Tegoroczny finał Ligi Mistrzów pierwotnie miał zostać rozegrany w Sankt Petersburgu. Po napaści Rosji na Ukrainę organizacja została jednak im odebrana, a ostatecznie finał odbył się w Paryżu na Stade de France. Powiedzieć, że Francuzi nie sprostali zadaniu, to jak nic nie powiedzieć.
Zawodom towarzyszyły bowiem straszne obrazki. Tłumy kibiców Liverpool FC nie mogły wejść na stadion. Z kolei było też wielu takich, którzy bez biletów przedarli się przez barierki i próbowali wtargnąć na trybuny. Policja potraktowała ludzi gazem łzawiącym, doszło także do starć, na skutek których ucierpiało kilkanaście osób.
Wydawało się, że w wyłapaniu sprawców bójek pomoże monitoring. Jednak nic bardziej mylnego, bowiem doszło do potężnego zaniedbania. Nikt z Francuskiego Związku Piłki Nożnej oraz policji nie zwrócił się o zabezpieczenie nagrań. Te usuwają się automatycznie po 7 dniach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldo wybrał się na pielgrzymkę. Co za poświęcenie!
W ten sposób zniknęły kluczowe dowody. Śledztwo będzie utrudnione, część sprawców uniknie kary, a także wiele procedur będzie musiało zostać powtórzonych.
- Chciałbym teraz znowu wysłuchać szefa paryskiej policji. Najważniejsze dowody zostały zniszczone na skutek najpewniej niekompetencji. Nie chcę myśleć, że dokonano tego celowo. Sprawa jest bardzo poważna i władza musi wziąć za nią odpowiedzialność - stwierdził senator Partii Socjalistycznej, David Assouline.
- Zabezpieczenie finału przez policję okazało się kompletną porażką. Ma to również przełożenie na wizerunek całego kraju - dodał szef paryskiej policji Didier Lallement.
Czytaj więcej:
Media: "Lewy" nie chce do giganta
Legenda polskiej piłki grzmi. "To kompromitacja!"