze, koniec wtłaczania nam do głów, że tylko umiejętność zamiany wody w wino jest w stanie uzdrowić polską reprezentację.
Przychodzi czas świeżości. Oczywiście, o ile PZPN zdecyduje się na poważną opcję dla polskiej kadry. Osobiście, trzech ostatnich selekcjonerów uważam za efekt niedostatecznej analizy, jakieś nieporozumienie wynikłe podczas negocjacji.
Prezes Kulesza musi postawić sprawę jasno. Nie ma miejsca na półśrodki. Możliwe, że aktualne pokolenie już zmarnowano - oczywiście poza startem Polaków na Euro 2016 pod wodzą Adama Nawałki. Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny, Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik to zawodnicy, którzy mogą pograć jeszcze parę lat, ale (może poza Szczęsnym) ich poziom z wiekiem raczej rósł nie będzie. Wciąż jednak mamy kilka nazwisk stanowiących o sile polskiej kadry. Wciąż można wydobyć z nich nie tylko wyniki, ale też grę, której na świecie nie będziemy się wstydzić.
PZPN musi sięgnąć głęboko do kieszeni związku, aby zapłacić za prawdziwego i, przede wszystkim, sprawdzonego fachowca. Nie może być mowy o wątpliwościach co do jakości selekcji, komunikacji z zawodnikami, rozpracowania rywali, wreszcie taktyki i podziału zadań na boisku. Nowe nazwisko w polskiej piłce musi przerwać wszelkie kontrowersje związane z trenerskim zarządzaniem kadrą. Nowy selekcjoner musi być liderem, który pociągnie za sobą zarówno kibiców, jak i piłkarzy.
To ostatnia szansa, aby zapewnić temu pokoleniu godne miejsce w historii polskiej piłki.
Dawid Góra, szef redakcji WP SportoweFakty
Lato o zwolnieniu Michniewicza: Z góry wiedziałem, że nie ma szans >>
"Atmosfera nie do zniesienia". Eksperci komentują odejście Michniewicza >>