Kac po porażce z Rakowem w zeszłym tygodniu 0:4 był tak duży, że Legia przebudziła się z niego dopiero w 20. minucie piątkowego meczu z Miedzią Legnica. Sygnał do ataku dała trójka liderów ofensywy. Josue zagrał do uciekającego na lewej stronie Filipa Mladenovicia. Serb włączył tryb "turbo" i dośrodkował do Pawła Wszołka. Gol kontaktowy dał tlen gospodarzom, którzy jeszcze przed przerwą zdążyli wyrównać.
Asystujący przy pierwszym golu Legii Mladenović zaczął spektakl. Po tym, co zrobił lewy obrońca w kolejnych minutach, wszyscy łapali się za głowy. Wyrównał w 44. minucie po centrze z rzutu wolnego. Nim piłka odbiła się od murawy, huknął nie do obrony. To pokazuje, w jak świetnym momencie jest Serb, któremu niedawno urodziło się dziecko. I nie był to koniec jego popisów.
W 56. minucie odtworzył świetną akcję z pierwszej połowy. Tym razem z prawej stron zagrał Paweł Wszołek, a Mladenović zrobił "kopiuj-wklej". Znów perfekcyjnie uderzył z woleja. Bramkarz i obrońcy Miedzi mieli przykre deja vu. A Serb odkupił winy po chamskim zachowaniu sprzed kilkudziesięciu minut. Uderzył rywala łokciem w twarz.
ZOBACZ WIDEO: Kiedy Lewandowski usłyszał to pytanie, aż zadrżał. Odpowiedział: tylko nie to!
Po golu na 3:2 role się zamieniły. To Miedź leżała na deskach i wołała o ręcznik, a Legia łapała wiatr w żagle. Ostatni poważny sygnał beniaminek wysłał w 70. minucie. Chuca wprawdzie trafił do bramki, ale wcześniej popełnił z kolegami wszystkie możliwe błędy - najpierw spalony, potem zagranie ręką. Z wyrównania nici.
Kibice, którzy przyjechali z Legnicy na mecz, stracili nadzieję w 78. minucie. Wystarczyło rzucić bidonem, by sędzia Damian Kos ukarał drugą żółtą kartką Angelo Henriqueza.
Beniaminek wraca z Warszawy z długą listą błędów i ogromnymi wyrzutami sumienia. Bo to, jak zagrali na początku spotkania, było niezwykle imponujące. Zespół od razu ruszył na rywala i bezlitośnie wykorzystał dwa błędy. Pokazał przy tym ponadprzeciętną jakość.
Najpierw w drugiej minucie Maxime Dominguez odebrał piłkę Rafałowi Augustyniakowi i podał do Henriqueza, który uciekł dwójce obrońców. Kilkanaście minut później ten sam błąd. Bartosz Slisz niecelnie zagrał do Augustyniaka i błyskawiczny kontratak. Akcję wykończył Luciano Narsingh i spora zaliczka była w kieszeni w mniej niż kwadrans.
A mogła być większa, gdyby później Kacper Miszta nie obronił uderzenia Narsingha. Holender próbował go przelobować. Z kolei w 28. minucie z powodu spalonego sędzia nie uznał trafienia Olafa Kobackiego.
Przez pierwsze minuty beniaminek pokazał, że ma kreatywnych i zdolnych piłkarzy w ataku. Jednak za problemy z koncentracją i błędy w obronie płaci wysoką cenę. Mimo obiecujących występów jest przedostatnia w tabeli z pięcioma punktami na koncie.
Na drugim biegunie tabeli jest Legia. Zespół Kosty Runjaicia awansował na pierwsze miejsce kosztem Wisły Płock, która w niedzielę zmierzy się z Zagłębiem Lubin.
Legia Warszawa - Miedź Legnica 3:2 (2:2)
0:1 - Henriquez 2'
0:2 - Narsingh 14'
1:2 - Wszołek 20'
2:2 - Mladenović 44'
3:2 - Mladenović - 56'
Legia:
Kacper Tobiasz - Mattias Johansson (46' Lindsay Rose), Rafał Augustyniak, Maik Nawrocki, Filip Mladenović (90+4. Yuri Ribeiro) - Bartosz Slisz - Paweł Wszołek, Josue, Bartosz Kapustka (46. Ernest Muci), Maciej Rosołek (74. Blaz Kramer) - Carlitos (88. Igor Charatin).
Miedź: Paweł Lenarcik - Carlos Julio Martinez, Nemanja Mijusković, Levent Guelen, Hubert Matynia - Jeronimo Cacciabue, Chuca - Luciano Narsingh (64. Maciej Śliwa), Maxime Dominguez (82. Koldo Obieta), Olaf Kobacki (74. Kamil Zapolnik) - Angelo Henriquez.
Żółte kartki: Mladenović i Josue (Legia) oraz Dominguez, Henriquez i Gulen (Miedź).
Sędziował: Damian Kos (Gdańsk).
Czerwona kartka: Henriquez (Miedź) w 79. minucie za drugą żółtą.
Kibiców: 18311.
Czytaj też:
Sebastian Szymański doceniony. Polak piłkarzem miesiąca
Nicola Zalewski z wielką szansą! Polak może wygrać prestiżową nagrodę