Przez lata żaden klasowy napastnik ani myślał o transferze do Bayernu Monachium. Powodem był rzecz jasna Robert Lewandowski. Polak był absolutnie kluczową postacią mistrza Niemiec. Nie miał ochoty odpoczywać, chciał grać niemal wszystko od deski do deski i przy tym nie opuszczał meczów z powodu kontuzji.
Co w takim klubie miał robić inny środkowy napastnik z ambicjami do gry i strzelania goli? Nic. Dlatego przez lata w Bayernie był właściwie tylko Lewandowski i nikt więcej.
Sytuacja zaczyna się powtarzać w Barcelonie. Jeszcze przed chwilą poza "Lewym" na środku ataku mogli grać Memphis Depay i Pierre-Emerick Aubameyang. Po weekendzie obu na Camp Nou może już nie być. Zostanie sam Lewandowski.
Nikogo nie będzie
Depay najpierw stracił miejsce w składzie na rzecz "Lewego", później numer na koszulce, a za chwilę przejdzie do Juventusu. I w całej tej sytuacji dziwi postępowanie Barcelony.
ZOBACZ WIDEO: Uderzyła jak Lewandowski! Gol stadiony świata
Duma Katalonii ma oddać zawodnika za darmo. A przecież mówimy o piłkarzu w idealnym wieku (28 lat), podstawowym i kluczowym napastniku silnej reprezentacji Holandii. Fachowy portal transfermarkt.de wycenia go na 35 mln euro, nawet połowa tej kwoty solidnie wzmocniłaby finanse Barcelony.
Całe szczęście dla klubu, że Depay rok temu przechodził na zasadzie wolnego transferu, bo kibice mogliby nie wybaczyć dość dziwnego ruchu robionego na szybko, aby tylko "zejść" z pensji Depaya.
Xavi miał podkreślać, że z klubu odejdzie albo Depay, albo Aubameyang. Nie obaj. Jednak coraz więcej wskazuje na to, że nie uda się zatrzymać obu. Depaya nie chce Barcelona, a pieniądze z Aubameyanga bardzo się przydadzą. Przecież trzeba zarejestrować Julesa Kounde i na Camp Nou mają zawitać jeszcze lewy i prawy obrońca. A może nawet i Bernardo Silva. FC Barcelona zbiera więc drobniaki z pensji zawodników i myśli, jak je zainwestować.
Aubameyang ma przejść do Chelsea. Nie za darmo, ale na razie są dość duże rozbieżności pomiędzy klubami. Barca chciałaby 30 mln euro, Chelsea oferuje maksymalnie 15 mln. Piłkarz też jest wabiony przez The Blues obietnicą regularnych występów.
Wszystko na głowie "Lewego"
Sam Lewandowski mówił w rozmowie z WP SportoweFakty, że nie będzie grał we wszystkich meczach tego sezonu. Po pierwsze, będzie ich więcej niż w Bundeslidze (o cztery), a po drugie, pierwszy raz w historii w trakcie sezonu rozegrane zostaną mistrzostwa świata. To może być wyczerpujący rok. Zwłaszcza dla piłkarzy, których reprezentacje awansują do fazy pucharowej.
Czy jednak FC Barcelona nie podejmuje zbyt dużego ryzyka, stawiając tylko na "Lewego"? Oczywiście da się łatać dziurę innymi piłkarzami. W Bayernie mógł to być Thomas Mueller czy Serge Gnabry, ale nigdy nie były to typowe "dziewiątki". W Barcelonie będzie to samo. Na środku ataku może zagrać Ferran Torres czy nawet Ansu Fati, lecz to rozwiązanie tymczasowe.
A jak pokazał pierwszy mecz w La Liga, FC Barcelona wcale nie będzie wygrywała ze słabszymi przeciwnikami jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. I może okazać się na końcu, że Lewandowski pobije swój rekord pod względem liczby rozegranych minut. A miało być inaczej.
W niedzielę odbędzie się drugi mecz Lewandowskiego w barwach Barcelony. Na wyjeździe Duma Katalonii zmierzy się z Realem Sociedad. Początek spotkania o godz. 22.
Zobacz także: Lewandowski twarzą kampanii znanej sieci. Są pierwsze szczegóły
Zobacz także: Trudny wybór trenera Barcelony. Postawi na Lewandowskiego?!
Bartosz Zimkowski, WP SportoweFakty