Dopiero teraz Robert Lewandowski i jego kibice zdali sobie sprawę, jak dużym wyzwaniem jest gra w FC Barcelonie. Z jednej strony euforia po występach w La Liga i powrocie na miejsce lidera po 836 dniach. Hiszpańscy publicyści o jej meczach w Hiszpanii powiedzieli, że Barca nie gra meczów, a zdaje egzaminy. I kiedy trzeba pokazać się w Europie, okazuje się, że podopieczni Xaviego po raz drugi zgłosili nieprzygotowanie do lekcji.
Wściekłość w Barcelonie
- Jestem oburzony, to niesprawiedliwość. Teraz mamy przed sobą trzy finały. Musimy grać lepiej niż we wtorek - tak trener Barcy podsumował porażkę z Interem 0:1.
Bolało go, że w końcówce sędzia nie przyznał Barcelonie rzutu karnego po możliwym przewinieniu Denzela Dumfriesa. Telewizyjne powtórki pokazały, że Holender zagrał piłkę ręką. Mimo analizy VAR arbiter nie odgwizdał faulu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz nawet się nie ruszył. Gol "stadiony świata"!
Bolało go też, że piłkarzom brakowało rytmu. Że w pierwszej połowie nie mieli żadnego pomysłu na zaskoczenie bramkarza Interu. Choć częściej byli przy piłce, to rywale stwarzali więcej zagrożenia i zdobyli bramkę tuż przed przerwą. Mówił o tym na konferencji. Jego reakcje przy ławce widzieli wszyscy. Rozczarowanie mieszało się ze złością.
Zirytowany Lewandowski
Ratujący się przed zwolnieniem Simone Inzaghi znalazł prosty sposób na Barcę. Wyłączył z gry Lewandowskiego. Polak odbijał się od obrońców jak od ściany i został odcięty od podań. Odpowiedzialność za atakowanie przeszła na innych graczy Barcy. Inicjatywę najczęściej brał wtedy na siebie Ousmane Dembele, ale jeden groźny strzał w drugiej połowie to za mało, by myśleć o wyjściu z grupy śmierci.
A Lewandowski odnalazł się nawet w tak beznadziejnej sytuacji. Lata gry w reprezentacji Polski zaprawiły go w tak trudnych bojach. Akcja z 66. minuty pokazała, dlaczego jest jednym z najlepszych na świecie. Napastnik skupił wtedy uwagę rywali na sobie, ruszył w stronę bliższego słupka bramki, czym zrobił miejsce Pedriemu, który po centrze Dembele trafił do siatki. Jednak zamiast radości znów była złość, bo sędzia nie uznał bramki z powodu zagrania ręką Ansu Fatiego.
Z każdą minutą było jej coraz więcej. Coraz częściej irytował się Xavi, który w końcu został ukarany żółtą kartką. Cierpliwość tracił też Lewandowski. Zdjęcia pokazujące jego reakcje po rozmowach z sędzią już obiegły cały świat. Choć we wtorek oglądaliśmy Lewandowskiego w koszulce jednego z największych klubów na świecie, często przypominał on tego umęczonego z meczów reprezentacji, kiedy cała presja skupiona jest na nim.
Josep Maria Minguella, były agent piłkarski, który sprowadził do Barcelony Diego Maradonę, już po meczu z RCD Mallorca zwrócił uwagę, że "Lewemu" brakuje partnerów w ataku. "Reszta piłkarzy ledwo strzelała na bramkę. To deficyt, któremu trzeba zaradzić" - komentował na łamach "Mundo Deportivo". Myśl naszła go mimo euforii po zwycięstwie i awansu na pierwsze miejsce w tabeli. A stało się to za sprawą świetnego gola Polaka. Bez tego Barca dalej oglądałaby plecy Realu Madryt.
I nie ma co składać pretensji do Lewandowskiego, że na Majorce wyczarował coś z niczego i nie powtórzył tego w Mediolanie. Grając samemu na cały blok obrony, z góry jest się skazanym na porażkę. Tymczasem w weekend trafił na wagę zwycięstwa mimo presji dwóch rywali. We wtorek nie miał nawet połowy takiej sytuacji. A na krok nie odpuszczali go mistrz Europy, Alessandro Bastoni oraz mistrzowie Włoch Stefan de Vrij i Milan Skriniar.
Wróciły stare demony
Trzej zdolni i doświadczeni obrońcy obrócili w pył plany Xaviego. Po odłączeniu lidera od gry, nikt nie potrafił przejąć inicjatywy w ataku. Szarpał Dembele, Raphina bezskutecznie szukał rozwiązań, błyszczeli momentami 19-letni Pedri i 18-letni Gavi. Jednak mimo ogromnego talentu nie wypada oczekiwać od nich, że będą już w stanie brać całą presję na siebie. Potrzeba było latem bardziej przemyślanych transferów do pomocy lub szybkiego pogodzenia się z Frenkiem de Jongiem. Chyba, że Barca chce zorganizować nastolatkom ekspresową maturę. Już raz nie skończyło się to dobrze, kiedy dwa lata temu Pedri rozegrał 52 mecze w sezonie i z powodu przeciążeń miał duże problemy w minionych rozgrywkach.
W starciach z Bayernem i Interem Lewandowski nie miał udziału przy ani jednej bramce w Lidze Mistrzów. Dla jednego z najlepszych piłkarzy świata to trudna do przełknięcia pigułka. Ostatni raz taka niemoc dopadła go dwa lata temu, kiedy na starcie fazy grupowej nie zdobył bramki ani nie asystował w meczach z Atletico Madryt i Lokomotiwem Moskwa.
Tamten sezon Bayern skończył na ćwierćfinale. "Lewy" odpuścił oba mecze z powodu kontuzji. Dziś taki wynik on i Barcelona mogliby wziąć w ciemno. Po trzech meczach nie są pewni wyjścia z grupy, a muszą gonić Bayern i Inter. Jednak jeśli Barcelona ma dokonywać cudów, to z kimś takim jak Lewandowski.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Czekali na to 836 dni. Lewandowski wszystko zmienił
Alarm w reprezentacji. Kamil Glik usłyszał wstępną diagnozę