Odejście takiego sportowca zawsze wzbudza smutek i to niezależnie od wieku. Andreas Molterer miał już 92 lata, ale w historii narciarstwa alpejskiego zapisał się złotymi literami i wieści o jego śmierci wstrząsnęły środowiskiem.
"Austriacki Związek Narciarski zawsze będzie czcił pamięć o Andreasie Moltererze, który jako osoba zawsze był wzorem do naśladowania" - czytamy w komunikacie federacji.
Najlepszy w jego wykonaniu był rok 1956. To wtedy podczas igrzysk olimpijskich w Cortina d'Ampezzo zdobył srebrny medal w gigancie oraz brązowy w zjeździe. Tamte zawody były jednocześnie mistrzostwami świata w narciarstwie alpejskim, więc dwa medale zamieniły się w cztery.
Austriak jednak uwielbiał inną trasę. Urodził się z Kitzbuehel i rozgrywane tam zawody Hahnenkammrennen były jego specjalizacją. Łącznie wygrywał tam dziewięciokrotnie (dwa razy w zjeździe, trzy razy w slalomie i cztery razy w kombinacji), czego nikt nie przebił do dzisiaj.
Kibice nadali mu przydomek "Blond błyskawica z Kitz". Po zakończeniu kariery na stałe wyjechał z żoną do Stanów Zjednoczonych. W USA otworzył nawet własny ośrodek narciarski w Aspen w stanie Kolorado.
Do rodzinnego Kitzbuehel wrócił dopiero w 2022 roku. Zdecydował się na ten krok dopiero po śmierci żony.
Brakuje śniegu. Zobacz, w jakich warunkach trenuje polski mistrz świata >>
Rosjanom brakuje amunicji. "Musimy płacić więcej" >>