Paweł Patyra: Po czterech kolejnych meczach bez zwycięstwa w końcu udało się wygrać z Motorem Lublin 2:0.
Jacek Gorczyca: Mieliśmy swój plan. Przede wszystkim chcieliśmy wykluczyć nasze błędy, które popełniamy na wyjazdach - to, że tracimy tyle bramek. Teraz chcieliśmy wyczekać moment, w którym to my oddamy ten cios. Można powiedzieć, że do strzelenia przez nas bramki Motor już w drugiej połowie miał trzy stuprocentowe sytuacje, ale po to jesteśmy, żeby sobie pomagać. W tym meczu byliśmy zespołem. Zawodnicy, którzy weszli dali bardzo dobre zmiany i udało się wygrać.
Po raz pierwszy w obecnym sezonie udało się panu zachować czyste konto w meczu wyjazdowym. Był pan górą w kilku groźnych sytuacjach i dołożył swoją cegiełkę do porażki Motoru.
- Taka jest piłka, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Mi udało się zachować czyste konto, pomóc drużynie i z tego bardzo się cieszę. Od tego jestem z tam z tyłu, żeby pomóc. Udało się nam wykonać plan, który był podany przez sztab szkoleniowy.
Pierwsza połowa była jednak słaba w wykonaniu obu drużyn. Z czego to wynikało?
- My jesteśmy ostatnio przyzwyczajeni do grania na śliskich murawach, a w Lublinie boisko było bardzo tępe. Motor był bardzo zmobilizowany i zdeterminowany. Naprawdę nie dziwię się, że w Lublinie nie umiał wygrać Widzew i inne drużyny. Motor nam leży. To był trzeci mecz, w którym broniłem tutaj w przeciągu ostatnich dwóch lat i jeszcze nie puściłem bramki, z czego bardzo się cieszę.
Widzew stracił punkty w Lublinie, za to GKS zwyciężył raczej pewnie...
- Kiedyś mieliśmy mecze z Turem Turek, gdy nas lali równo, u siebie przegraliśmy 1:4. Wiadomo, że ta liga jest wyrównana, co pokazuje tabela. Każdy z każdym stara się i zdobywa punkty, Widzew przegrał z Dolcanem. Tak można byłoby mówić i mówić.
Jacek Gorczyca to pewny punkt drużyny GKS-u.
W meczu z Motorem najlepsi strzelcy drużyny pokazali, że ciągle się rozkręcają.
- My cieszymy się, że Bartek (Iwan - przyp. red.) i Kali (Krzysztof Kaliciak - przyp. red.) dalej utrzymują skuteczność. Mamy dużo strzelonych bramek, w końcu zagraliśmy na zero z tyłu. Teraz trzeba szybko odpocząć, zregenerować siły i myśleć tylko o sobotnim meczu z Gorzowem.
GKS jest jedną z najskuteczniejszych drużyn ligi, ale też traci bardzo dużo bramek i ma na koncie tyle samo zwycięstw co remisów.
- Coś za coś. W tamtym roku na jesieni traciliśmy tak samo dużo bramek, a nie zdobywaliśmy punktów. Teraz - wiadomo w jakich okolicznościach, prowadząc dwoma bramkami i takie rzeczy - ale zdobywamy te punkty. Wywalczyliśmy ciężki punkt w Płocku i Poznaniu. To cieszy. Wiadomo, że jest niedosyt, kiedy wygrywaliśmy dwoma bramkami z Wartą, ale wolę zremisować 3:3 niż przegrać 0:1.
GKS zajmuje teraz 8. miejsce w tabeli. Uda się podskoczyć wyżej?
- My na razie gramy swoje, chcemy jak najlepiej i czekamy wreszcie na jakieś zmiany organizacyjno-finansowe w klubie. Myślę, że to wkrótce się wyklaruje, bo naprawdę jest ciężko. Mam nadzieję, że ktoś w końcu zauważy to, że my bardzo staramy się dla tego klubu, żeby było dobrze.
Oddziałuje to na waszą postawę na boisku?
- Na pewno nie. Wiadomo, mamy rodziny, więc ten temat przechodzi przez szatnię. Jest jednak moment, kiedy wsiadamy do autobusu i wyjeżdżamy na mecz czy mamy zbiórkę przed spotkaniami u siebie i wtedy kompletnie odłączamy się. My już nauczyliśmy się żyć w takiej sytuacji. Praktycznie rok temu mieliśmy podobną sytuację, gdzie cztery miesiące byliśmy bez złotówki. Troszeczkę doświadczyliśmy, jak zachowywać się w takim momencie. Najgorzej jest jak człowiek załamywałby się tym, że nie płacą. Taka jest piłka nożna, trzeba to też pokochać, polubić i grać dla klubu, dla kibiców i sam dla siebie. Jesteśmy związani z GKS-em, bo praktycznie wszyscy chłopcy pozostali. Każdy chce grać dla tego klubu, dla tych wspaniałych kibiców. Warto ciężko pracować i grać, a może przyjdą efekty w postaci ustabilizowania się sytuacji finansowej w klubie.