Ostatnie tygodnie to nie jest łatwy czas dla Adama Małysza. Najpierw w dość zaskakujących okolicznościach z kadry odszedł dyrektor sportowy Alexander Stoeckl. Zrobił to po tym, jak Małysz publicznie w mediach wyraził niezadowolenie z jego pracy. Do tego polscy skoczkowie bardzo słabo spisali się na mistrzostwach świata.
Kolejna afera w Polskim Związku Narciarskim. Chodzi o sekretarza generalnego związku Tomasza Grzywacza oraz byłego trenera bazowego Jakub Malczewskiego, olimpijczyka z 1992 roku. Całą sprawę opisał "Przegląd Sportowy Onet".
Jakub Malczewski oskarża związek, że nie wypłacił należnych mu faktur. PZN ma zalegać mu 60 tys. złotych. Trener twierdzi, że Grzywacz w maju 2024 roku przez osoby trzecie zabronił mu wystawiać faktur. Szkoleniowiec miał być zatrudniony na umowie B2B, co oznacza, że musiał to robić, żeby normalnie otrzymywać swoje wynagrodzenie.
- Pozostawałem do dyspozycji Polskiego Związku Narciarskiego i chętnych zawodników chcących konsultacji. Od pierwszego listopada 2024 dyrektor sportowy zaproponował mi przejście na asystenta trenera w jednej z kadr. W dniu kiedy jechałem już do PZN zadzwoniono do mnie, że pan Grzywacz zablokował zmianę stanowiska i zatrudnił kogoś innego. Tak więc dalej wykonywałem swoją pracę na wcześniejszym stanowisku. Postanowiłem jednak, wedle obowiązującej umowy, dochodzić swojego wynagrodzenia - opowiada.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
- Cały czas w tym czasie pozostawałem do dyspozycji Polskiego Związku Narciarskiego i chętnych zawodników chcących konsultacji. Od pierwszego listopada 2024 dyrektor sportowy zaproponował mi przejście na asystenta trenera w jednej z kadr. W dniu kiedy jechałem już do PZN zadzwoniono do mnie, że pan Grzywacz zablokował zmianę stanowiska i zatrudnił kogoś innego. Tak więc dalej wykonywałem swoją pracę na wcześniejszym stanowisku. Postanowiłem jednak, wedle obowiązującej umowy, dochodzić swojego wynagrodzenia umowy - opowiada.
Podaje również, że gdy w grudniu ubiegłego roku wystawił fakturę, to w styczniu otrzymał list z wypowiedzeniem umowy. Był on podpisany przez Grzywacza, jak i prezesa PZN Adama Małysza. Malczewski podkreśla, że nie ma pretensji do byłego skoczka, lecz jedynie do sekretarza generalnego PZN. Wcześniej Grzywacz był dyrektorem sportowym odpowiedzialnym za narciarstwo alpejskie.
Malczewski uważa, że powodem jego zwolnienia jest to, że podczas międzynarodowych zawodów na Słowacji, zwrócił mu uwagę, że pije piwo o 9 rano, a jego asystentka miała pić prosecco. Twierdzi, że robili to na stoku, gdzie rywalizowali zawodnicy. Z kolei Grzywacz przyznał się do tego, że faktycznie zostało mu zrobione zdjęcie z piwem. Tłumaczy się jednak, że był to napój bezalkoholowy, a także, że nie ma asystentki. Przebywała z nim wtedy Martyna Mitał, manager ds. zarządzania sportem i kadr narodowych.
Z kolei tak odniósł się do zarzutów o niewypłacanie pensji Malczewskiemu. "Problem w tym, że o ile w sezonie zimowym od stycznia do połowy kwietnia 2024 r. Jakub Malczewski wywiązywał się ze swoich obowiązków, o tyle w końcówce kwietnia i w całym maju właściwie nie wykonywał swojej pracy zgodnie z zapisami umowy (ale faktury na ową niewykonaną pracę wystawiał, a PZN je zapłacił). Kiedy jednak w czerwcu odkryliśmy tę sytuację, postanowiliśmy zawiesić realizację tej umowy do odwołania. I żeby była jasność, zrobili to członkowie Prezydium PZN, a nie ja osobiście" - pisze w oświadczeniu Grzywacz. Opowiada, że Malczewski od czerwca nie wykonał dla PZN żadnej pracy.
Grzywacz twierdzi, że Malczewski chce wyłudzić pieniądze ze związku i zapowiada kroki prawne.
Skoki narciarskie w Trondheim - oglądaj na żywo w TVN w Pilocie WP (link sponsorowany)