To była 66. minuta i kolejna akcja przeprowadzona przez Barcelonę prawą stroną boiska. Pod bramkę ruszył motor napędowy wicemistrza Hiszpanii, Ousmane Dembele i dośrodkował w pole karne. Czekał tam Robert Lewandowski, który wziął na plecy trzech rywali i ruszył w stronę bliższego słupka. Tymczasem piłka poleciała wprost do ustawionego dalej Pedriego, który z dobrej pozycji trafił do siatki.
Goście poderwali się z radości, ale szybko przerwał ją sędzia. Po analizie VAR dostrzegł, że w polu karnym piłkę ręką dotknął Ansu Fati. To sprawiło, że gola nie można było uznać, a Barca dalej przegrywała z Interem 0:1.
Trudny wieczór Polaka
Lewandowski, choć miał niezwykle trudne życie w Mediolanie, w kluczowej sytuacji zachował się jak prawdziwy lider. Skupił na sobie uwagę obrońców, ale błąd 19-letniego Fatiego pozbawił nadziei na wywiezienie punktów z Włoch. A w takich zawodnikach była we wtorek nadzieja Barcelony. Obrońcy Interu skutecznie odcięli od gry "Lewego", który tylko na początku zdołał zagrozić bramce Onany. Później - tak jak w reprezentacji Polski - musiał wracać do środka pola, by dostać jakiekolwiek podanie.
Niewidoczny był też Raphinha, za którego wszedł w drugiej połowie Fati. Najczęściej atakował Dembele, ale na końcu najczęściej niecelnie dośrodkowywał. Jeden groźny strzał w 61. minucie, po którym Onana rzucił się do obrony to zdecydowanie za mało.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ to zrobił! Ten film ma ponad 800 tys. wyświetleń
Ostatnia nadzieja na remis przyszła w końcówce. Znów dośrodkowanie i zamieszanie w polu karnym. Choć w telewizyjnych powtórkach wydawało się, że Denzel Dumfries zagrał piłkę ręką, arbiter nie przyznał karnego.
Do bólu skuteczni
Dużo skuteczniejsi w ataku byli gospodarze, którzy mimo mniejszego czasu przy piłce byli bardzo konkretni w polu karnym gości. Do siatki trafili już w 29. minucie. Wtedy jednak gol Joaquina Correi po efektownym rajdzie nie został uznany z powodu spalonego.
O meczu przesądził doliczony czas pierwszej połowy. Andreas Christensen nie zdążył wybić piłki, przejął ją Hakan Calhanoglu i huknął z kilkunastu metrów. Nie zdążył do niego dobiec Sergio Busquets, a Marc-Andre ter Stegen był bez szans.
Spisywany na straty Inter pogrążył rozbudzającą wielkie nadzieje Barcelonę. Z każdą minutą rosła frustracja trenera Xaviego i szanse Barcy na awans z grupy. Chwilę po zostaniu liderem La Liga zespół poniósł drugą porażkę w Lidze Mistrzów i oblał kolejny wymagający egzamin. Wcześniej Barca poległa w Monachium z Bayernem. Jej jedyny dobry występ w Europie to wygrana 5:1 z Victorią Pilzno. To za mało, by marzyć o podbijaniu najbardziej prestiżowych rozgrywek.
W La Liga dopiero co skończyło się wielkie odliczanie Barcelony. Katalończycy zostali liderem po 836 dniach oczekiwania. Jednak dalej odliczają dni od kolejnego wielkiego meczu w Champions League. Ostatnie zwycięstwo z mocnym i uznanym rywalem odnieśli w październiku 2020 roku, kiedy pokonali Juventus. Impas trwa, a czas do końca fazy grupowej biegnie coraz szybciej.
Po trzeciej kolejce liderem grupy C z dorobkiem dziewięciu punktów jest Bayern. Drugi Inter ma sześć punktów, trzecia Barcelona - trzy.
Inter Mediolan - FC Barcelona 1:0 (1:0)
1:0 - Calhanoglu 45+2'
Inter:
Andre Onana - Alessandro Bastoni, Stefan de Vrij (76. Federico Acerbi), Milan Skriniar - Federico Dimarco (76. Denzel Dumfries), Henrich Mchitarjan, Hakan Calhanoglu (85. Kristjan Asllani), Nicolo Barella, Matteo Darmian (76. Robin Gosens) - Lautaro Martinez, Joaquin Correa (56. Edin Dżeko).
FC Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Sergi Roberto, Andreas Christensen (58. Gerard Pique), Eric Garcia, Marcos Alonso (63. Alejandro Balde) - Gavi (83. Franck Kessie), Sergio Busquets, Pedri - Raphinha (63. Ansu Fati), Robert Lewandowski, Ousmane Dembele.
Żółte kartki: Barella, Calhlanoglu, Martinez i Bastoni (Inter) oraz Busquets i Gavi (Barcelona).
Sędzia: Slavko Vincić (Słowenia).
Czytaj też:
Czekali na to 836 dni. Lewandowski wszystko zmienił
Alarm w reprezentacji. Kamil Glik usłyszał wstępną diagnozę