To był cud. Mina "Lewego" mówi wszystko [OPINIA]

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Nawet Robert Lewandowski nie dowierzał, że Biało-Czerwoni mogą grać tak bez niego na boisku. Mecz z Holandią (2:2) zaprzeczył stereotypowi o reprezentacji Polski. A Czesławowi Michniewiczowi należą się brawa za odwagę.

Kiedy Matty Cash trafił na 1:0, wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. A gdy na 2:0 poprawił Piotr Zieliński, na naszych twarzach uśmiech mieszał się z niedowierzaniem. Nawet Robert Lewandowski nie wierzył własnym oczom, kiedy sędzia uznał trafienie Zielińskiego.

Jego mina, uchwycona przez realizatora transmisji, mówi wszystko. Po 49. minutach w Rotterdamie zanosiło się na cud, bo nikt nie spodziewał się, że grająca bez "Lewego" i Kamila Glika Polska będzie chociaż w stanie nawiązać walkę z Holandią.

Tymczasem Biało-Czerwoni nie tylko postawili się Oranje, ale dwukrotnie uciszyli De Kuip. To nie lada sztuka, bo Holendrzy wygrali 19 ostatnich rozegranych na tym stadionie spotkań. Dla nich obiekt w Rotterdamie to świątynia, którą Polacy zbezcześcili.

Mina Roberta Lewandowskiego po golu Polski na 2:0 / TVP Sport
Mina Roberta Lewandowskiego po golu Polski na 2:0 / TVP Sport

Problem w tym, że w mgnieniu oka wszystko wróciło do normy. Trzy minuty wystarczyły do tego, by Polacy roztrwonili przewagę, zupełnie oddali inicjatywę rywalom i wypromowali swojego bramkarza. Zamiast sensacyjnego zwycięstwa wracamy z Rotterdamu ze szczęśliwym remisem.

ZOBACZ WIDEO: Bayern rozmawia z Mane grając nazwiskiem Lewandowskiego. Ujawniamy kulisy!

W sobotę nie o sam wynik jednak chodziło. Czesław Michniewicz mówił wprost, że ten mecz to dla niego okazja do przeglądu kadr. - Do mundialu będziemy mieli 13 treningów. Kiedy mam dać tym chłopakom szansę jak nie teraz? - pytał selekcjoner. I okazało się, że potencjał reprezentacji Polski wcale nie jest tak słaby, jak się sądzi.

"Szukajcie, a znajdziecie" - może powiedzieć triumfalnie Michniewicz. Jak z kapelusza wyciągnął Jakuba Kiwiora, który jest wielkim odkryciem wyjazdu do Rotterdamu. Rzucony na głęboką wodę debiutant nie utonął, a wręcz przeciwnie. Świetnie radził sobie z Memphisem Depayem.

Grał tak dobrze, że w czasie meczu... bił rekordy popularności w Google, bo Polacy rzucili się do Internetu wyszukiwać informacji na jego temat. Trudno dziwić się fanom drużyny narodowej, bo 21-letni tyszanin nigdy nie grał w polskiej ekstraklasie.

Jako junior wyjechał do akademii Anderlechtu, a pierwsze kroki w seniorach stawiał na Słowacji, z której rok temu trafił do Spezii Calcio. My pisaliśmy o nim TUTAJ. Ma za sobą bardzo udany debiutancki sezon w Serie A, ale Michniewiczowi i tak należą się brawa za odwagę.

To nie był oczywisty wybór, tym bardziej że Thiago Motta w Spezii wystawia Kiwiora na pozycji defensywnego pomocnika. Selekcjoner nie bał się jednak drugiej z rzędu klęski, tylko wstawił w miejsce Glika zupełnego żółtodzioba, bo potrzebował odpowiedzi.

Obronił się też Nicola Zalewski. 20-latek z Romy potwierdził, że ma nie tylko olbrzymi talent, ale że już teraz może być ważnym ogniwem drużyny narodowej. A jego asysta do Casha była godna o wiele dojrzalszego piłkarza.

Co jeszcze wie Michniewicz po meczu w Rotterdamie? Nic nowego. Potwierdzenie znalazła stara gorzka prawda. Że prawy obrońca Bartosz Bereszyński jest naszym najlepszym lewym obrońcą. Tym bardziej po decyzji Macieja Rybusa o dalszej grze w Rosji. Więcej TUTAJ.

Że Piotr Zieliński po genialnych momentach zapada w letarg i nie można traktować go jak fundamentu gry zespołu. Jego przebłyski geniuszu są raczej miłym zaskoczeniem w paśmie rozczarowań. Z drugiej strony, jest ofiarą własnego talentu i rozdmuchanych oczekiwań względem niego.

Że Jacek Góralski to nie jest piłkarz, którego trzeba pokazywać światu, a czas Grzegorza Krychowiaka na najwyższym poziomie powoli mija, jeśli już nie minął. Problem w tym, że szykowany na ich pozycję Krystian Bielik jest permanentnie kontuzjowany.

Polacy w Rotterdamie zmazali plamę po blamażu w Brukseli i zrobili maleńki krok do przodu względem meczów z Walią (2:1) i Belgią (1:6), ale to wciąż za mało, by z optymizmem patrzeć w reprezentacyjną przyszłość.

Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: