Kasprowy Wierch. 3-letnia Maryna Gąsienica-Daniel zakłada za duże buty. Niczym się jednak nie przejmuje. Jako małe dziecko czuje frajdę, ekscytację. Zakłada narty i zjeżdża w dół. Radzi sobie. Nie może być jednak inaczej. Jej starsza o siedem lat siostra Agnieszka już trenuje. Jest dla niej przykładem. Maryna stara się do niej dorównać.
- Rodzice stawiali nas na nartach i zarażali miłością do tego sportu. Pamiętam, że próbowaliśmy też biegówek i snowboardu. Chodziliśmy na zajęcia ogólnorozwojowe. Wzorowałam się na Agnieszce i podążałam drogą, którą przetarli mi siostra i rodzice - wspomina Gąsienica-Daniel, najlepsza polska narciarka alpejska i polska nadzieja na medal w igrzyskach olimpijskich w 2026 roku.
- Siostra, jako narciarka, była moim idolem i wzorem. W takim pozytywnym sensie zawsze zazdrościłam jej, że wyjeżdża na narty i startuje w zawodach na całym świecie. Też tak chciałam i dążyłam do tego - dodaje.
Decyzja w wieku 13 lat
Starsza siostra przebiła się do Pucharu Świata. Jeździła do igrzysk olimpijskich w Soczi. Później zakończyła profesjonalną karierę narciarki, a w jej ślady - z jeszcze lepszym skutkiem - poszła o siedem lat młodsza Maryna.
- Gdy miałam 13 lat i gdy wygrałam nieoficjalne mistrzostwa świata dzieci, to poczułam, że chcę być profesjonalną alpejką. Zrozumiałam, że mogą osiągać w tym sporcie sukcesy. Wspólnie z rodzicami podjęliśmy wtedy decyzję, że idę do szkoły mistrzostwa sportowego i angażuję się w ten sport w stu procentach.
W Pucharze Świata zadebiutowała w 2011 roku. Na pierwsze punkty w elicie musiała poczekać aż sześć lat. Głośniej o Polce zrobiło się od 2020 roku, gdy zaczęła osiągać znaczące wyniki w swojej koronnej konkurencji gigancie. Rywalizowała jak równy z równym z najlepszymi gigancistkami na świecie. Zajmowała miejsca w okolicach albo nawet w pierwszej dziesiątce.
Powrót na morfinie
Znaczący postęp w karierze Maryny Gąsienicy-Daniel poprzedziła poważna kontuzja. W 2019 roku, w Nowej Zelandii, podczas jednego z ostatnich treningów na zgrupowaniu przewróciła się i złamała kość piszczelową. Ból był nie do opisania. Wracała do kraju na morfinie. Lekarz, przed operacją, nie miał dla alpejki najlepszych wieści.
- Dostałam informację od ortopedy, że operacja będzie trudna i nie wiadomo czy wrócę na narty. Nie dopuszczałam jednak do siebie takiej myśli. Dla mnie to było nierealne. Wierzyłam, że doktor, który mnie operował, świetnie wykona swoją pracę, a ja potem wrócę do swoich obowiązków.
- Moja rehabilitacja i powrót na narty przebiegł sprawnie. To zasługa lekarzy, rodziny i całego mojego teamu. Operacja udała się, nie było żadnych powikłań. Miałam ogromną motywację do powrotu i sezon po kontuzji okazał się dla mnie jednym z najlepszych w karierze - podkreśla.
W 2021 roku, na mistrzostwach świata w Cortinie D'Ampezzo, dwukrotnie otarła się o medal. Była ósma w gigancie równoległym i szósta w gigancie. Wydawało się, że to dopiero początek jej spektakularnych wyników, że miejsca na podium w Pucharze Świata są już tylko kwestią czasu, ale nie było tak różowo. Polka nadal jest w szerokiej czołówce najlepszych gigancistek na świecie, ale brakuje spektakularnych wyników.
- W poprzednim sezonie byłam bardzo zagubiona. Straciłam pewność siebie i niełatwo było ją odbudować. Jesteśmy jednak na dobrej drodze. Wyniki może nie są rewelacyjne, ale stabilne. To krok w dobrą stronę. Żadna zawodniczka nie stoi w miejscu i wszyscy podnoszą swoje umiejętności. A najtrudniej jest właśnie zrobić ten ostatni krok, czyli stanąć na podium - przekonuje Gąsienica-Daniel.
W niedawno zakończonych mistrzostwach świata w Austrii, w swojej koronnej konkurencji, zajęła 15. pozycję.
- Moje cele i marzenia nadal są wysokie. Chcę walczyć o medale. Przez ostatnie dwa lata miałam jednak trudniejszy czas w swojej karierze, pojawiły się słabsze wyniki, dlatego doceniam to 15. miejsce.
- Pierwszy przejazd był bardzo trudny i ze względu na warunki panujące na trasie nie dało się wiele więcej zrobić. Drugi przejazd był świetny, takie dwa pozwoliłyby mi walczyć o medal. Oczywiście chciałabym lepszego wyniku, ale w tym 15. miejscu widzę pozytywy i na tym się skupiam przed igrzyskami - zapewniła alpejka.
Znany ojciec chrzestny
Jej myśli krążą już przy igrzyskach, ale żyje nie tylko narciarstwem alpejskim. W wolnej chwili oddaje się muzyce. Sama próbuje swoich sił na gitarze. O zamiłowanie do muzyki nie trudno, skoro ojcem chrzestnym Polki jest znany Sebastian Karpiel-Bułecka, piosenkarz, muzyk, skrzypek, lider formacji "Zakopower".
- Kocham muzykę, ale na pewno nie jestem taka utalentowana jak mój ojciec chrzestny - śmieje się Gąsienica-Daniel.
- Kocham przede wszystkim słuchać muzykę. W trudniejszych chwilach daje mi spokój i przestrzeń na przetrawienie różnych spraw. Uczę się grać na gitarze, ale trochę zapuściłam się pod tym względem w ostatnim czasie i jestem na etapie powrotu - dodaje.
Za rok kibice będą emocjonować się startami Maryny we Włoszech. Po pięciu latach Polka znów spróbuje zabłysnąć w Cortinie d'Ampezzo.
- Wiem, że medal nie jest marzeniem nieosiągalnym. Przez kilka lat startów w Pucharze Świata udowodniłam sobie, że stać mnie na równorzędną rywalizację z najlepszymi alpejkami na świecie. Chcę pojechać do Włoch w swojej najwyższej formie i zdrowa. Medal byłby wisienką na torcie mojej kariery - podsumowuje 31-letnia alpejka.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
by na nartach śmigać w las!
Lecz gdy z góry ruszyć miała,
sto nóg w nartach zaplątała,