Czy pamiętasz ten mecz? ŁKS - Manchester United 0:0

26 sierpnia 1998 roku zapisał się w pamięci nie tylko łódzkich kibiców. Tego dnia ŁKS podejmował najsłynniejszego rywala w swojej historii - Manchester United. Dwa tygodnie wcześniej Czerwone Diabły wygrały na Old Trafford 2:0 i ze spokojem czekały na rewanż.

Porażka w pierwszym meczu znacząco zmniejszyła szansę ŁKS-u na sukces, ale gospodarze pamiętali o słabym początku rozgrywek ligowych w wykonaniu przeciwnika, który zremisował dwa kolejne spotkania. Sztab szkoleniowy łódzkiej drużyny musiał dokonać roszad w składzie, w porównaniu do wyjazdowego pojedynku. Kontuzje wykluczyły z gry Tomasza Cebulę i Darlingtona Omodiagbe, a ich miejsca zajęli: Ariel Jakubowski oraz Tomasz Lenart.

Spotkanie lepiej rozpoczęli gospodarze, jednak jeśli już gościli oni w okolicach bramki Petera Schmeichela to niewiele potrafili tam zdziałać. Przed upływem 60 sekund gry Rafał Niżnik posłał piłkę tuż obok słupka, a później w polu karnym odnalazł się Zbigniew Wyciszkiewicz, ale trafił wprost w obrońców Manchesteru.

Jeszcze w pierwszej połowie Czerwone Diabły opanowały sytuację. Choć wynik bezbramkowy był dla nich korzystny, to jednak goście, jak na faworyta przystało, ani myśleli go bronić. Mimo prób m.in. Roy Keane, Teddy Sheringham czy Ole Gunnar Solskjaer nie trafili do siatki i Bogusław Wyparło zachował czyste konto.

Remis 0:0 w Łodzi dał awans Anglikom, którzy później zwyciężyli w Lidze Mistrzów. ŁKS nie miał jednak powodów do wstydu, wszak był to jedyny mecz pucharowy sezonu 1998/1999, kiedy Czerwone Diabły nie zdołały strzelić bramki. Łodzianie na pocieszenie zagrali w Pucharze UEFA i szybko odpadli z niego po porażce z AS Monaco.

Był to mecz pamiętny również z innego powodu. Przedostatni raz w swoim życiu na boisko wybiegł wówczas Jacek Płuciennik, który 3 września 1998 r. zginął w wypadku samochodowym.

Łódź, 26.08.1998 r.:

ŁKS Łódź - Manchester United 0:0

Składy:

ŁKS Łódź: Wyparło - Krysiak, Bendkowski, Pawlak - Lenart (81' Płuciennik), Wyciszkiewicz, Kos, Niżnik, Jakubowski (84' Bugaj) - Żuberek (51' Matys), Wieszczycki.

Manchester United: Schmeichel - Irwin, Johnsen, Stam, Phil Neville - Giggs (63' Solskjaer), Butt, Keane, Beckham - Scholes, Sheringham.

Żółta kartka: Beckham (Manchester).

Sędzia: Graziano (Włochy).

Specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl mecz z Manchesterem United wspomina były pomocnik ŁKS-u - Rafał Niżnik.

Paweł Patyra: Po porażce 0:2 na Old Trafford mieliście nadzieję, że jeszcze uda się coś osiągnąć?

Rafał Niżnik: Patrząc na to, że oni wygrali Ligę Mistrzów to raczej nie. Po tym, jak zagraliśmy na Old Trafford to raczej nie myśleliśmy o czymś więcej, jak tylko o dobrym meczu. Naprawdę było bardzo ciężko przejść Manchester, było to wręcz niemożliwe (śmiech).

W drugim meczu zremisowaliście 0:0, w pewnej mierze był to chyba również efekt tego, że rywale byli myślami już w fazie grupowej?

- Na pewno byli świadomi tego, że mają już 2:0 i gdyby Ole Gunnar Solskjaer był bardziej skuteczny to na pewno coś by strzelił. Oni mieli swoje sytuacje, a my może jakieś dwie.

Naprzeciwko was stanęli m.in. David Beckham czy Roy Keane. To sytuacja niecodzienna dla polskich ligowców.

- Robiło to wrażenie, przynajmniej na nas. Sam mecz na Old Trafford był dla nas niesamowitym przeżyciem. Szkoda, że takie rzeczy nie przytrafiają się częściej. Później graliśmy jeszcze z Monaco i to już było na tyle. Wcześniej ŁKS grał z FC Porto, więc były to ciekawe mecze.

Wyniki, jakie ŁKS osiągnął z Manchesterem United budzą szacunek, szczególnie mając na uwadze późniejsze "osiągnięcia" niektórych polskich drużyn w pucharach...

- Na pewno. Tak samo Wisła ostatnio dobrze grała z Barceloną czy też Realem Madryt i u siebie walczyli praktycznie jak równy z równym. Tylko pogratulować.

Te mecze z Czerwonymi Diabłami wspomina pan najlepiej spośród wszystkich w europejskich pucharach?

- Miałem jeszcze możliwość grania z Broendby. Pamiętam, że graliśmy z Parmą i IFK Goeteborg. IFK był bardzo mocnym zespołem. Z kolei z Parmą na wyjeździe zremisowaliśmy 1:1, a później u siebie przegraliśmy 0:3. Wszyscy myśleli, że jednak coś ugramy, a okazało się, że liga włoska jest za mocna dla duńskiej piłki.

Źródło artykułu: